Rozdział 9

13K 661 137
                                    


Poczułam się, jakby z sali wyssano całe powietrze. Zrobiło mi się gorąco i czułam kropelki potu na swoim czole. Z trudem stałam prosto i z trudem ukrywałam jak bardzo wstrząsnęła mną ta informacja. Kilka osób westchnęło, a po sali rozniosły się ciche szepty. Ludzie wiedzieli i byłam tego świadoma, a to w tamtej chwili wcale mi nie pomagało - wręcz przeciwnie. Czułam jakbym robiła się coraz mniejsza, ze względu na ich przytłaczające spojrzenia.

Alan patrzył na mnie niepewny tego, jak zareaguje. Ale chyba dobrze wiedział, że nie mam ochoty na nic związanego z jego osobą. Dziwiłam się, że sam nie wybuchł na wizję nas w jednej parze. Przecież tak bardzo mnie nienawidził.

Powinnam była coś zrobić, zareagować. Powinnam była krzyknąć, oznajmić, że nie mam zamiaru być w parze z kimś kto tak okropnie mnie potraktował. Tym czasem stałam w drzwiach i wpatrywałam się w miodowe tęczówki Alana, które skanowały moją twarz. Miałam nadzieje, że udało mu się z niej wyczytać to jak bardzo go nienawidziłam i to, że miałam do niego ogromy żal. Zerwałam się z miejsca, mijając zaciekawione całą sytuacją twarze innych i podbiegłam do nauczycielki, która aktualnie zapisywała w swoim notatniku, kto był z kim w parze.

- Proszę pani - powiedziałam zmachana. - Mogłabym zamienić się z kimś parą? - spytałam.

- Dlaczego? - spojrzała na mnie spod okularów.

- Ja i Alan - zaczęłam nerwowo bawić się palcami. - Nie za bardzo się dogadujemy.

- W takim razie to świetna okazja, aby znaleźć wspólny język - uśmiechnęła się. -I to dosłownie. Dostajecie do odegrania Romeo i Julie - podała mi plik kartek, pomimo, że mieliśmy je losować.

- S-słucham? Nie! Pani na prawdę nie rozumie - zaczęłam tłumaczyć, jednak ona wstała i zaczęła roznosić sceny reszcie.

Obserwowałam kobietę jak po kolei podchodziła do każdego z osobna. W końcu podeszła do Alana i wręczyła mu scenariusz. Chłopak musiał przeczytać tytuł, ponieważ jego oczy od razu się powiększyły. Po chwili podniósł wzrok i spojrzał na mnie, słabo się przy tym uśmiechając. Prychnęłam i ruszyłam w stronę Mirandy. Złapałam ją za łokieć i odciągnęłam na bok, jak najdalej uczniów.

- Ratuj! - krzyknęłam szeptem.

- Tak strasznie ci współczuje, rozmawiałaś z Harper?

- Tak - pomachałam głową. - Twierdzi, że to świetny sposób, żeby ZNALEŹĆ WSPÓLNY JĘZYK - trzy ostatnie słowa wyraźnie zaakcentowałam. - Romeo i Julia - pomachałam jej plikiem kartek przed twarzą.

- O. Mój. Boże - wydukała. - Będziecie się całować?

- Nie. Nie mogą mnie do tego zmusić.

- No nie, chyba nie. - mruknęła.

- Miranda, błagam. Nie mogę z nim być, nie po tym wszystkim - powiedziałam błagalnym tonem, jakby Miranda była w stanie cokolwiek zrobić. Wiedziałam, że nie była.

Dziewczyna odwróciła się i przelotnie spojrzała na Zacka. Odwróciła się ze smutnym uśmiechem i złapała mnie za rękę, ciągnąc do pani Harper. Ustałyśmy obok i czekałyśmy, aż skończy tłumaczyć coś jednej z par.

- Proszę pani - zaczęła Miranda, kiedy kobieta odwróciła się w naszą stronę. - Chciałybyśmy zamienić się parami - odrzekła, a ja zrobiłam wielkie oczy.

- Miranda, nie - szepnęłam do niej, ciągnąc ją za rękaw.

Nie chciałam, żeby dla mnie rezygnowała ze wspólnej sztuki z Zackiem. Wiedziałam jak bardzo on jej się podoba. Widziałam jak promienieje, kiedy on jest obok.

