KWIECIEŃ 1

85 6 0
                                    

Budzik. Dlaczego nie wyłączyłam tego cholernego budzika?! Jest sobota! Cudowny początek dnia. Ze sztucznym uśmiechem na ustach i wściekłością w oczach wyciągnęłam rękę w kierunku dźwięku. Przesunęłam palcem po ekranie telefonu i z gracją rzuciłam nim o podłogę.

- Masz tam leżeć i się nie odzywać nigdy więcej nie proszony. - Wymruczałam w poduszkę.

Nie wiem która była godzina. Pewnie wcześnie bo słońce dopiero wschodziło. No i co teraz? Pewnie już nie zasnę. Nie ma co robić w domu bo ojciec wyjechał a mama pewnie będzie spać do południa. Cóż, spróbować znów zasnąć nie zaszkodzi. Przecież sen to zdrowie!

Przekręciłam się na bok, zakryłam kołdrą twarz i zamknęłam oczy. O dziwo sen przyszedł prawie od razu.

Obudziłam się tym razem wypoczęta do końca i szczęśliwa. W pokoju panowała jasność. Wsadziłam dłoń pod łóżko szukając telefonu. Oj, chyba ta drzemka się przedłużyła. Jest 12:48.
Super.

Najpierw wystawiłam jedną nogę po za materac. Musiała minąć minuta żeby chłodne powietrze które wiało mi po stopie trochę mnie orzeźwiło. Dobra, teraz druga noga. Tak, jestem gotowa do wstania z łóżka.

Postawiłam bose stopy na podłodze. Powoli podniosłam plecy i głowę by na końcu otworzyć oczy i przeciągnąć się leniwie.

Poranki są nudne. Nic się nie dzieje.
Standardowo najpierw poszłam pod prysznic. Stałam tam około dwadzieścia minut relaksując się ciepłym strumieniem wody.
Przebrałam się w czarne legginsy i za dużą bordową bluzę nike'a. Kocham ją. Moja ulubiona bluza w całej szafie a jestem kolekcjonerką bluz. Dziwnie to brzmi ale moja szafa składa się głównie z tego.

Zeszłam do kuchni szukając znaków jakiegokolwiek życia ale jak zwykle świeciły tu pustki. Zrobiłam sobie kanapkę i zaczęłam myśleć nad dzisiejszym dniem.

Jest sobota i jestem sama tutaj do jutra wieczorem...

- Hej Sophie, słuchaj może chciałabyś przyjść dzisiaj na nocowanie u mnie?

- Ymm, no nie wiem... Zależy czy masz pełną lodówkę.

- Jadę na zakupy. Jedziesz ze mną. Czyli lodówka pełna smakoszy.

- Będę za 10 minut.

- Czekam.

Uznałam że jedziemy tylko do sklepu więc nie będę się malować i przebierać. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Po 10 minutach usłyszałam głośne uderzenie w drzwi.
- Jezu nie nawalaj tak! To tylko drzwi a ja głucha nie jestem! - wykrzyknęłam idąc w kierunku źródła hałasu.
Otworzyłam je  i spojrzałam na Soph.
No no, odstawiła się. Ubrana w białą obcisłą bluzkę do pępka z dużym dekoltem i jeansach spodenkach wyglądała jak modelka. Miała zgrabne nogi. Czasem jej ich zazdrościłam. Była brunetką o zielonych oczach i pełnych różowych ustach. Miała powodzenie u chłopaków ale często była samotna przez swoją sytuację w domu. Była podobna do mojej... Dlatego odkąd pamiętam byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, które się nawzajem pocieszają.

- Na co tak patrzysz? Mam nową fryzjerkę, źle mnie obcięła?

- Nie, twoje włosy są super ale... miałyśmy jechać po słodycze do marketu a nie na wyryw chłopaków... Wyglądam przy tobie jak, cóż. No wyglądam jak kupa!

- Oj Sarah, nie przesadzaj. Chodź już bo mam ogromną ochotę na...

- Żelki.

- Tak! Skąd wiedziałaś?!

