Powód ósmy

103 22 0
                                    

"Wierząc w życie wieczne nigdy do końca nie wiesz co czeka cię po drugiej stronie."

          Biegła ile sił w nogach. Jej spokojny trucht już dawno zamienił się w morderczy wyścig z samą sobą. Czuła okropny ból w nieprzyzwyczajonych mięśniach. Przeskoczyła nad pustą ławką i wpadła na plażę o mały włos nie przewracając się w grząskim piasku. Szum oceanu zlewał się w jej uszach z szumem krążącej krwi. Wyminęła innego biegacza, po czym przyśpieszyła jeszcze bardziej. Kaptur szarej bluzy już dawno zsunął się z ciemnych włosów odkrywając je wiatru. W kącikach oczu czuła łzy od masy napływającego powietrza, aż w końcu świat jej się całkowicie zamazał i zatrzymała się, zginając wpół. 

        Pomimo bólu w klatce piersiowej oraz palących mięśni, czuła się wspaniale. Potrzebowała tej chwilowej próby ucieczki od otaczającej rzeczywistości. Szczególnie, iż jeden aspekt tego świata zaczął jej się bardzo podobać, a to nie dobrze tak przywiązywać się do rzeczy nietrwałych.

         Opadła na wilgotny piasek, nie dbając o i tak schodzony już dres, po czym spojrzała w niebo. Gdy wychodziła z domu parę minut po szóstej słońce dopiero nieśmiało malowało swoje kolory na horyzoncie, jednak teraz było już o wiele wyżej, lecz skryło się między szarymi chmurami.

         – Szukasz czegoś? – stłumiony głos dotarł do jej uszu, gdy biegacz, którego wyminęła zatrzymał się tuż nad nią.

         – Na pewno nie ciebie – rzuciła, podnosząc się do pozycji siedzącej.

         – No powiem ci, że nawet nabrałem się na ten sarkastyczny ton – Lucas przysiadł obok niej i wyciągając nogi, podparł się łokciami o piasek za nim. – Nie wiedziałem, że biegasz.

         – Ja też nie – odpowiedziała, jednak tym razem uśmiechnęła się pod nosem.

          Fale coraz mocniej dobijały do brzegu, wiatr wzmógł się, a oni siedzieli na chłodnym podłożu, w ciszy napawając się porannymi odgłosami mew. Danielle odchyliła głowę do tyłu lekko przymykając oczy, po czym ukradkiem zerknęła na chłopaka. Wpatrywał się w jakiś martwy punkt tuż nad linią wody.

         – No dalej, wiem, że coś cię trapi – odezwał się, wyczuwając na sobie jej wzrok.

         Brunetka otrzepała dłonie z piasku i skrzyżowała nogi. Nie wiedziała jak zacząć, ale to była jedyna chwila, kiedy mogła zadać to pytanie, bo w innych przypadkach czuła się nieswojo ingerując w takie sprawy.

          – Na co choruje twoja siostra?

          Lucas przytaknął i zacisnął usta w cienką linie. Odwrócił wzrok, jakby szukał ratunku w powoli pojawiających się spacerowiczach.

          – Zaczęło się od zwykłych powikłań po operacji, potem okazało się, że choruje na stwardnienie rozsiane. Od kilku miesięcy jest bardzo źle, lekarze wprowadzili ją w śpiączkę farmakologiczną, podpięli ją do tych aparatów i to praktycznie one wszystko robią za nią.

          Danielle wbiła wzrok w swoje palce, które sprawnie odzierały patyczek z kory. Podziwiała go za to, że przesiadywał przy niej całe dnie, ona tego nie potrafiła. Gdy jej matka odchodziła co prawda miała dopiero siedem lat, ale dźwięk samej nazwy jaką był "rak" coś sprawiało, iż tą salę omijała szerokim łukiem.

          – Wierzysz w życie wieczne? – spytała, chcąc przerwać panującą ciszę.

          – Czasem łatwiej jest wierzyć w życie po śmierci niż nie wierzyć. Tak samo jest z wiarą w Boga – po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał na nią. Tymi lodowymi tęczówkami, które od dawna nikt nie zdołał ocieplić.

          – Bo gdy wszyscy domagają się od ciebie przyczyn i skutków, których nie rozumiesz łatwiej przypisać im źródła boskie – wymamrotała, łamiąc kawałek drewna na pół.

         Chłopak przytaknął przyznając jej najprawdziwszą rację. 

          – To głupie, ale... Dlaczego nie pozwolisz jej odejść?

          Miała ochotę zapaść się pod ziemie, gdy uświadomiła sobie co właśnie powiedziała. Siedziała wyprostowana i wstrzymując oddech, czekała na jakiś wybuch, krzyki, jednak nie usłyszała nic prócz cichego westchnięcia.

          – Sam nie wiem, może dlatego, że mam tylko ją, a może dlatego, że do końca nie wiem co ją czeka tam po drugiej stronie. Już nie wiem co jest dla niej lepsze, czekanie aż jej się uda i znowu ze mną porozmawia czy...jakby już nic nie czuła – odpowiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej.

          Przeczesał palcami ciemne włosy i spojrzał na zakłopotaną Danielle. To dziwne, ale pasowały mu takie rozmowy. Nawet wolał powiedzieć o słowo więcej dziewczynie, która przy pierwszym spotkaniu wyklęła go za pochlapanie butów, niż udawać, że wszystko gra przy osobach, które znał od przedszkola. W takich sytuacjach jak ta mógł być po prostu sobą.

         – Mężczyzna, którego przywieźli do szpitala tamtego wieczoru... – zaczął, nerwowo wyłamując palce. –  To twój narzeczony?

         – Były – ucięła od razu. – Okazało się, że to nie była nasza bajka.

         – Nie byłaś z nim szczęśliwa?

         – Nie, znaczy tak -zamotała się, ciężko wzdychając. – Sama nie wiem. Czasami było pięknie, myślałam nawet, że to ten jedyny... Chciałam, żeby tak było.

         – Ale wcale nie czułaś, że tak jest – dopowiedział, za co była mu wdzięczna.

         Nie lubiła rozmawiać na ten temat, jednak skoro Lucas przełamał się i mówił o chorobie siostry, to ona również potrafi. Wiadomo nie będą się one w żadnym stopniu pokrywały, ale każdy ma problemy na miarę własnego życia i mimo wszystko to one ciągną nas na sam dół.

         

WierzęTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang