Rozdział szósty

1K 32 27
                                    

Trzymałeś ją w ramionach niczym największy z posiadanych przez ciebie skarbów. Czułeś jej drobne palce bawiące się twoimi włosami, gdy nakreślała pocałunkami zarys twojej szczęki. Przycisnąłeś ją do siebie mocno i delikatnie położyłeś jej smukłe ciało na jasnej pościeli zaścielonego starannie łóżka. Poczułeś dreszcz przechodzący przez jej plecy, gdy rozgrzana twoim dotykiem skóra zetknęła się z zimnym materiałem. Zaśmiałeś się pod nosem gładząc opuszkami palców jej talię i obserwując jak przymyka oczy dając ci nieme pozwolenie, dając ciału znak, że teraz ma zależeć tylko od ciebie, od twoich pocałunków i twojego dotyku. Patrzysz na nią nie mogąc uwierzyć, że to nie sen, że za chwilę nie zadzwoni budzik pozostawiając po sobie niesmak i pragnienie kubka gorącej, gorzkiej kawy. Nachylasz się nad nią całując jej policzek, drażniąc ją swoim zarostem. Skradasz pocałunki z jej rozchylonych ust przenosząc się na szyję. Słyszysz jak mruczy zaciskając dłoń na pasku twoich spodni. Splatasz wasze palce budząc na jej twarzy chwilowe niezadowolenie, które jednak szybko przyćmiewa pojawiający się nagle szalony błysk w oczach. Zarzuca ręce na twoją szyję wpijając się mocno w wargi - walczycie o dominację, tym razem pozwalasz jej wygrać, aby zobaczyć jak odgarnia włosy z buńczucznym uśmiechem i obraca się tak, aby usiąść na tobie. Chwytasz ją za biodra podziwiając jej figurę, której pozazdrościłaby jej niejedna kobieta. Gładzisz jej uda, jednak jej oczy szybko odnajdują twoje i trwacie tak zawieszeni, połączeni niemęczącym kontaktem wzrokowym, jakby on był jedyną rzeczą, która mogłaby was kiedykolwiek połączyć. Nie odwraca wzroku nawet, gdy zdejmuje czarną bokserkę, która rzuca na podłogę tuż obok zdjętych wcześniej ubrań. Unosisz ręce przejeżdżając od ud przez talię aż po koronkowe wykończenie bielizny, którą dostała od ciebie na ostatnie święta. Uśmiechasz się z uznaniem, gdy nachyla się, aby zaszczycić chwilą zainterowania twoje spragnione jej uwagi wargi i nim się orientuje znowu to ty pochylasz się nad nią jednym sprawnym ruchem pozbywając się ostatniej z górnych części jej garderoby. Mruknęła coś pod nosem marszcząc nosek, gdy potknąłeś jej ciała zimnymi palcami, jednak szybko dostałeś rozgrzeszenie, gdy pozbyłeś się kolejnej warstwy bariery między waszymi ciałami. Nie byłeś w stanie nie czuć przechodzących między wami prądów, jej rozedrganych kącików ust i tego spojrzenia, które hipnotyzowało bardziej niż zwykle. Kreśliłeś pocałunkami na jej ciele niezidentyfikowane wzory rozkoszując się jej napiętymi do granic możliwości mięśniami, gdy drażniłeś wnętrza jej ud, gdy wycałowywałeś drogę od jej ust aż po granicę bielizny, którą jeszcze miała na sobie. Igrałeś z niepohamowaną żądzą, która wami owładnęła. Dzielił was tylko cienki materiał, droczyłeś się z jej ciałem, z nią głaszcząc najwrażliwszy z punktów na jej ciele. Widziałeś jak zaciska dłonie na pościeli rozgrzanej od waszych ciał, walcząc z własną rozkoszą jaką jej sprawiałeś. Oddychała szybko, gdy chwyciła twój nadgarstek i zmusiła cię, abyś na nią spojrzał. Przeczesała palcami twoje włosy próbując przełknąć ślinę.

- Nie męcz mnie - wychrypiała i wydała się wręcz zaskoczona twoim stanem. Oddychała płytko, słyszałeś w ciszy warszawskiego mieszkania jak mocno biło jej serce.

Uśmiechnąłeś się pod nosem pozbywając się ostatniej rzeczy dzielącej was przed bliskością, połączeniem się i całkowitym oddaniem. Po kilkunastu minutach jej głośny krzyk przeciął nieskazitelną, mistyczną wręcz ciszę i widziałeś szczęście w jej oczach, takie prawdziwe, które mogłoby naprawić cały świat tak jak nadała sens twojemu.

- Byłaś wspaniała - przytuliłeś ją do siebie, a ona od razu znalazła zagłębienie twojej szyi i przymknęła oczy. Starałeś się unormować oddech, jednak z drugiej strony miałeś ochotę wybiec na warszawskie ulice i wykrzyczeć to jakim byłeś szczęściarzem. Chciałeś powiedzieć każdemu napotkanemu człowiekowi jak cholernie jesteś zadowolony ze swojego życia i jak mocno kochasz tę dziewczynę, która zdawała się odpływać we śnie.

Nie jestem twoim zbawicielem, nie jesteś moim przyjacielem II Kochan I Fornal  Where stories live. Discover now