- Zawsze masz ochotę na żelki. - powiedziałam z rozbawieniem.

Wsiadłyśmy do samochodu taty Sophie i wyjechałyśmy na ulicę. Soph prowadziła a ja myślałam że zaraz wróci moje śniadanie z żołądka. Niedawno zdała prawko i mam wrażenie że przekupiła instruktora bo za nic nie przepuściłby jej normalnym trybem zdawania prawka. 

Po dojechaniu do sklepu wyleciałam z auta i pobiegłam prosto do drzwi wejściowych. Moje oczy świeciły się jak diamenty kiedy widziałam już te wielkie sektory ze słodyczami. Zaraz dobiegła do mnie przyjaciółka i wspólnie weszłyśmy do środka. Wzięłyśmy dwa ogromne koszyki i wrzucałyśmy tam wszystko co wpadało w oczy. Może to dziecinne ale uwielbiam ten stan ekscytacji przed zjedzeniem czekolady. Albo chipsów. Albo żelków. O! ALBO TYCH CUKIERKÓW TOFFIE! Kocham je! 

Po godzinie biegania pośród półek w końcu wyszłyśmy stamtąd i wróciłyśmy do domu. Przebrałyśmy się w pidżamę i włączyłyśmy najlepsze bajki Disneya. No wiem... Małe księżniczki. Ale nie umiemy wydorośleć. I niby czemu mamy to robić? Przecież dzieciństwo ma być jak najdłuższe. Mamy po 17 lat ale to chyba żaden problem. 

Była godzina około 23:30 kiedy słodycze się skończyły. Soph zaczęła płakać a ja szukałam numeru do pizzerii. 

- Wolę kebabaaa!

- Sophie, kebab jest pod miastem i będzie tu za dobre 2 godziny. A jak już przyjedzie to zimny po godzinie drogi. Dzwonimy po pizzę!

- Ale. Ja. Chcę. KEBABA!

- Ty mały, okropny bachorze! Zamknij się i szukaj kolejnej części Shreka! - Przyjaciółka zrobiła obrażoną minę i skrzyżowała ręce. Odwróciłam się do niej plecami żeby w spokoju zamówić jedzenie. Kiedy miałam telefon już przy uchu, poduszka przeleciała mi przed oczami. Zszokowana spojrzałam przez ramię na dziewczynę i to był mój błąd. Kolejny pocisk został rzucony niestety celnie i oberwałam w głowę. 

- Nie jestem bachorem debilu! 

- Ale się tak zachowujesz wariatko! - nie pozostałam dłużna tej krowie i złapałam najbliższą poduszkę tym samym wypowiadając wojnę. Rzuciłam telefon na łóżko zapominając o tym żeby się rozłączyć. Zaczęłyśmy się rzucać poduszkami jak oszalałe. Po 15 minutach padłyśmy zmęczone na podłogę. 

- Sarah! Telefon!

- Co?

- Telefon! Nie rozłączyłaś się! - Szybko rzuciłam się na łóżko.  Ale musieli się nasłuchać... Dwie dziewczyny wydające bardzo dziwne dźwięki... 

Poturlałam się na podłogę i po prostu tarzałam się ze śmiechu. Nic nie było w stanie mnie uspokoić. Sophie zaraz do mnie dołączyła. Resztę wieczora śmiałyśmy się z tej sytuacji. 

Zasnęłyśmy dopiero około 4 nad ranem. Spałyśmy do 15:00. 

Niedzielę spędziłam w swoim pokoju na rysowaniu, czytaniu i słuchaniu muzyki. Nic specjalnego. Ale w poniedziałek się zaczęło... 

-------------------------------------------------------------

Witam w mojej nowej opowieści!! 

Wykonanie okładki: LunciaPomyluncia

Pomysł i fabuła: JA! (CzinaSell)

Mega zapraszam na czytanie kolejnych rozdziałów które już niedługo. Pierwsze rozdziały takie nudne trochę ale później musi się rozkręcić. Dajcie mi czas xdd <3 DO ZOBA MIŚKI!

Kiedy żyłamWhere stories live. Discover now