7. Ostatni Elf [HISTORIA BLIZNY]

105 1 6
                                    

   Karczmarz wyglądał, jak bomba, która miała zaraz wybuchnąć.

— Niech się pan nie krępuje — powiedziałem, doskonale wiedząc, że właściciel przybytku pobiegnie na zaplecze. Zwymiotował. Tyle razu już słyszałem ten dźwięk, że byłem w stanie wyłapać go pośród nawet najgłośniejszego gwaru.

Karczmarz stanął za ladą i czerwieniąc się, spojrzał na pusty kufel.

— Skończył już pan? — spytał.

— Następna kolejka.

— To zdrowe?

— Możesz nalać mi dwa kufle.

Karczmarz napełnił kufel i wyjął z szafki następny.

— Nie chcę pana obrazić... — zaczął, nie patrząc na mnie. — Słuchaj pan, dostanie pan te piwa za darmo i mogę jeszcze dopłacić za wypicie ich. Musi pan tylko wyjść

z tego przybytku.

Zaśmiałem się i pociągnąłem nosem. W powietrzu unosił się intensywny zapach alkoholu i cygar,

a muzyka w tle była delikatna i cicha.

— Stracę na panu setki okarów — powiedział, podnosząc głos. — Zanim pan się tu zjawił, ta karczma była pełna. Na stoliku po prawej rozgrywano partyjkę pokera,

a przy drzwiach bogacze zabawiali się z dziwkami. Dziesiątki ludzi siedziało przy stolikach, piło i płaciło.

Kącik moich ust uniósł się, a strach i wyrzuty sumienia zalały mnie gorącą falą. Cholera, nie powinienem z nim rozmawiać.

— Widzi pan, teraz ja piję i ja płacę.

Karczmarz zacisnął dłoń w pięść.

— Jak długo?

— Nie wiem. Może całą noc.

— Przenajświętsza beczko i zgrajo, chce pan doprowadzić tę karczmę do ruiny.

— Jeśli będę w dobrym humorze, może nie przyjdę tu jutro. A teraz niech pan nalewa dwa kolejne kufle. — Spojrzałem na puste naczynie. — Skończyło się — powiedziałem.

Karczmarz podrapał się po wąsie i uzupełnił kufle. Nagle ktoś wziął jeden z nich.

Mężczyzna o przydługich czarnych włosach usiadł koło mnie. Wypił moje piwo. I patrzył na mnie.

— Dolewka — powiedział, a karczmarz uśmiechnął się delikatnie.

— Hiacynt Perro — powiedział chłopak, wyciągając w moją stronę dłoń. Nie przyjąłem jej.

Hiacynt wyglądał na takiego, który miał duszę artysty. Jego włosy były przydługie

i potargane. Ubranie kolorowe i znoszone. Rysy jego oszpeconej bliznami twarzy były łagodne.

— Uliczny grajek. Czasem też występuję w karczmach, czy na przyjęciach — mówił dalej. — Mam pomysł na nową balladę, a jesteś nim ty.

Chciałem stłumić wszystkie iskierki gorzkiego śmiechu, który wlewał się moich ust, niczym piwo.

— Mam być twoim pomysłem na balladę? — spytałem.

— Kolejny szaleniec — skomentował karczmarz, napełniając kufle.

— Ja dziękuję — powiedział Hiacynt. — Nie wszyscy mają taką głowę do alkoholu jak czarostwa.

— Czarostwa? — spytałem, unosząc brew.

Konkurs na 25k: HISTORIA CIEMNOŚCI [JUŻ Z OCENAMI JURY!]Where stories live. Discover now