2. Cullenowie

1.8K 114 18
                                    

Już od godziny siedziałam w fotelu samolotu, znudzona wpatrując się w przestrzeń za oknem. Myślałam. Zastanawiałam się jak to będzie. Miałam mieszkać z całkiem obcymi mi ludźmi. Mieć piątkę rodzeństwa. A nawet nic o nich nie wiedziałam... Czemu więc by się nie dowiedzieć.

– Ech... doktorze – zaczęłam niepewnie.

– Mów mi Carlisle – poprawił mnie. Kiwnęłam głową, coś przynajmniej ustaliłam.

– Carlisle... Chodzi o to, że ja praktycznie nic nie wiem. Nic prócz tego, że jadę do Forks – powiedziałam na wydechu. Miałam nadzieję, że zrozumie o co mi chodzi.

– Dobrze. Jak już chyba wiesz jestem lekarzem – zaczął, a ja przytaknęłam. – Moja żona, Esme, obecnie nie pracuje; głównie zajmuje się domem. Dalej... może Alice. To taki rodzinny chochlik. Optymistka, wszędzie jej pełno. Uwielbia zakupy i myślę, że nie da jej się nie polubić – zapewnił. Uśmiechnęłam się lekko. Och tak, po doświadczeniach z Melindą na pewno ją polubię. – Jest z Jasperem. Może wydać ci się trochę dziwne by rodzeństwo...

– Trochę, ale nie są spokrewnieni – zauważyłam. Nie odpowiedział tylko ciągnął dalej.

– Jasper jest typem samotnika. Nie zrażaj się jeśli będzie trzymał się od ciebie z daleka. Jak na razie tylko Alice potrafi w pełni do niego dotrzeć – ostrzegł mnie. – Kolejną parą są Rosalie i Emmett. Tak, też są razem – uprzedził moje pytanie. – Złożyło się, że oni także znaleźli miłość w taki sposób. Rose z charakteru jest przeciwieństwem Alice. Kocha zakupy, fakt, ale jest okropnie powierzchowna. Liczy się dla niej wygląd i najczęściej niestety tylko jej osoba. I Emmett oczywiście. Ale nie jest taka w rzeczywistości, jest bardzo uczuciowa, ale chce to ukryć. Codo Emmetta... to rodzinny wesołek. Jest dość porywczy, uwielbia walczyć.

– No to zobaczymy – mruknęłam do siebie. James uprawiał kick boxing, trochę mnie podszkolił. Musiałam przyznać, że byłam w tym całkiem niezła. Ułatwiało mi to też małe doświadczenie cheerleaderki.

– I na koniec Edward. Kocha muzykę, całe dnie spędza przy fortepianie. Myślę, że reszty sama się dowiesz – skończył. Myłam mu wdzięczna, wszystko wydało mi się teraz bardziej realne. Czułam, że mogę być u nich szczęśliwa. – Mieszkałaś kiedyś w Forks? – doktor wykorzystał, że zaczęłam rozmowę.

– Spędzałam tam większość wakacji – uściśliłam.

– Bello... mogę tak do ciebie mówić? – upewnił się.

– Może być – szczerze spodobał si się ten skrót. Dziwiło mnie, że sama na to nie wpadłam. Isabel – Isabella; brzmiało podobnie, prawie tak samo. Ale zawsze wszyscy używali pełnego imienia lub skrótu – Izzy.

– Bello, jak się czujesz? – zapytał mnie. Zrozumiałam o co mu chodzi. Podejrzewałam, że James wspomniał o mojej małej "depresji".

– Lepiej – przyznałam. – James jakoś postawił mnie do pionu – dodałam. Teraz cieszyłam się, że na mnie nawrzeszczał. Choć i tak już zawsze miałam pamiętać ten dzień.

– Jesteście sobie bliscy – to nie było pytanie.

– Jesteśmy razem... już prawie trzy lata – przypomniałam sobie. Zbliżała się nasza rocznica. Musiałam coś wymyślić i miałam nadzieję, że tego dnia znów się zobaczymy. Cóż... może Alice mi z tym pomoże. O ile się zaprzyjaźnimy.

Reszta lotu minęła mi na rozmyślaniu. Carlisle nie naciskał, nie przymuszał mnie do rozmowy. Czułam, że będzie dla mnie wspaniałym ojcem.

Trochę dziwnie było mi nic nie mówić. Zawsze byłam wygadana, potrafiłam to wszystkiego dorzucić swoje trzy grosze i łatwo nawiązywałam znajomości. Nauczyciele na lekcjach żartowali, ze jestem przewodniczącą "kącika wzajemnej adoracji". A teraz? Tym bardziej rozumiałam niepokój Jamesa. Postanowiłam, że postaram się znów być sobą.

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA I: PRZEPOWIEDNIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz