V

15 14 0
                                    

Noc powoli ustępowała miejsca dniu. W królewskiej komnacie wciąż wyczuwalna była mieszanka zapachów towarzyszących zwykle przydrożnym karczmom. Słodka woń wina, drażniący zmysły dym z egzotycznych kadzidełek mieszały się z nieprzyjemnym zapachem potu. W panującym półmroku na olbrzymim łożu skrytym grubymi kotarami można było dostrzec dwie sylwetki. Klaudius Schwarheling spał snem zasłużonego. Po ilości wypitego wina zeszłej nocy trudno byłoby dobudzić młodzika w sile wieku, a co dopiero powoli starzejącego się króla. Morfeusz trzymał również w swoich objęciach świeżo poślubioną małżonkę króla. Nic nie wskazywało na to, aby coś mogło zakłócić tą chwilę nowożeńcom ani na to, aby cokolwiek mogłoby ich rozbudzić. Właśnie na to liczył skryty w przebraniu sługi przybysz. Jak najciszej, aby nie wydać żadnego niepożądanego dźwięku, zbliżył się do królewskiego łoża. Przypadkiem kopnął leżący na ziemi kielich, który potoczył się pod nocny stolik. Mężczyzna skrzywił się. Zamierając w pół kroku, spojrzał na śpiących, aby upewnić się, że nie zbudził swoich ofiar.
— Nadchodzi czas zapłaty, wasza wysokość. — Złowieszczo wypowiedziane słowa zawisły w powietrzu. Przez ułamek sekundy blask świec oświetlił oblicze przybysza. Twarz o ostrych rysach wykrzywiła się w grymasie, który mógłby ujść za uśmiech. Puste, zamglone oczy zatrzymały się na minimalnym ruchu królowej Merny przekręcającej się na drugi bok. To nie był jeszcze jej czas, Bóg Śmierci nie upominał się o jej duszę. Mroczne bóstwo oczekiwało przybycia człowieka leżącego obok.
Czarne rękawice zostały wepchnięte do kieszeni płaszcza, blade, widmowe dłonie z dobrze widocznymi żyłami spoczęły na klatce piersiowej monarchy. Bicie serca powoli ustawało w miarę wypowiadanych przez mglistą postać słów. Był to stary, zapomniany przez większość język, używany do praktyk objętych wielką i mroczną tajemnicą. Sam wydźwięk intonowanych słów napawał grozą. Z minuty na minutę zarumieniona twarz władcy przybierała siwy odcień, resztkami sił Klaudius starał się jeszcze złapać oddech. Rozwarł oczy. Z szeroko otwartych ust nie wydobył się żaden krzyk pomimo wyraźnej próby. Niewzruszona niczym postać unosząca się nad królewskim łożem była ostatnim widokiem, jaki dane było zapamiętać władcy w chwili jego śmierci. Blade lica, zamglone czernią ślepia oraz dłoń zaciskająca się na jego sercu. Strach paraliżował Klaudiusa z każdą kolejną minutą. Sławetny, nieustraszony władca odchodził z wyrazem przerażenia zastygłym na zniszczonym winem obliczu. Orzechowe oczy Klaudiusa zachodziły nieprzeniknioną czernią, a pod powiekami kryły się puste oczodoły.
Mężczyzna spowity czarną mgłą pozostawił jaskółcze pióro, wbijając je zaostrzoną końcówką w zamarznięte serce monarchy. Następnie wzrok skierował ku królowej. W milczeniu sięgnął po sztylet mieniący się pod jej poduszką. Długo przyglądał się stali, aż w końcu sięgnął ku jej burzy ciemnych loków, ucinając pukiel włosów. Kosmyk wcisnął w zmartwiałe dłonie króla. Wiedział, że wykonał to, co do niego należało. Tak samo bezszelestnie, jak dostał się do komnaty królewskiej, ją opuścił, nie alarmując strażników na warcie. Rozpłynął się w powietrzu jak nocna mara, a jedyną oznaką jego obecności było pozostawione pióro.

