11. Debiutancki mecz i kotki Chi

672 143 47
                                    

Powoli zbliżał się dzień, na który wszyscy od dawna czekaliśmy. Dzień, w którym emocje miały sięgnąć zenitu. Dzień, gdy zedrzemy sobie gardła, krzycząc do granic możliwości.

Debiutancki mecz Sehuna.

Nie był jakoś szczególnie ważny, można to było raczej uznać za rozgrzewkę przed otwarciem sezonu, ale nic nie mogłem poradzić na to, że ekscytowałem się bardziej, niż jakby Korea dostała się do finału mistrzostw świata. Zresztą, sporty nie za bardzo mnie kręciły, ale skoro Sehun brał w tym udział, to była kompletnie inna sprawa.

Szczerze mówiąc, miałem wrażenie, że stresuję się bardziej niż on. Ba, na pewno tak było. Już na tydzień przed rozgrywką myślałem głównie o tym, podczas gdy on wydawał się kompletnie rozluźniony. Zdarzało mi się nawet śnić o moim obiekcie westchnień zdobywającym kolejne punkty dla swojej drużyny (nie, żeby to było pierwszy raz).

Pomimo dość sporej ilości nauki nie mogłem powstrzymać się od dalszego zostawania na treningi. Uwielbiałem wspólne wracanie z Sehunem do domu, nawet jeśli potem musiałem do późna siedzieć nad innymi obowiązkami i nawet jeśli nieraz mi mówił, żebym wracał do siebie, nie chciałem go słuchać. Jak widać, jestem zdolny do poświęceń.

Po skończeniu lekcji od razu ruszyłem na salę gimnastyczną i zmarszczyłem brwi, nie zauważając przez oszklone drzwi żadnej żywej duszy. Są na zewnątrz...? Odwróciłem się na pięcie, chcąc wyjść ze szkoły i przejść na boisko, ale zatrzymałem się w pół kroku, widząc idącego w moją stronę Sehuna.

— A ty tu co? Nie powinieneś być już na treningu? — Przechyliłem głowę na bok, przyglądając się mu. Opuszczanie ćwiczeń nie było do niego podobne.

— Panu Lee coś wypadło i został odwołany. Uznał, że to nawet dobrze, bo powinniśmy wypocząć przed jutrem. — Uśmiechnął się lekko. — Tak myślałem, że przyjdziesz, więc chwilę na ciebie zaczekałem.

Mimowolnie moje kąciki ust uniosły się w górę, a ja poczułem przyjemne ciepło rozlewające się po moim sercu.

— Czyli wracamy?

Wyższy parsknął cichym śmiechem i pokręcił głową. Bez słowa przeszedł obok mnie, wyciągając przy okazji pęk kluczy z kieszeni i już po chwili otwierając znajdujący się tuż obok drzwi na salę gimnastyczną kantorek. Wyłonił się z niego z piłką w ręce, a następnie za sobą zamknął.

— Chciałbym poćwiczyć trochę na własną rękę.

Westchnąłem i pokręciłem głową.

— Powinieneś się dostosować do jego słów i odpuścić — powiedziałem, starając się przybrać ostrą minę, ale wiedziałem, że nijak go nie przekonam.

Wywrócił oczami.

— Nie długo, obiecuję. Trochę sobie pokopię i wrócimy.

Spieranie się nie miało sensu. Po prostu ruszyłem za nim na tył szkoły i usiadłem na trybunach, patrząc, jak ten szybko się rozgrzewa i wykonuje różne triki z piłką. Lubiłem patrzeć, jak oddaje się swojej pasji, jak poświęca się ćwiczeniom i zawsze daje z siebie wszystko. Mówi się, że człowiek wygląda najładniej wtedy, kiedy robi to, co lubi, a ja poniekąd musiałem się z tym zgodzić.

Kiedy piłka poleciała w moją stronę, odrzuciłem ją, a ten przyjął i złapał.

— Zagrajmy razem — zaproponował wręcz z ekscytacją widoczną w ciemnych tęczówkach.

Parsknąłem pod nosem, kręcąc głową.

— Myślę, że lepiej będzie, jeśli zostanę tu, gdzie jestem.

(my)shoujo boy! | HunhanWhere stories live. Discover now