Od autora: Jeśli uważacie, że opowiadanie powinno mieć zastrzeżenie "od 18 lat", to napiszcie mi o tym, a nie zgłaszajcie ;) Szczerze zachęcam, aby mimo wszystko czytać opowiadanie do końca ;)
Tom nigdy nie szczycił się posiadaniem dużego grona przyjaciół. Bliżej prawdy stałoby wręcz stwierdzenie, iż nie miał ich wcale, a utrzymywał znajomości tylko szkolne i te wymuszone przez nadopiekuńczą matkę — Nicki. Dziecko to przeżyło dziesięć lat, bawiąc się samemu w pokoju, najczęściej grając na komputerze, tudzież przenośnej konsoli. Od gwiazdki panią Tucker rozpierała duma zmieszana z nadzieją, ponieważ jej syn zaczął bawić się nie tylko na dworze (co wcześniej miejsca nie miało), a z pewną istotą. W prezencie gwiazdkowym — opakowanym w odpowiednio duże pudełko — Tom znalazł kota. Kot, jak to kot, czarny, futrzasty i miauczący. Nic specjalnego, a jednak skradł uwagę młodocianego nicponia. Zwierzę dostało imię Szczerbatek* – po ulubionym bohaterze Toma z bajki – ze względu na brak kłów w dolnej i górnej szczęce, które zostały usunięte jeszcze w sklepie zoologicznym.
Jak co dzień Tom bawił się z milusińskim w przydomowym ogródku. Śmiał się do rozpuku, obserwując zwinne i szybkie kółka, ósemki i inne zawijasy wykonywane przez Szczerbatka, który z otwartą mordką wietrzył puste zębodoły.
I w prawo!
I w lewo!
Między meblami ogrodowymi!
Prawie uderzając o pień drzewa!
Kot gnał, miaucząc donośnie, a jego łepek odbijał się raz w jedną, raz w drugą stronę. Zaraz zahamował, prawie uderzając różowym noskiem o kierownicę, żeby natychmiast ruszyć, odsłaniając bezwładnie szyję, aż coś zachrzęściło. Gdyby nie pasy w samochodziku, zapewne Szczerbatek dawno by uciekł lub co bardziej prawdopodobne – wypadł podczas jednej z akrobacji. Zwierzę zasiadało w elektrycznym pojeździe-zabawce Toma, który ten dostał na drugie urodziny. Chłopiec dawno wyrósł z zabawki, ale nawet gdy mieścił się w ciasnym siedzisku, nie bawił się nim tak często, jak kot.
Młody Tucker uśmiechnął się pod nosem, wywijając młynka gałką kontrolera.
Wziuuu!!! Kot zakręcił się w miejscu, piszcząc przeraźliwie.
Dobrze, że pan Fletcher wyjechał na wakacje, bo w innym wypadku młody rajdowiec dawno dostałby kazanie o zakłócaniu sąsiedzkiego spokoju.
– Tom? Tom, skarbie! – zaszczebiotała pucułowata blondynka, wychylając się przez przeszklone drzwi na taras.
Chłopiec spojrzał przez ramię, nie puszczając gałki pilota.
Bam! Kot uderzył pojazdem o płot. Na szczęście drewniane deski wyszły z kolizji bez szwanku, a wytrzymały zderzak tylko zachrobotał.
– Taaak? – przeciągnął wyraz Tom, unosząc wysoko brwi.
– Niedługo będzie kolacja. Kończ zabawę.
– Dobrze, mamo – posłusznie odparł dzieciak.
Kciuk wdusił przycisk, włączając wsteczny bieg. Kot zawył, jakby go ze skóry obdzierano.
Jeszcze jedno kółko i pojazd mógł wrócić do właściciela. Chłopiec zatrzymał autko, wyciągając przed siebie nogę. Pochylił się nad kotem wyrywającym się szaleńczo z pasów. Pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć "ten się nigdy nie nauczy", po czym sięgnął do pasów. Klik! Uwolniona puchata łapka smagnęła w powietrzu, próbując udrapać właściciela, lecz działanie to było pustym instynktownym odruchem, gdyż pazury zostały usunięte niecały miesiąc po pojawieniu się zwierzątka w domu za względu na szkody, jakie czyniły podczas panicznej ucieczki.
CZYTASZ
Kotawka [One-Shot]
Short Story"- Szczerbatek zdechł - poinformował od progu, stając na palcach, żeby zobaczyć matkę za wyspą kuchenną. Nicki podniosła głowę i rzuciła krótkie spojrzenie na syna. - Kochanie, nie mówi się "zdechł". To nieładnie. - Matka pokręciła głową, marszcząc...