14

1.2K 55 5
                                    

Dzisiaj rano obudził mnie Minho, kiedy wstawał z materaca. Pierwszy raz od wypadku miał z powrotem trafić do labiryntu. Podziwiałam jego odwagę. Nie wiem, czy gdyby mnie tak urządził Buldożerca, chciałabym kontynuować zawód zwiadowcy.

Kolejny dzień w Strefie mijał mi na oprowadzaniu Jamesa. Chłopak wydawał się mniej przerażony niż poprzedniego dnia, jednak nadal patrzył na mnie nie ufnie.

- To jest labirynt - powiedziałam, wskazując ścianę z szarego kamienia - Tak jak mówiłam poprzedniego dnia, nie wolno ci tam wchodzić. No, chyba że będziesz chciał być Zwiadowcą, ale...

- Już sobie znalazłaś nowego chłopaka?! - Przerwał mi szorstki głos. Odwróciłam się i ujrzałam Gally'ego, który szedł z zaciętą miną w naszą stronę.

- O czym ty mówisz, Gally? - powiedziałam, siląc się na spokojny ton głosu. Nie chciałam, aby ponownie doszło między nami do rękoczynów. Na moje słowa nastolatek prychnął pogardliwie.

- Najpierw owinęłaś sobie Minho wokół palca, a teraz bierzesz się za Świeżucha! Kto będzie następny, co? A możne ta rudowłosa dziwka też ci pomaga?!

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Nie dość, że obraził mnie, to jeszcze miesza do tego Chloe! Właśnie chciałam się odezwać, jednak chłopak ponownie zabrał głos.

- Wiem, że współpracujesz że Stwórcami. Po co cię to wysłano?! Gadaj, szczylniaku! - krzyknął, po czym rzucił się na mnie. Tak jak ostatnim razem, stało się to niespodziewanie i nie mialam czasu, aby zareagować. Razem wylądowaliśmy na ziemi, a ręce Gally'ego zatrzymały się na mojej szyi i zaczęły ją ściskać. Wokół nas zebrał się tłum gapiów, jednak nikt nie zareagował.

- Mów, co tu robisz! - krzyknął rozwścieczony, jeszcze mocniej mnie dusząc. Chwyciłam jego ręce, starając się oderwać je od mojej szyi.

- Puść mnie - wycharczałam jedynie. Nastolatek nie zareagował. Zachowywał się, jakby był w transie. Spróbowałam go zrzucić, jednak teraz miałam zbyt mało siły. Czułam, jak płuca mnie palą z braku powietrza, a przed moimi oczami zatańczyły mroczki. Niespodziewanie, ciało Gally'ego już na mnie nie napierało. Wstałam do siadu i wzięłam głęboki haust powietrza.

Rozejrzałam się wokół. Tłum gapiów stał się jeszcze większy, ale to żaden z nich mi nie pomógł. Po mojej prawej stronie James przyciskał Gally'ego do ziemi, pewnie go dusząc, jak on przed chwilą mnie. W duchu uśmiechnęłam się na ten widok i obiecałam sobie podziękować chłopakowi. Kto wie, co by się stało, gdyby nie on. Mogłabym już nie żyć.

Wiedziałam jednak, że James nie może zabić bruneta, nawet jeśli tylko mnie bronił. Prawdopodobnie został by za to wygnany i musiałby spędzić całą noc w labiryncie, co równa się bolesnej śmierci z rąk Buldożerców. A raczej ich ramion z przerażającymi przyrządami.

- Hej, Jimmy - krzyknęłam do chłopaka i chwyciłam go za ramię. - Przestań. Puść go!

Blondyn posłusznie wstał ze swojej ofiary, która wiła się po ziemi, próbując zaczerpnąć powietrza. Tłum, który wcześniej przekrzykiwał się nawzajem, momentalnie ucichł.

- Co tu się dzieje?! - krzyknął Alby, który przedzierał się pomiędzy Streferami, aby do nas dotrzeć. Poczułam lekki przypływ paniki. Sytuacja nie wyglądała dla naszej dwójki korzystnie, a nie wątpiłam w to, że Gally będzie próbował nas wkopać. Czarnoskóry chłopak ukucnął przed brunetem, po czym spojrzał na nas ze wściekłą miną.

- Co to ma znaczyć?

- Oprowadzałam Jamesa po Strefie, gdy nagle... - zaczęłam, jednak mi przerwano.

- Rzucili się na mnie! Próbowali mnie zabić! - wrzeszczał leżący na ziemi Gally. Przewróciłam zirytowana oczami, na jego absurdalne zachowanie.

