Rozdział 4

692 63 31
                                    

Od samego początku Slash był strasznie zdenerwowany. Bo co dobrego mogło wyniknąć z tej czwórki u jego babci na obiedzie? To będzie totalna masakra. Znając życie, któryś coś odpieprzy, babunia pokaże swoją prawdziwą twarz diabła i ktoś skończy w szpitalu. To bardzo zły pomysł. Ale w sumie... Może później będzie mógł straszyć tą bandę idiotów, że poszczuje ich babcią. Tak to genialny pomysł! Babciu nadchodzimy!

Slash kochał swoją babcię. To ona go wychowała, to ona kupiła mu pierwszą gitarę (która swoją drogą w porównaniu do obecnego instrumentu marki Gibson, była do dupy, ale mimo wszystko włożył ją do gablotki i powiesił na ścianie. Obchodził każdą rocznicę posiadania jej, siedząc przed gablotką i pijąc w tajemnicy Danielsa, aż do czasu kiedy babcia go nakryła. Od tamtego czasu pił razem z nią), pozwoliła mu rzucić szkołę, twierdząc że twierdzenie cosinusów nie przyda mu się do życia i lepiej, żeby zajął się graniem, bo wygląda, że ma do tego talent (był wniebowzięty). Ale babcia miała też swoją "demoniczną twarz". Podbierała mu papierosy. Saul nigdy nie chował w domu alkoholu, bo nawet z najciemniejszej kryjówki pani Hudson potrafiła go wydobyć i obrócić na własny użytek (np. pijąc z koleżankami). Raz, gdy przyprowadził dziewczynę na noc, przywitała ją grzecznie i zasypała standardowymi babcinymi pytaniami typu "Kiedy ślub?", a w nocy za to zapukała do jego pokoju i dała paczkę prezerwatyw.

Pewnego dnia zrobiła sobie imprezkę ze wszystkimi jego kolegami i koleżankami, jego oczywiście nie zapraszając. Na drugi dzień kazała mu sprzątać "ten chlew". To była kara za podjedzenie jej ulubionej czekolady z orzechami.

Zdarzało się parę razy, że wyciągała go za uszy z więzienia, najpierw grając "anioła" przed panem policjantem, a następnie surowo karała jego (tzn. Slasha) gotując jego ulubione danie dla siebie, popijając to tanim winem, przy słuchaniu skradzionych kaset, za które go aresztowali. Biedny Saul musiał wtedy siedzieć i patrzeć, jak babcia wcina jego ukochane danie. Bo poza byciem aniołem i diabłem jednocześnie, pani Hudson świetnie gotowała. Po prostu genialnie! Dla głodnych chłopaków z zespołu, który de facto jeszcze zespołem nie był, propozycja posilenia się u Master Chefa roku 1985 była jak zaproszenie do piekła*.

***

[Slash]

Po kilku godzinach, dwudziestu kłótniach, trzech bójkach, dwunastu rozbitych butelkach (nie będzie nic na wymianę), śladowych ilościach inteligencji pod postacią mądrych i sensownych komentarzy Izzy'ego ("Ale wiecie, że to że jest babcią Slasha, to nie znaczy że kocha Danielsa jak on?" "Duff, Ty idioto! Chcesz umrzeć? Zostaw te stringi Wiewióry i rusz dupę!") wreszcie udało się nam wyjść z domu.

Po drodze jak zwykle musiało się coś spieprzyć. Pytacie co? Otóż nasz genialny Pudelek zaczął się zachowywać co najmniej dziwnie. O ile jego zwykły stan, kiedy jest naćpany i zachlany można było nazwać "normalnym", ten był cholernie dziwny.

-E.T dzwoni dooom.- wierzcie lub nie, ale ten idiota wlazł na słup i rozglądając się na wszystkie strony zaczął krzyczeć to hasło

-E.T. DZWONI DOOOOOOOOM!

-Ty...-trąciłem ramię Izzy'ego- Co on ćpał?

-Nie wiem.- wzruszył ramionami szatyn- Dzisiaj coś pierdolił o grzybkach z wioski Smerfów.

-Ej... Czy on nie spał dzisiaj w łazience na praniu? - zapytał Axl. W Hellhouse mieli kuchnię, łazienkę, salon i jedną sypialnię. W salonie stała kanapa, a w sypialni materac zajebany ze schroniska dla bezdomnych. Na materacu spali na zmianę, znaczy technicznie. W praktyce to bardziej przypominało jedną wielką nawalankę. Kto pierwszy ten lepszy. Czasami zdarzało się, że czekali aż "vip" danego wieczoru zaśnie, a wtedy ściągali go z materaca i tłukli się dalej. Chyba że byli pijani, bo kiedy to nastąpiło, a zdarzało się dość często, to każdemu było obojętne, kto gdzie śpi.

-Wygląda na to, że Adlerek naćpał się smrodem ze starych skarpet Duffa! - krzyknął rozbawiony Axl. Mimo tego, co wszyscy sądzili, poduszka ze skarpet i innych niezidentyfikowanych obiektów, była bardzo wygodna i luksusowa. W końcu miękka, prawda?- Ale w sumie, chyba trzeba zajebać komuś nową pralkę, bo te ciuchy są jakieś nie ten teges, no wiecie... śmierdzą i w ogóle... - Rose powąchał swoją koszulkę i się skrzywił.

- Bo zamiast kupić proszek do prania, to kupiłeś sobie krem na zmarszczki, debilu! - narzekał Izzy, jako przykładny i obowiązkowy mózg zespołu. - Mówiłem ci, Żyrafa ćpał w łazience i pomylił proszek z kokainą, idź i kup nowy. To nie kurwa! Pierdolone, nie istniejące zmarszczki na twarzy pierdolonego Jestem-Axl-Jebany-Rose-i-Muszę-Mieć-Krem-Na-Zmarszczki-Bo-Moje-Fanki-Będą-Zawiedzione! Kurwa, takim gównem się smaruj za pięćdziesiąt lat, jak będziesz miał te jebane zmarszczki, ale w sumie i tak Ci teraz nawet operacja na ten krzywy ryj nie pomoże. - Wkurwiony Izzy rzucił jeszcze w Axl'a w połowie wypalonym, tym razem prawdziwym, papierosem i mruknął coś o tym, że idzie na wódkę.

Steven tymczasem szalał dalej i udawał tym razem goryla. Zdjął koszulkę, rzucając ją na twarz Duffa, który natychmiastowo padł na ziemię. Adler objąwszy nogami słup zaczął bić się pięściami w klatę i wydawać z siebie niezidentyfikowane dźwięki.

-Ja pierdole...-mruknął Saul, patrząc na idących w dwóch przeciwnych kierunkach chłopaków, leżącego basistę i szalejącego perkusistę. On miał zabrać ich do domu? Nie żeby się martwił o babcię, bardziej o to, że te pojeby nie wyjdą z tego żywe.- Stradlin, bądź człowiekiem!-krzyknął za oddalającym się rytmicznym. Nie podziałało.

-A zresztą.- mruknął Slash- Jebać to. Przyjdziemy jutro.

Poprawił przekrzywiony cylinder na głowie, wydobył fajkę i zapalniczkę, po czym paląc i wesoło podśpiewując pod nosem coś, co miało potem stało się tekstem do utworu, ruszył za Izzy'm.

Bo w końcu powiedział, że idzie na wódkę.

Tragiczna Historia Pięciu PojebówWhere stories live. Discover now