Rozdział 5

31 3 3
                                    

Zanim Dave się spostrzegł, wilczyca już stała, a jej tylna łapa była podkulona. Nic dziwnego, pomyślał. Nieźle ją załatwiłem.

Zawarczała. Miała dość go i wszystkiego, co ją spotyka. Dlaczego to zawsze musi być ona? To ona cierpi, to ona nie może mieć normalnego życia. To ona została potworem.

Krążyła powoli wokół niego jak lew, czający się na swoją ofiarę. W końcu, skoczyła na niego. Udało jej się go powalić. Zadowolona z siebie wgryzła się w szyję Dave'a, by rozerwać jego tętnicę, jednak on, resztkami sił, wystrzelił.

Hashi zatoczyła się do tyłu. Miała mroczki przed oczami. Spojrzała na swój brzuch. Biała, miękka w dotyku sierść przybrała kolor szkarłatnej czerwieni. Najwidoczniej, chęć zabicia wilczycy przezwyciężyła nawet śmierć jej przeciwnika. Zamknęła oczy. Czy to ma się teraz skończyć? Cały ból, poczucie winy i niechęć do siebie mają zniknąć? Czy aby na pewno była na to gotowa?

Zachwiała się i upadła na bok.

Myślisz, że pozwolę żyć takiemu ścierwu jak ty? Słowa mężczyzny cały czas krążyły po jej głowie.

Otworzyła oczy i spojrzała na nieżyjącego mężczyznę. Może faktycznie miał rację? Może faktycznie powinna odejść?

Jednak... Obiecała mamie, że nie będzie tak myśleć. Obiecała, że znajdzie swoją młodszą siostrę – Hope i razem wrócą do domu. Jak wiadomo, Hashi Morgan nie łamie obietnic.

Nagle, zaczęła się przemieniać. Straciła kontrolę nad swoim ciałem z powodu niewyobrażalnego bólu, jaki czuła, gdy tojad z pocisków dostawał się do jej krwiobiegu. Nie mogła nic zrobić. Jak miała dotrzymać tych obietnic martwa?

Teraz, pośrodku lasu można było zobaczyć nagą kobietę, zamiast potężnego, białego wilka. Westchnęła. Jedyne co wiedziała to to, że musi być przytomna.

Doczołgała się do martwego mężczyzny, cały czas uciskając ranę na brzuchu. Po jej policzkach płynęły łzy. To wszystko za bardzo bolało.

Narzuciła na siebie czarną marynarkę mężczyzny. Głośno oddychając, sięgnęła do jej kieszeni. Po chwili znalazła to, czego szukała. Telefon.

Wpisała numer do swojego przyjaciela. On na pewno jej pomoże, nie zadając żadnych pytań. Przełknęła ślinę i kliknęła przycisk „dzwoń".

- Halo? – z drugiej strony dobiegł ją męski, ciepły głos.

- Hades? To ja, Hashi – załkała do słuchawki. Uporczywie próbowała wstać. Na szczęście, w końcu jej się udało. Oparła się o drzewo. Po policzkach dalej płynęły jej łzy.

- Hashi? Czy ty płaczesz? Co się stało? – usłyszała zmartwiony głos Hadesa.

- Dwa postrzały kulami z tojadu, ot co – warknęła. Ból napawał ją ogromnym gniewem.

- Gdzie jesteś? – usłyszała ciche przekleństwo i warkot silnika po drugiej stronie połączenia.

- Las... - nie zdążyła dokończyć. Straciła sygnał. Zgniotła telefon w ręce, a to, co z niego zostało, rzuciła na ziemię. Dalej uciskając ranę na brzuchu i podpierając się drugą ręką o pobliskie drzewa, ruszyła w stronę głównej ścieżki.

Czuła niewyobrażalny ból w dosłownie każdej części ciała, jednak najbardziej doskwierał jej w zranionym udzie. Wiedziała, że nie może się poddać. Będzie walczyć, za wszelką cenę. Przynajmniej ma dla kogo. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, gdy stawiała kolejne kroki. Mimo wszystko, była do tego przyzwyczajona. Kule z tojadem, tkwiące w jej ciele były niczym w porównaniu z tym, co robił jej Simon podczas eksperymentów.

Potknęła się i upadła na kolana. Zamknęła oczy, a jej ciałem wstrząsnął szloch.

Czy naprawdę nigdy nie odnajdzie siostry? Czy naprawdę nigdy nie będzie mogła zaznać szczęścia?

Sześciolatka znowu upadła, a rower przygniótł jej nóżkę. Zła, że znowu jej się nie udało odepchnęła od siebie rzecz i wstała, ze łzami w jej dużych, pięknych oczkach.

- Nigdy mi się nie uda! – krzyknęła, gdy zauważyła jak rodzicielka do niej podchodzi.

- Hashi, zapomniałaś, co zawsze ci mówię? Nigdy się nie poddawaj! Zrób to dla Hope, dobrze? Potem ty będziesz mogła ją nauczyć, jak to się robi – matka uśmiechnęła się. Hashi na wzmiankę o siostrze zawsze przybierała poważny wyraz twarzy. W jej oczach można było dostrzec, jak bardzo chciała ją chronić. Jak bardzo chciała, aby jej siostrzyczka była z niej dumna.

Hashi pokiwała głową.

- Muszę jej pokazać, że jestem silna i dzielna! Chcę, żeby widziała, że się dla niej staram. Pomożesz mi podnieść rower, mamo?

- Oczywiście, skarbie.

Hashi rozejrzała się dookoła. Poczuła, jakby nie była tutaj sama.

- Nie mogę tego zrobić. Nie dam rady. Przepraszam, mamo. Przepraszam, Hope. Dlaczego za każdym razem was zawodzę? – jęknęła zrozpaczona – Dlaczego za każdym razem zawodzę siebie?

- Hashi! – usłyszała krzyk mężczyzny.

- Hades..? – spojrzała w górę, oszołomiona. Zauważyła swojego najlepszego przyjaciela, wybiegającego z drugiej strony lasu.

Brunet przedzierał się przez zarośla. Jego mięśnie napinały się i rozluźniały z każdym, nawet najmniejszym ruchem. Jego brązowo – zielone oczy, ze złotymi drobinkami przy źrenicach, przypominającymi płynne złoto uważnie obserwowały Hashi. Na jego przystojnej twarzy pojawił się uśmiech, gdy w końcu ją znalazł, jednak po chwili zniknął, a na jego miejsce wstąpiło zmartwienie.

Ból i halucynacje, jakie doskwierały kobiecie nie dawały jej spokoju nawet na chwilę. Po chwili, obolała i wycieńczona straciła przytomność. Jedyne, co wtedy usłyszała to głośny krzyk Hadesa, przedzierający się nawet przez jej podświadomość.



.

.

.

W końcu wstawiłam rozdział! Jestem z siebie taka dumna ^^

Wracając - cieszę się, że tyle osób chciało zajrzeć akurat do mojej książki. Nawet nie wiecie, jakie to przyjemne uczucie, otrzymywać powiadomienia, że ktoś napisał komentarz, zagłosował na napisany przeze mnie rozdział czy dodał moją książkę do swojej listy lektur. 

Na koniec, chciałabym wam powiedzieć, że jesteście wspaniali i po prostu was ubóstwiam ;)

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 02, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Eksperymentalny potwórWhere stories live. Discover now