Bałwan - część druga

49 7 12
                                    


Dean uderzył zanim pomyślał, automatycznie, z wychylenia bioder. Trafił w miękką twarz, poczuł jak pod jego kłykciami przesuwa się chrząstka nosa.

- Auć! – zajęczał ktoś w ciemności. – Auć, auć, ała!

Dean cofnął się odrobinę i zmierzył wzrokiem trzymanego na wyciągnięcie dłoni intruza.

- Sully?!

- Auć, ała, ojejku, joj! – wymamrotał pulchny jegomość w poplamionej koszuli i portkach trzymających się na tęczowych szelkach. – Za co?

- Mogłem się spodziewać – warknął Dean. – Mogłem się domyśleć. Za co, pytasz? Już ty najlepiej wiesz, za co.

Napędzany złością niczym starodawna lokomotywa parą, powlókł Zannę w dół metalowych schodów, aż do ogromnej choinki w bibliotece.

- Twoja robota?

Niewidzialny przyjaciel Sama z czasów dzieciństwa z trudem przełknął ślinę. Nawet nie próbował uwolnić koszuli z palców Deana. Wisiał na końcu jego zaciśniętej pięści jak szmaciana zabawka.

- Nie bądź świnką, Dean – wysapał płaczliwie. – To naprawdę bolało.

- Mówiłem ci, żebyś nigdy, przenigdy nie teleportował się do bunkra – powiedział Dean, nieświadomie popadając w manierę.

- Mówiłeś, że jestem w porządku – sapnął Sully. – Że naprawdę pomogłem Samowi, i że jesteś mi za to wdzięczny.

- Nadal nie przypominam sobie, żebym cię tu zapraszał.

- To nie jest wyłącznie twój dom, Dean. – Zanna wyprostował skuloną dotąd postać i spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. – Sam też tu mieszka.

- I to Sam cię zaprosił?

- Nie, nie do końca. – Sully skorzystał z tego, że Dean rozluźnił wreszcie palce i cofnął się o dwa kroki, a teraz nerwowo wygładzał koszulkę i poprawiał szelki. – Nie zaprosił mnie i ja też nie zamierzałem więcej wtrącać się do jego życia. Dorośli powinni być... dorośli. Samodzielni. I tak dalej.

- Niewątpliwie – lodowato wtrącił Dean. – Ale...?

- Ale Sam mnie potrzebował – poważnie oznajmił Sully.

- Ostatnie, czego Sam potrzebuje, to niewidzialny przyjaciel – zdenerwował się Dean. – Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale niewidzialni przyjaciele Sama raczej mu nie służą.

- Mówisz o Lucyferze? – Sully aż uniósł się na palce z oburzenia. – Porównujesz mnie do halucynacji?

- Tak naprawdę to nie mam pojęcia, czym jesteś – powiedział Dean. -Nie zdziwiłbym się, gdybyś był jakimś idiotycznym urojeniem.

- Jestem Zanna – oznajmił Sully. – Służę dzieciom.

- Stary, Sam nie jest dziecięciem już od jakichś trzydziestu lat – rzucił Dean. – Najwyższy czas odpuścić.

- Nie mogę. – Sully uniósł pulchny podbródek. – Bo jeśli ja mu nie pomogę, to kto?

- Nie możesz pomóc Samowi – jęknął Dean. – Ani ty, ani żaden brokatowy jednorożec, ani syrena, ani nawet gość od gitarowych solówek. Pomijając już fakt, że kiedy Sam potrzebuje pomocy, ma mnie.

Brwi Sully’ego podjechały w górę. Zanna w milczeniu wytrzymał spojrzenie starszego Winchestera.

- Co? – warknął Dean.

- Pomagasz mu, tak? – spytał Sully niewinnie.

- Żesz cholera!

Dean poczuł nagłą falę rozgoryczenia. Może i nie pomagał Samowi tak, jak powinien, ale, do jasnej cholery, Sam wcale nie potrzebował jego pomocy. Sam radził sobie doskonale, Sam był cholerną Polyanną, i to on, Dean, dla odmiany, tak raz w życiu, potrzebował wsparcia! Tak dla odmiany, raz w życiu, to Dean był udręczony i nieszczęśliwy, tak dla odmiany to on wymagał wsparcia. Dlaczego nikt, nigdy tego nie zauważał? Dlaczego to zawsze Dean musiał być starszym bratem i głosem rozsądku? Dlaczego to on zawsze musiał się poświęcać? Dlaczego musiał odmrażać sobie uszy i obijać tyłek na niewygodnym, skórzanym siodełku starego motocykla, dlaczego musiały piec go zgrabiałe dłonie i dlaczego musiał tak cholernie się bać, że coś złego przydarzyło się młodszemu bratu?

- Zabieraj tę swoją kiczowatą choinkę i wynoś się stąd! – warknął i odwrócił się do Sully’ego plecami.

Przez chwilę panowała cisza. Potem rozległo się westchnienie Zanny.

- Ta choinka miała być też dla ciebie, Dean – powiedział Sully. – Naprawdę myślałem, że...

- Źle myślałeś!

- Wiem, że wasza mama...

- A co, możesz ją ożywić?

- Nie.

Dean pokiwał ciężko głową, nadal nie patrząc na Zannę.

- Dobra robota – mruknął. – Naprawdę świetnie sobie radzisz, Sully. Co zrobiłeś Samowi?

- Ja tylko...

- Ty tylko co?

- Ja tylko dałem mu dziecięcą radość.

***

CDN...🎄☃️

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 25, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

BałwanWhere stories live. Discover now