Rozdział 13

2.2K 119 12
                                    

Nikt nigdy nie podejrzewałby, że ta dwójka znajdzie się w takiej sytuacji, tak cholernie trudnej dla nich obu. I to razem. To, jak to wszystko się zaczęło w ogóle nie łączyło się z tym, jak się skończyło i w jakiej relacji byli teraz. Z założenia powinni nadal pluć sobie w twarz, grozić, wyklinać, wyzywać się najbardziej obrzydliwymi określeniami na jakie było ich stać. I nienawidzić się. Nienawidzić się tak bardzo, jak na początku, kiedy jeden drugiego konkretnie mieszał z błotem za każdym razem, gdy się widzieli. Ale coś się zmieniło i żaden z nich nie potrafił stwierdzić, który moment był tym przełomowym, który sprawił, że zbliżyli się do siebie i teraz wszystko wyglądało tak, jak wyglądało, a oni trwali obok nieprzerwanie, chociaż każdy z nich zmagał się z własnymi demonami, nie chcącymi odpuścić.

Devon był w totalnej rozsypce. To, co się stało i co zrobił pod wpływem uderzyło w niego z mocą kilkunastu ton, przygniatając go całkowicie do podłoża i dusząc z każdą chwilą coraz mocniej. Wspomnienia wstrząsnęły nim po paru dniach bezmyślnego wgapiania się w ścianę w mieszkaniu Oscara, w którym siedział niechętnie i gdyby tylko mógł wyniósłby się jak najdalej. Dlaczego? By nie krzywdzić kolejny raz. Nawet jeśli siniak na policzku młodszego zbladł, nikt nie kierował w stronę blondyna wyrzutów i wydawałoby się, że to uderzenie nic między nimi nie zmieniło, to Devon miał wrażenie, że paradoksalnie twarz małej bestii z każdym dniem wygląda gorzej, a ślad na jasnej skórze szydzi z niego i wrzeszczy, że to jego wina. Jego wina. Bo to on wtedy wyszedł zamiast powiedzieć, że coś jest nie tak, że mu źle. On z czystej desperacji wziął brudny towar, o czym doskonale wiedział, w dawce, po której nic nie mogło skończyć się dobrze, a to, co się stało było tylko namiastką możliwych tragicznych konsekwencji. To on wpadł do klubu, zdemolował dwa stoliki, obrzucił stekiem wyzwisk tancerzy i w szale uderzał każdego, kto chciał go powstrzymać czy jakkolwiek pomóc. A co w tym wszystkim najgorsze - to on podniósł rękę na Oscara, co nigdy, przenigdy, nie powinno się stać i teraz Devon doskonale o tym wiedział. Przerażało go to, co zrobił i kurewsko obawiał się, że jeszcze kiedyś dopuści się tego samego. Albo czegoś znacznie gorszego, czego już by nie przeżył. Dlatego sygnały dawane przez jego ciało - nieznośnie bolesne skurcze mięśni, bezsenność nawet z czarnowłosym u boku, wymioty mimo braku jedzenia, którego regularnie odmawiał, a które barman próbował jakkolwiek w niego wmusić i walące serce - były mniej znaczące niż to, co działo się w głowie tancerza. Wyrzuty sumienia i lęk o jego małą bestię sprawiały, że wpadał w panikę, trzęsąc się i szlochając jak dziecko aż do wyczerpania sił, a Oscar mimo najszczerszych chęci przez długi czas nie potrafił i nie wiedział jak go uspokoić. Stan dwudziestolatka także załamywał Devona, chociaż chłopak udawał, że wszystko jest w najlepszym porządku. Blondyn jednak doskonale widział te podkrążone oczy, które emanowały smutkiem za każdym razem, gdy tylko długowłosy patrzył na niego, próbował karmić i namawiać do jedzenia, a w końcu odnosił ledwie naruszoną porcję do kuchni, wracając do sypialni, by spędzić kolejne godziny na trzymaniu mężczyzny w swoich wątłych ramionach, które stały się dla tancerza prawdziwym azylem, czego wcześniej prawdopodobnie nie zauważał, nie doceniał. Czarnowłosy nie chodził do pracy, chociaż zdecydowanie powinien to zrobić, ale tancerze z House of boys podczas jednej ze swoich wizyt zapewnili, że wszystko załatwili i Oscar powinien skupić się teraz tylko na Devonie. Robił to, mimo że tracił siły, a te parę dni obserwowania jak starszy się męczy wpychały go wieczorami do łazienki, gdzie zamykał się i siedząc w brodziku prysznica płakał dopóki nie uspokoił się na tyle, by wyjść i znowu pokazać dwudziestosześciolatkowi, że jest silny i na pewno poradzą sobie dopóki będą razem. Dopóki będą się wspierać, chociaż chwilowo to młodszy przejął tę rolę całkowicie.