- To nie jest możliwe - odrzekła kobieta, zarzucając na plecy szal, który opadł jej na ramie. - Wszystko jest już ustalone - pokazała nam notatnik w którym zapisane były nasze imiona. - Bardzo nie lubię kreślić w moim zeszycie, więc wszystko zostaje tak, jak jest - poinformowała nas, po czym odwróciła się do reszty klasy. - Wasze sztuki nie są długie, dlatego macie tylko tydzień, aby się do nich przygotować. Odegracie je tutaj, na scenie - wskazała palcem na podest. - Liczę na to, że zaangażujecie się w ten spektakl i potraktujecie go z należytą powagą - po tych słowach spojrzała na wiszący na ścianie zegar. - Zostało niecałe dziesięć minut lekcji, możecie teraz zapoznać się z waszymi kwestiami i zacząć ćwiczyć - odrzekła, po czym odeszła do swojego biurka.

Ludzie rozproszyli się po sali, szukając miejsca na praktyki. Alan wciąż stał w tym samym miejscu w którym był wcześniej razem z Zackiem, który do niego dołączył. Ten jednak już po chwili znajdował się przy nas, aby poćwiczyć z Mirandą. Dziewczyna posłała mi przepraszające spojrzenie, a ja obserwowałam jak odchodzi zostawiając mnie samą. Przymknęłam na chwile powieki, starając się unormować oddech i wszystko, co aktualnie we mnie buzowało. Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Nie potrafiłam myśleć o tym, że będę zmuszona do spędzania czasu z Alanem. Wiedziałam, że to tylko nic nieznacząca sztuka do odegrania. Ja jednak nie potrafiłam tak o tym myśleć. Wszystko co było związane z Alanem było wyzwaniem. Nawet te najmniej niewinne rzeczy, jak pożyczenie długopisu.

- Rosie? - drgnęłam, słysząc jego głos obok.

Rosie. To zdrobnienie. Tylko on tak do mnie mówił. Uwielbiałam, kiedy to robił. Uwielbiałam układ jego ust przy wypowiadaniu tego słowa, oraz brzmienie jego głosu. Wydawało mi się, że tylko w jego wykonaniu brzmi tak pięknie. Niestety od tamtej pory nienawidziłam, kiedy ktoś mnie tak nazywał. Tym bardziej on. Jedno słowo wypowiedziane przez niego przywróciło wszystkie wspomnienia.

- Rosalie. Jestem Rosalie - powiedziałam oschle, starając się nie zdradzać jak bardzo byłam słaba, kiedy on stał obok.

Zagotowało się we mnie, gdy dotarł do mnie zapach jego perfum. Od lat wciąż te same. Miękły mi nogi, ale nie wiedziałam czy z bezradności, wstydu, jego bliskości, strachu czy uczucia którym go kiedyś żywiłam. Prawdopodobnie ze wszystkiego po trochu. Mur, który budowałam przez dwa lata rozpadł się jak domek z kart wraz z podmuchem wiatru. Rozwiał wszystkie moje obietnice, które sobie składałam. Będę silna. Nawet na niego nie spojrzę. Nigdy się do niego nie odezwę. Pokaże mu, że już o tym zapomniałam. Cóż, połowę z nich złamałam już na ognisku, jednak miałam nadzieję, że pomimo to jakoś przez to przejdę. Myliłam się.

- Chyba nie muszę się tobie przedstawiać - podrapał się po głowie, a ja spojrzałam na niego niemal sztyletując go wzrokiem. - Miło cie znowu widzieć - powiedział smutno.

Spojrzałam na jego twarz. Poważna mina, zero uśmiechu. Czy on sobie żartował? Jak on śmiał mówić mi takie rzeczy po tym wszystkim? Nie byłam pewna czy za tymi słowami kryła się kpina, dlatego postanowiłam nawet tego nie komentować. Zresztą nie potrafiłam. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Przełknęłam ślinę i znalazłam resztki sił, gdzieś głęboko w sobie.

- Złapie cię kiedyś na przerwie, wtedy umówimy się na próbę - odrzekłam obojętnie i odeszłam.

Tak na prawdę wcale nie byłam obojętna.


Bardzo dziękuje za tysiąc wyświetleń! Nie spodziewałam się tego, tym bardziej w tak krótkim czasie. Byłoby mi miło, gdyby każdy z Was zostawił po sobie ślad w komentarzu.To dla mnie bardzo wiele znaczy, kocham. ♥♥♥♥

Naucz mnie kochaćWhere stories live. Discover now