- Zaatakowaliście go? - spytał Alby, a jego twarz wykrzywiła się w gniewie.

- C-co? - jęknęłam. - Nie!

- W takim razie co się stało?!

- Tak jak mówiłam, oprowadzałam Jamesa po Strefie, kiedy nagle podszedł do nas Gally. Zaczął obrażać mnie i Chloe, a chwile później się na mnie rzucił. Dusił mnie, a James mnie tylko uratował - wytłumaczyłam, patrząc hardo w jego oczy. Miałam nadzieję, że mi uwierzy.

- James?

- To prawda - odpowiedział chłopak, a jego wzrok był spuszczony na ziemię.

- Gally? - zwrócił się Alby do bruneta.

- Oni kłamią! Są zwykłymi kłamcami! Współpracują ze Stwócami, a wy wszyscy im wierzycie! Jesteście ślepi! - wrzeszczał, ciągnąc mocno za swoje włosy. Wyglądał, jakby chciał je sobie wyrwać wraz z cebulkami.

- Wasza dwójka - odezwał się przywódca, wskazując na nas palcem. - Wracacie do Bazy.

Chwyciłam Jamesa za ramię i skierowaliśmy się w stronę drewnianej chaty. Nie miałam zamiaru się dłużej wykłócać. Czułam, jak ogarnia mnie wściekłość. Jestem tutaj od miesiąca i nie dałam im żadnych powodów, aby myśleli, że nie jestem po ich stronie. Oni jednak wolą wierzyć jakiemuś pomyleńcowi, który już drugi raz się na mnie rzucił. Jak tak dalej pójdzie, to sama się wpakuję do labiryntu na noc. Miałam po prostu serdecznie dość tej sytuacji.

Weszliśmy do Bazy. Nikogo nie było w środku, więc bez problemu wspięliśmy się po trzeszczących schodach na piętro. Skierowaliśmy się do mojej sypialni, ponieważ ja miałam w pokoju dwa materace. Jeden z nich należał do Chloe, która teraz prawdopodobnie pracuje i nic nie wie o niedawnym zdarzeniu. Nastolatek natomiast mieszkał chwilowo sam.

- Kto to był? - zadał pytanie chłopak po chwili ciszy. Usiadłam na moim materacu, a on na Chloe. Pokój był niewielkich rozmiarów, dzielił nas metr wolnej przestrzeni.

- Gally. Przepraszam, że musiałeś to widzieć. Nie dogaduje się z nim zbytnio - powiedziałam i posłałam mu lekki uśmiech.

- On chciał cię zabić! - krzyknął. - Tu chodzi o coś więcej, niż zwykłe nietolerowanie się.

- Jest porywczy i wredny - wzruszam ramionami. - Poza tym nic mi nie jest. Dzięki za uratowanie życia.

Blondyn przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, po czym westchnął ciężko.

- Okej, zostawmy ten temat. Powiedz mi lepiej, jak można się stąd wydostać.

Prychnęłam pod nosem.

- Naprawdę masz nas za takich debili? Myślisz, że gdybyśmy znaleźli wyjście, nie ucieklibyśmy stąd? - zaśmiałam się niemiło. Poczułam wyrzuty sumienia, ale zwaliłam moje zachowanie na przeżycia tego dnia.

- Nie uważam tak. Po prostu... Nie wiem. Naprawdę chcę się stąd wydostać - powiedział i zawiesił głowę, a jego ramiona się skuliły.

- Wszystko w porządku? - spytałam, a chłopak jedynie pokręcił głową. Podeszłam do niego i usiadłam obok, głaszcząc pocieszająco jego ramię. Chciałam powiedzieć mu coś pocieszającego, aby go rozweselić, jednak ktoś wszedł do pokoju. Spojrzałam pytająco na Alby'ego.

- Rozmawiałem z paroma sztamakami, którzy byli świadkami i oni potwierdzili waszą wersję wydarzeń. Już wszyscy wiedzą, że to Gally zaczął kłótnie, więc spokojnie możecie opuścić Bazę. Jest mi przykro, że to was spotkało. Gally'ego spotka kara za złamanie zasad, nie ujdzie mu to bezkarnie - powiedział z uprzejmym uśmiechem.

Podziękowałam mu, gdy wychodził i wstałam z materaca.

- Chodź, nie pokazałam ci przecież całej Strefy! - wykrzyknęłam trochę zbyt entuzjastycznie i chwyciłam Jamesa za ramię, aby wyprowadzić z budynku.

Dziewczyna z Labiryntu | The Maze Runner, Minho FanfictionOnde histórias criam vida. Descubra agora