***

W końcu Devon zaczynał sobie radzić, więc i Oscar jakby wrócił do żywych, chociaż nadal nie odstępował go na krok, pomagając we wszystkim, w czym tylko się dało. Tak samo jak w przypadku pobicia barmana, teraz tancerz za każdym razem denerwował się, że jest ciężarem, nie chciał pomocy, ale w większości przypadków odpuszczał jakiekolwiek dyskusje, bo doskonale widział jak zajmowanie się nim i obserwowanie postępów wpływa na młodszego. Cieszył się z każdego zjedzonego w całości przez mężczyznę posiłku, z każdego dnia bez ataku paniki, płaczu i wyszlochanych przeprosin, z każdej chociaż w połowie przespanej nocy. Dlatego teraz, gdy siedział na kanapie, wyglądając już lepiej, pozwolił młodszemu przynieść mu talerz pełen kanapek i kubek parującej, truskawkowej herbaty, którą tak bardzo sobie upodobał. Oczywiście tylko wtedy, gdy przygotowała ją mała bestia. W ogóle wszystko to, co przygotował Oscar smakowało Devonowi milion razy bardziej, niż gdyby zrobił to sam.

- Ty nie zjesz? - zapytał, widząc, że dwudziestolatek siada przy nim tylko z czarnym kubkiem w białe kropki i podciąga szczupłe nogi, opierając je o kanapę.

- Wiesz, że nigdy nie jem kolacji. Jedz, jedz. Zrobiłem specjalnie dla ciebie. - uśmiechnął się, czując na sobie jeszcze chwilę przenikliwe spojrzenie, aż w końcu tancerz ostrożnie wyciągnął kubek z dłoni chłopaka, podsuwając mu pod usta jedną z kanapek.

- Schudłeś. Zawsze byłeś chudy, ale teraz nie wyglądasz zdrowo. Zrób to dla mnie i zjedz chociaż jedną, proszę. - druga z dużych dłoni wylądowała na udzie, głaszcząc je pieszczotliwie. I Oscar nie miałby serca, gdyby odmówił. Dał się nakarmić tą jedną kanapką, po której Devon zaczął też jeść wyraźnie zadowolony, z większym zapałem. Do czasu. Gdy skończył odchylił się na kanapie, obejmując kubek dłońmi i wpatrywał się przez dłuższą chwilę w przestrzeń przed sobą, jakby nad czym się zastanawiał.

- Przepraszam... - kiedy Oscar chciał już coś powiedzieć starszy podniósł rękę, dając mu znak, żeby był cicho i dał mu kontynuować. - Przepraszam za to wszystko, co musiałeś przeze mnie znosić. Za to, że cię uderzyłem, że nie powiedziałem, że sobie nie radzę... Że musiałeś przeze mnie płakać. Myślisz, że nie wiem, ale miałeś takie czerwone oczy... Przepraszam, nigdy więcej nie będziesz musiał przeze mnie płakać, obiecuję. Nigdy nie postawię cię w takiej sytuacji, nigdy więcej nie wezmę...

- Devon, doskonale wiesz, że to nie jest takie proste... - westchnął, chociaż naprawdę chciał wierzyć, że teraz tancerz jak najszybciej odetnie się od narkotyków na dobre. - I nie przepraszaj mnie, już ci to mówiłem. Zrobię dla ciebie to, co będzie trzeba i nie zostawię samego.

- Ale ja nie będę już ćpał. - jego stanowczy ton i nadal nieco zmęczone, ale też w jakiś sposób pewne spojrzenie zielonych oczu sprawiło, że czarnowłosy odwrócił się w jego stronę, przeczesując włosy nerwowym gestem. Tak bardzo chciałby wierzyć... Znowu nie miał możliwości powiedzieć czegoś więcej, a blondyn chwycił obie drobne dłonie w swoje własne. - Może nie wiesz ile to wszystko dla mnie znaczy, bo nigdy ci nie mówiłem. Ale, kurwa, gdyby nie ty pewnie od dłuższego czasu leżałbym zaćpany w jakimś rowie i nawet nikt by nie zauważył... Nie mam nikogo, oprócz ciebie i tak strasznie boję się, że cię stracę, że odejdziesz i ja znowu przestanę sobie radzić... Potrzebuję cię.

- Powiedziałem ci, że cię nie zostawię, tak? - starał się mówić spokojnie, ale tancerz wyglądał, jakby znowu miał zacząć panikować, a przecież było już tak dobrze. - Nie przestaniesz sobie radzić, bo ja się nigdzie nie wybieram. Nawet beze mnie jesteś najsilniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Zawsze sobie poradzisz...

- Nie, bestyjko... Jestem silny tylko, kiedy mogę cię mieć i wiem, że dla ciebie mógłbym przestać brać nawet od razu. - Oscar już nie mówił mu, że powinien zrobić to dla siebie, a nie dla kogoś. Nie, kiedy Devon przycisnął dłonie barmana do swoich przesuszonych warg, całując je krótko, prawie z czcią i spojrzał na niego w sposób, w który jeszcze nikt na niego nie patrzył. Nikt też nie przytulał czarnowłosego tak specyficznie, w niczyich ramionach nie czuł się tak bezpiecznie i żaden pocałunek w czoło nie miał tak ogromnego znaczenia. - Czuję, że dla ciebie mógłbym wszystko.

Obscene BoysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz