#94 Angsty Shance

828 87 16
                                    


kocham was mocno. i przepraszam z moją twórczość tutaj

Lance chciał po prostu z nim porozmawiać. O lwach, o zielonej papce, o innym nieważnym gównie. Nie miał zamiaru nic mu mówić.

Ale cóż, stało się. Powiedział mu. Pewnie Shiro myśli teraz, że Lance jest jakimś pieprzonym, zboczonym pedałem. Ale co on mógł poradzić na uczucie? To nie była jego wina!

Poduszka w jego pokoju była już mokra od łez. Skulony pod kołdrą młody Kubańczyk tylko powtarzał szeptem, że  wszystko będzie dobrze, żeby się nie załamać. Jak widać, los nie był dziś po jego stronie.

Drzwi kajuty rozsunęły się z cichym szurnięciem. Duże, wojskowe buty też nie umiały zachować całkowitej ciszy, gdy ich właściciel podszedł do łóżka Lance'a i przysiadł na brzegu. Shiro natomiast nic nie mówił.

McClain wiedział, że Japończyk tu jest. Że patrzy na trzęsące się od szlochu zawiniątko. Poczuł, jak Shiro kładzie swoją dłoń na jego małych plecach. Jak powoli pomaga chłopcu usiąść. Jak wyciera delikatnie łzy w jego policzków mimo, że od razu ich miejsce zastępowały nowe.

I wtedy się złamał.

Wtulił się w mężczyznę i zaczął mówić. Że nie jest wystarczająco dobry, że nie był wystarczająco dobry, że nigdy nie będzie wystarczająco dobry. Nieważne czy w relacjach międzyludzkich, czy w byciu snajperem, czy w lataniu. Nigdy nie będzie najlepszy. Zawsze będzie w czyimś cieniu, zawsze będzie z tyłu, zawsze będzie tym gościem, który po prostu patrzy i uśmiech się do tych skąpanych w triumfach i sukcesach. Zawsze ktoś będzie przed nim i nic tego nie zmieni.

W trakcie jego monologu, przerywanego tylko targającym nadal jego ciałem szlocham, Shiro po prosu odwzajemnił jego uścisk. Wysłuchał. Pozwolił na pomoczenie jego koszulki łzami i śliną Lance'a.

"Jesteś wystarczająco dobry, żebym mógł cię kochać."


no to takie 300 słóweniek, ale mi ten pomysł chodził po głowie od jakiegoś czasu... co myślicie? proszę o krytykę!

talks // vldWhere stories live. Discover now