Rozdział VI

2.9K 270 46
                                    

Louis

Schowałem telefon do kieszeni. Rozejrzałem się po korytarzu, lecz nie zauważyłem tej ofermy Stylesa. Skierowałem sie do stołówki.

Zapewne czekali na mnie przyjaciele z Zaynem na czele. Jeszcze z nikim się dziś nie biłem. To było dziwne i niecodzienne. Gdy chciałem wejść, jakaś znajoma postać przemknęła obok mnie. Uśmiechnąłem sie pod nosem.

Harry Styles we własnej osobie.

– Cześć, łamago – parsknąłem na całą stołówkę, na co loczek mnie zignorował, więc ruszyłem w stronę stolika.

Zdziwiłem się, nawet bardzo. Przeważnie dodawał jakiś chamski komentarz i z tego powstawała bójka. Tym razem jednak odpuścił. Może był chory?

Odprowadziłem go spojrzeniem aż do stolika. Przysiadł się do blondyna. To już zaczynało mnie naprawdę irytować. Musiałem go jakoś sprowokować. Na pewno było coś, co go wkurzy. Ruszyłem powoli do swojego stolika, przy którym siedział już Zayn.

Zajadał się frytkami, a jego wzrok utkwiony był w tym farbowanym Irlandczyku. Klepnąłem go po ramieniu i dopiero teraz na mnie spojrzał.

– C-co? – zdziwił się, patrząc na mnie, na co prychnąłem.

– Bo ci oczy wyjdą. – Zaśmiałem się. – Patrzysz w niego jak w obrazek. Zakochałeś się czy jak? – prychnąłem.

– Oj, zamknij się. Nie masz lepszej rzeczy do roboty niż gadanie bzdur – skłamał, widziałem to po jego ruchu nosa. Zawsze gdy kłamał tak robił.

– Jaaasne. – Zaśmiałem się. – Lepiej mi pomóż jakoś upokorzyć Stylesa. Dziś jest taki... dziwny, jak nie on. Nic nie wiesz na ten temat od tego blondynka?

– Wiem tylko, że ma na nazwisko Horan – powiedział cicho.

– Ty mnie w ogóle nie słuchasz! – Uderzyłem go z płaskiej dłoni w głowę. – Nie chcę informacji o Horanie, a o Stylesie. Wyciągnij coś z tego blondyna, dlaczego Harry mnie unika i gdy tylko się pojawię, to ucieka.

– Co, czemu? Ale... – zaczął, patrząc na moja poważną minę. – Dobra. – Westchnął. – Będziesz moim dłużnikiem, kurwa.

– Dzięki, Zee. - Uśmiechnąłem się. – Wiedziałem, że można na ciebie liczyć.

– Teraz musisz mi pomóc się do niego zbliżyć. – Spojrzał na mnie.

– Co w tym trudnego? – Popatrzyłem na niego. – Weź swoje frytki i się do nich dosiądź. Gdy Styles odejdzie, zapytaj się blondyna o jego dzisiejsze zachowanie. Musi coś wiedzieć, są przecież przyjaciółmi.

– Frytki? Po co? – mruknął.

– Przekupisz tym tego Irlandczyka. – Wskazałem podbródkiem na stolik, przy którym siedzieli Horan i Styles. – Wszyscy w szkole wiedzą, że miłością Horana jest jedzenie. Pamiętasz, jak na wycieczce smażył na raz osiem kiełbasek na patyku? – Zaśmiałem się. – Myśleliśmy, że dla przyjaciół, a ten wciągnął je wszyskie w mniej niż godzinę.

– Wiesz chociaż jak ma na imię? – odparł, patrząc się na mnie.

Cholera...

Coś na N...

Natan? Nie.

Nick? Nie

Neail? Nie.

Niall? Tak chyba tak?

– Niall z tego, co wiem – odparłem, patrząc na niego.

– Niall! Dokładnie tak – zawołał. – Raz wpadł na mnie na korytarzu. Chyba coś mu dolegało, bo zaczął się jąkać i zrobił się czerwony. Zaproponowałem, aby udał się do pielęgniarki szkolnej, ale tylko stał i patrzył się na mnie, wytrzeszczając oczy...

– To będzie prostsze, niż myślałem – powiedziałem z uśmieszkiem. – O, idź. Styles idzie pewnie do biblioteki.

Mulat westchnął cierpiętniczo i podniósł się z krzesła. Wziął swoje jedzenie i ruszył w stronę blondyna. Jeszcze raz obejrzał się na mnie, po czym dosiadł się do Irlandczyka.

Chłopak próbował uciec, ale Zayn go zagadał i zatrzymał na miejscu. Uśmiechnąłem sie pod nosem i czekałem na rozwój wydarzeń.

ᴛᴡᴏ ɢʜᴏsᴛs✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz