|rozdział 1|

288 26 11
                                    

~sprawdzony~



Kolejny dzień w tej nudnej w szkole. Wstałam z łóżka ścieląc je od razu. Przetarłam swoje zmęczone oczy i przeciągnęłam się. Usłyszałam charakterystyczne, ciche chrupnięcie kości. Ziewnęłam leniwie. Rozejrzałam się po pokoju. Panował tu porządek. Piękny, szmaragdowy kolor wraz ze srebrnymi akcentami dodawał uroku temu dość ciemnemu pomieszczeniu. Uwielbiam klimat domu węża.

Po chwili byłam już ubrana w mundurek typowy dla uczniów Hogwartu. Starannie poprawiłam pelerynę i byłam prawie gotowa. Rozczesałam swoje ciemnobrązowe gęste włosy i spojrzałam w lustro. Policzki miałam przyrumienione i przyozdobione niedużą ilością wyraźnych piegów.

Luźnym krokiem zmierzałam do wielkiej sali na śniadanie. Ledwie otworzyli to pomieszczenie, więc na sali nie było prawie nikogo. Zauważyłam dwóch puchonów i jedną krukonkę. Nikogo więcej.

Usiadłam przy stole i na swój talerz nałożyłam małą porcję jajecznicy i dwa tosty. W mojej szklance był sok dyniowy. Nie rozmyślając długo zaczęłam jeść. Jak zawsze spożywałam powoli. To już chyba moja natura. Nie jestem pewna, ile mi to dokładnie zajęło.

Miałam jeszcze trochę czasu, ale już udałam się pod klasę, w której miałam mieć za jakiś czas lekcję. Czekałam aż się zacznie. W tym roku nauczycielem tego przedmiotu był opiekun mojego domu czyli profesor Severus Snape. Tak ogólnie obrona przed czarną magią to pierwsza dla nas lekcja po rozpoczęciu roku szkolnego. Coś czuję, że będzie banalnie z tym dydaktykiem, w końcu faworyzuje ślizgonów. Pewnie Gryffindor załapie pełno minusowych punktów, jak zawsze na wykładach z nim.

Wreszcie lekcja się zaczęła. W sumie było dosyć nudno, gdyby nie to, że Snape ośmieszył Harrego i Ronalda, a Malfoy cały czas się na mnie patrzył bez jakichkolwiek emocji. Jakby wszystkie z niego wyparowały. Zapewne pamięta o sytuacji w wakacje. Właściwie, jakby miał zapomnieć? Chyba tylko za pomocą zaklęcia *obliviate. Ogólnie rzecz biorąc, nie za bardzo lubię Smoka, mimo to mi na nim zależy. Uratowałam go przed samobójstwem w wakacje, ponieważ ratowanie takich jak on, czyli niedoszłych samobójców to moja praca. Teraz spoglądam na niego inaczej. Bardziej go szanuję.

Powoli zmierzałam na kolejną lekcję jaką była transmutacja. Nauczała jej profesor McGonagall. Za samym przedmiotem nie przepadam, aczkolwiek pani Minerwa jest dobrym wykładowcą. Nie skupiałam się na tym, co mówi moja koleżanka Pansy, coś opowiadała, ale ja ją ignorowałam. Nie interesuje mnie, co ma mi do powiedzenia, gdy jestem w swoim własnym pałacu, pałacu myśli.

Reszta dnia minęła spokojnie. Bez żadnych wrażeń.

Wracałam już do dormitorium po lekcjach. Byłam już w lochach, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Obróciłam się zwinnie i zobaczyłam szatę ślizgona, uniosłam głowę do góry. Książę Slytherinu, Smok, Draco, Malfoy, Draco Malfoy, Malfoy Draco, tleniony blondyn, blondas, stalowooki we własnej osobie.

- Tak?

- Dzięki... jeszcze raz - spojrzał na mnie łagodnie -- wiesz za co... - mruknął

- Aaa... to, to nie ma za co - uśmiechnęłam się krzywo. Jednak pamięta.

Już odchodził, właściwie nie wiem, gdzie się wybierał, bo już powinniśmy być w dormitroriach. Ja się odwróciłam chcąc powiedzieć hasło, ale jeszcze mnie zaczepił:

- Może byś chciała... ze mną poszłaś... chciałabyś poszła... kurwa - mruknął, a mnie to dosyć rozbawiło. Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 02, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Angel's Tears | Draco Malfoy | D.MWhere stories live. Discover now