Rozdział 4

16.1K 720 76
                                    


- Napij się - powiedziała Miranda, podając mi plastikowy kubeczek do dłoni.

Jednym duszkiem wypiłam napój, znajdujący się w środku. Czułam przyjemne pieczenie w gardle, co spowodowało, że chciałam więcej. Szybko podniosłam się z desek i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę stolików. Przedarłam się przez tłum ludzi upewniając się, że nie ma wśród nich Alana i złapałam za jeden z wielu stojących kubeczków, wlewając w siebie jego zawartość. Co chwilę czułam na sobie dziwne spojrzenia innych. Byłam przekonana, że mnie rozpoznali. Śmiali się ze mnie w myślach, dokładnie tak, jak przed wyprowadzką. Z nadmiaru ich spojrzeń, aż zakręciło mi się w głowie.

- Rose! - usłyszałam krzyk Mirandy, która szła w moją stronę z resztą dziewczyn. - Chcesz o tym pogadać? - spytała.

- Nie! - krzyknęłam. - Jest w porządku. Dzięki, że próbujecie mi pomóc, ale nie musicie tego robić. Jest impreza, macie się dobrze bawić, a nie przejmować mną - zaśmiałam się słabo.

- Jak mamy się dobrze bawić, widząc twój smutek? - spytała czule Natalie.

- Imprez jak ta będzie jeszcze wiele, a takich przyjaciółek jak Ty, już nie - powiedziała Tina, łapiąc mnie za wolną dłoń. - Dlatego - obróciła się tak, aby patrzeć na nas wszystkie. - Zrywamy się stąd. Ta impreza i tak żyła tylko dzięki nam - zaśmiała się. - Zrobimy sobie babski wieczór u mnie, co wy na to? - spytała z głęboką nadzieją w głosie.

- Ja jestem za - zadeklarowała Zoe, a reszta dziewczyn poszła w jej ślady.

Kiedy każda z nich potwierdziła chęci wspólnego wieczoru, ich wzrok spoczął na jedynej osobie, która nie odezwała się w tej sprawie ani słowem - na mnie. Pamiętałam jak kiedyś urządzałyśmy sobie babskie wieczory, najczęściej właśnie u Tiny. Ma ogromny dom, a jej rodziców często nie ma w domu. Cały czas są w pracy, co wyjaśnia skąd dziewczyna ma tak dużo pieniędzy. Nie jest jednak typową pustą lalą, dla której liczy się tylko konto w banku. Ma wielkie serce i na każdym kroku nam to pokazuje, dlatego tak mocno ją kochamy. A jej babskie wieczory były najlepsze na świecie. Robiłyśmy je wtedy, kiedy któraś z nas miała gorszy dzień, a dzisiaj jak widać moja osoba będzie winowajcą tego wszystkiego.

- Jak mogłabym odmówić? - spytałam żartem, a już po chwili wszystkie byłyśmy w drodze do samochodu.

- Więc jednak przyjechałyście samochodem? - krzyknęła Miranda ze śmiechem, kiedy zauważyła auto Tiny.

- Oczywiście - prychnęła Tina. - Musiałyśmy się jakoś ciebie pozbyć - wzruszyła ramionami obojętnie, jakby los Mirandy w ogóle jej nie obchodził. Próbowała zachować powagę, jednak już po chwili wybuchła śmiechem.

- Dziewczyny - powiedziała nagle Hannah, kiedy pakowała się do środka. - Tu jest tylko pięć miejsc. Nas jest sześć.

W naszej paczce od zawsze było sześć osób, jednak kiedy ja tu mieszkałam, Tina nie miała jeszcze ani samochodu, ani prawka. Zrobiła je dopiero po tym, jak wyjechałam, dzięki czemu w paczce zostało tyle osób, ile jest miejsc w samochodzie. Czułam się winna tym, że Hannah stała za samochodem podczas gdy ja, prawdopodobnie zajęłam jej wcześniejsze miejsce.

- Mogę dojechać autobusem - powiedziałam od razu i chciałam wysiąść, jednak dziewczyny mnie zatrzymały.

- Na pewno nie - rzuciła Hannah.

- Nie zmieścicie się? - spytała Tina, odwracając się.

- Powinnyśmy dać rade - zadeklarowała Zoe, odsuwając się jeszcze bardziej w bok.

- Wskakuj - zwróciłam się do dziewczyny, która już po chwili wcisnęła się na tyły.

Tina wyjechała z parkingu i ruszyła w stronę domu. Napięłam mięśnie, z powodu ścisku jaki powodowały cztery osoby na trzech miejscach z tyłu.

Naucz mnie kochaćWhere stories live. Discover now