***

Do sali tronowej została wprowadzona Merna z Mondos, otaczali ją gwardziści spowici w czerwone płaszcze. Dłonie królowej zostały spętane więzami, spojrzenia obecnych w nawach możnych wyrażały jedno; nikt nawet nie musiał wypowiadać na głos słowa "morderczyni." Wśród stojących dam na balkonowej loży przechodziły szepty.
— Mondojska wiedźma. — Jedna z dam dworu odesłanej królowej nachyliła się nad barierą, patrząc z nienawiścią na prowadzoną przez sąd kobietę.
— Czarownica, pewnie zabiła króla w jakimś rytuale — oznajmiła Octavia, zasłaniając się wachlarzem.
— Dzikusy oddają cześć swoim bóstwom krwawymi ofiarami — powiedziała faworyta księcia do Gabrielli patrzącej na przerażoną wyspiarkę. Złotowłosa kątem oka spojrzała na zwracającą się do niej kobietę. Z tacy sługi uniosła filiżankę z herbatą.
— Czyż nie próbowałaby ucieczki? Przecież za królobójstwo jest tylko jedna kara.
— Nie zdążyła. — Wysoka i smukła Octavia poprawiła swoją suknię.
— Sługa przybyły po prześcieradło z nocy poślubnej zobaczył, jak ona pośpiesznie chciała opuścić salę.
— Jeśli ma królewską krew na rękach, to zapewne odpowie za swe winy.
Jakkolwiek by nie było, śmierć króla stanowiła wielką tragedię dla całego imperium. Gabrielle z szacunku do korony przywdziała wraz z ojcem i braćmi czerń, na brzegach jej sukni połyskiwały wyszyte srebrną nicią jaszczurki. Cały dwór tonął w czerni, oprócz pojedynczych przypadków jak Octavia. Lady J'anuerr z rozmowy z dwórkami wywnioskowała, że rozmawiająca z nią dziewczyna nie przywdziała czerni, gdyż oficjalnie pochodzi ze świty księcia Erica z Książęcego Stanu, żałoba więc jej nie obowiązywała. Gabrielle mimowolnie wyłapywała pogłoski, jakie krążyły po dworze o owej damie. Zaobserwowała również, z jakim dystansem inne szlachetnie urodzone traktują bliską przyjaciółkę księcia.
— Zapewne nie tylko krew króla na niej krzyczy o sprawiedliwość. Gorzej, jak bękarcia wiedźma powije kolejnego bękarta...
— Chodzą słuchy, że niektóre bękarty potrafią całkiem dobrze się ustawić.— Gabrielle ze znaczącym uśmiechem odstawiła filiżankę, ucinając rozmowę. Wolała skupić się na oglądaniu procesu niż jedynie domysłach, czy to królowa z wysp jest winna. Rolę sędziowską sprawowali trzej wybrani panowie włości w lordowskim głosowaniu oraz książę w roli głównego arbitra jako następca tronu.
— Zarzuty ciążące na Mernie Ashai z Mondos, córce kasztelana włości Pernejskich — odczytał z pergaminu pełniący rolę kanclerza królewskiego lord Foxworth.   — Odprawianie czarnomagicznych rytuałów. Zamordowanie jego wysokości. Rzucenie uroku na zmarłego miłościwego Klaudiusa II. Spiskowanie przeciwko koronie Aeneańskiej.
— Nie zrobiłam nic z wymienionych!—  podniosła głos osadzona na miejscu oskarżonej Merna. Kobieta powstrzymywała łzy cisnące się do jej oczu, nie miała zamiaru dać nikomu pewnej satysfakcji. Od momentu, gdy została wprowadzona na salę, wiedziała, jaki los ją czeka. Nieważne, czego by nie powiedziała, wszystko ją obciążało. Od samego początku wiedziała, że główną z jej win jest płynąca w jej żyłach krew pierwotnego ludu. Słowa obrony nic by nie wskórały. Merna zacisnęła wargi w cienką linię. Wczoraj była królową, padano jej do stóp, dziś ci sami ludzie, którzy zabiegali o jej przychylność, zacieśniali na jej szyi pętlę, nazywając ją królobójczynią.
—Widziałam, jak w przeddzień wesela nocą szła do lasu. Tam z innymi innowiercami oddawała cześć demonom — mówiła bez zająknięcia była dziewka pokojowa oskarżonej, wezwana na świadka.
— Poszłam za nią wiedziona przeczuciem... jaśnie książę i lordowie nie zdają sobie sprawy, cóż tam się wyprawiało. — Służka urwała i rozejrzała się po sali. Widząc naglący wzrok księcia, wznowiła myśl:
— Bluźnierstwa jakich mało. Krew wylewali w ogień, wymawiając imię króla. Bez wątpienia była to czarna magia.
Każde kolejne zeznanie świadków było w podobnym tonie. A najistotniejszy i główny gwóźdź do trumny królowej dołożył sługa, który jako pierwszy zobaczył nieboszczyka.
— Udałem się o świcie, aby zabrać prześcieradło oraz by zbudzić jego wysokość na pojedynek, lecz... będąc na korytarzu, zauważyłem, jak królowa w opończy podróżnej pośpiesznie wychodzi z komnaty. Zaniepokojony powiadomiłem pobliskich gwardzistów i dopiero z nimi ośmieliłem się wejść do sypialni pana. Widok, jaki tam zastaliśmy, był przerażający.
— Sądzę, że dość już się dowiedzieliśmy — przerwał książę, wstając z tronu. — Zabrać ją do lochu, wyrok zostanie ogłoszony niebawem.
Trójka rady sądowniczej wyszła wraz z księciem do pomieszczenia przylegającego do sali tronowej. Czekały ich długie godziny obrad, jednak wyrok wydawał się wszystkim jasny. Świeżo upieczoną królową, zamiast korony, czekał zimny pocałunek stali.





Mała Jaskółka |Zawieszone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz