Rozdział 3

3.2K 359 40
                                    

MATT

Zatrzymałem się przed drzwiami od męskiej toalety, wahając się przez chwilę, czy rzeczywiście miałem na tyle odwagi, żeby wejść do środka. Serce biło mi w piersi tak głośno, że niemal je słyszałem, a zaciśnięta na metalowej klamce dłoń ślizgała się lekko od zimnego potu, którym niespodziewanie pokryła się moja skóra.

Wziąłem głęboki oddech, powtarzając sobie w myślach, że byłem już tak blisko, że nie mogłem się teraz wycofać. Jeśli w tym momencie zostawiłbym go samego, pewnie nigdy nie umiałbym sobie wybaczyć tej straconej szansy. To była idealna i możliwe, że niepowtarzalna okazja, aby się do niego odezwać, a gdyby nie chciał ze mną rozmawiać, przynajmniej dowiedziałbym się, czy nie ucierpiało nic oprócz jego dumy i nosa, czym naprawdę się przejmowałem.

Przejmowałem się nim o wiele bardziej, niż powinienem.

Po prostu musiałem sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Zresztą, byłem tam przecież pracownikiem – to chyba normalne, jeśli poszedłbym za nim i upewnił się, że nic poważniejszego mu się nie stało. Nikomu nawet nie przyszłoby do głowy, że kierowały mną też inne pobudki.

Uspokojony tą myślą, wziąłem ostatni głęboki oddech i ostrożnie popchnąłem drzwi barkiem. Wchodząc do środka, dyskretnie wytarłem spocone dłonie o spodnie i nerwowo zagryzłem wargi, zastanawiając się nad tym, jak zacząć rozmowę, by chłopak nie czuł się przy mnie niekomfortowo.

Jakiekolwiek zaczątki planów wyparowały jednak z mojej głowy, gdy tylko zrobiłem pierwszy krok w głąb pomieszczenia, a drzwi zatrzasnęły się za mną z cichym trzaskiem.

Światło zapalało się tam automatycznie, dzięki czemu mogłem zobaczyć zatarte butami ślady krwi na kafelkach. Byłem niemal przekonany, że brunetowi nie przeszkadzałoby, gdyby panowały tam kompletne ciemności, ba, może nawet w ogóle nie zwróciłby na to uwagi. Z całą pewnością nie przejmował się takimi detalami – w tamtej chwili wydawał się bowiem zupełnie odcięty od rzeczywistości.

Przełknąłem głośno ślinę, kiedy zauważyłem, że siedział na podłodze z twarzą ukrytą w kolanach i trząsł się niemiłosiernie, wplatając dygoczące palce w swoje ciemne włosy. Nie usłyszał mnie, gdy wchodziłem do łazienki, a może był po prostu zbyt pochłonięty dreszczami, które gwałtownie wstrząsały całym jego ciałem.

Nie marnowałem więcej czasu, dlatego też sekundę później klęczałem już przy nim, a na moich ramionach zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Nie do końca wiedziałem, jak powinienem się zachować, ponieważ zupełnie go nie znałem. Nie miałem pojęcia, co mogłoby go w takim momencie uspokoić, niemniej jednak musiałem przynajmniej spróbować.

– Hej – wyszeptałem ledwo dosłyszalnie i opuszkami palców musnąłem jego przedramię, żeby nie wystraszyć go jeszcze bardziej.

Na niewiele się to zdało, bo podniósł szybko głowę i spojrzał na mnie oczami rozszerzonymi do granic możliwości, wzmacniając swój uścisk na kosmykach włosów.

Po jego spłoszonym wzroku łatwo mogłem wywnioskować, że nigdy wcześniej nie przechodził przez nic podobnego i absolutnie nie rozumiał, co się z nim działo, dlatego ostrożnie położyłem dłoń między jego łopatkami, nie przestając wpatrywać się w jasne tęczówki wypełnione przerażeniem. W tamtym momencie chłopak dławił się własnym oddechem i miał coraz większe kłopoty z zaczerpnięciem powietrza, co dodatkowo utrudniała krew, nadal wypływająca powoli z jego nosa i kapiąca do ust.

– Wszystko w porządku – zapewniłem go łagodnie, starając się zabrzmieć przekonująco, po czym wolną ręką sięgnąłem do kieszeni. – Musisz się tylko uspokoić i wszystko będzie dobrze – powtórzyłem, głaszcząc go delikatnie po plecach i jednocześnie manewrując przy paczce chusteczek, aby wyciągnąć jedną ze środka. – Zaraz ci przejdzie, zaufaj mi. Po prostu mi zaufaj...

Najpiękniejszy UśmiechWhere stories live. Discover now