Rozdział 12

429 33 10
                                    

Mam wrażenie, że wszystko co mnie otacza, to kłamstwo.

Walka ninja z Nadakhanem to kłamstwo.

Podniebna kraina to kłamstwo.

Ja to kłamstwo.

Wszystko jest naciągane i fałszywe. Wmówione mi, że to, co się dzieje wokół mnie to prawda, a mam co do tego duże wątpliwości.

Dziś rano, gdy wyszedłem na statek, nie było walczących ninja, ani Nadakhana w pobliżu. To był sen, który był kolejnym kłamstwem. Powoli przestaję odróżniać rzeczywistość od wyobraźni. Psychika zaczyna wariować. Zmysły krzyczą, jakby czegoś chcąc... Ale czego??

Mam ochotę uciec. Uciec od ninja, tej krainy, nawet od piratów i Nadakhana. Uciec od wszystkiego, co mąci mi w głowie. Poszukać spokoju, jeśli w ogóle jeszcze na niego zasługuję...

Ale nie uda mi się uciec samemu. Potrzebuję łatwej pomocy.

A kto szybciej się zgodzi niż kochający mnie bezmyślnie ślepak?

Siedząc w kajucie obmyśliłem plan doskonały. Łatwo zlokalizowałem latarnię morską na wyspie, gdzie niegdyś mieszkał doktor Julien. Opuszczone, zagospodarowane miejsce, gdzie nikt już nie zagląda. Idealne. Teraz wystarczyło się tam tylko dostać.

I tu pojawiał się problem. Nie miałem wystarczająco mocy, żeby dolecieć tam sam na swoim smoku. Potrzebna była tu konwergencja dwóch sił, by utworzyć jednego, potężnego smoka, więc musiałem wybrać kogoś z ninja. Blaszak odpadał, był zbyt kumaty i szybko by się zorientował, że to podstęp. Zieloniak zbyt mi nie ufał i w ogóle nie zgodziłby się na coś takiego. Za to czarnowłosy ślepiec... On był idealny. Zakochany we mnie bez pamięci, ach kto może być bardziej naiwny niż upojony mym wyglądem mięśniak? Z uśmiechem zrobiłem parę wdzięcznych kroków po pokoju i przyjrzałem się swojej sylwetce w lustrze. Fakt, było na co popatrzeć, zwłaszcza na tyłach. To takie śmieszne, że jakiś człowiek jest w stanie oddać nawet życie dla drugiego człowieka... Dziwaczne.

Zaśmiałem się głośno, przyglądając z uwagą mapie na stoliku, gdy nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i czyjąś obecność. W ostatnim momencie udało mi się zwinąć mapę i schować ją do kieszeni. Obróciłem się szybko, a natychmiast zostałem przyciągnięty do czyjegoś ciała i pogładzony po policzku.

- Jak się miewa mój Delar? - zapytał łagodnym głosem kapitan piratów, błądząc dłonią po mojej twarzy. Jasne, że świetnie... W końcu niedługo nie będę nikogo widzieć do końca swojego życia.

- Dobrze. - odparłem krótko, uparcie wbijając wzrok we wszystko wokół, tylko nie w jego oczy.

- Wydajesz się zastresowany... Czy ten czarny dureń Ci coś nagadał? - zaczął bawić się moimi włosami dżin, okręcając je sobie wokół palców i gładząc.

- Nie, nic. Krzyczał tylko bym nie robił mu krzywdy, ale ja miałem to gdzieś. - skłamałem, by zmienić jak najszybciej temat.

- Hm... - Nadakhan puścił mnie i rozejrzał się po pokoju badawczo - Powiedz skarbie, nie ukrywasz nic przede mną, prawda?

- Gdzieżbym śmiał Nadakhanie. Pierwsza zasada dobrego kamrata to wieczna lojalność swojemu kapitanowi - uśmiechnąłem się pewnie i usiadłem na pobliskiej kanapie.

- Pozwól, że Cię rozluźnię... - mężczyzna chwycił butelkę z winem leżącą na pobliskiej półce oraz dwa kieliszki i nim się obejrzałem już sączyłem czerwony płyn z kryształu, stopniowo się rozluźniając. Takie chwile były łatwiejsze. Wygodniejsze. Lepsze. Napić się i zapomnieć...

- Mam wrażenie, że Flintlock szykuje bunt. - wypiłem łyk trunku, po czym spojrzałem badawczo na siedzącego obok Nadakhana. Zmarszczył on brwi nieznacznie i zastanowił się przez chwilę.

Lego Ninjago - DelarWhere stories live. Discover now