Wiadomość dwudziesta druga

140 15 0
                                    

Prowadziłam siedmioletniego Jareda na trening piłki nożnej. Musieliśmy iść dzisiaj okrężną drogą, bo mój pożal się Boże brat umówił się z kolegą obok jakiejś piekarni. Cudnie. Do tego dowiedziałam się dzisiaj od mamy, że przyszłą sobotę będę musiała spędzić wśród bandy rozbieganych siedmiolatków, ponieważ jeden z nich ma urodziny. Kocham bycie starszą siostrą. Tak, to zdanie aż ocieka sarkazmem. Przeszliśmy przez kolejne przejście dla pieszych i aż ucieszyłam się, kiedy w końcu zobaczyłam tą piekarnię. Mijało nas pełno ludzi, nie widziałam czy kolega mojego brata już na niego czekał. Ale musiało tak być, bo poczułam jak Jared wyrywa swoją rękę z mojego uścisku. Nie lubił kiedy robiło się tak przy jego kumplach, w szczególności kiedy chodził gdzieś z mamą. Przecież chodzenie za rękę ze swoją mamą było hańbą dla chłopca w jego wieku.

-Katie, proszę, nie zrób mi wiochy- zdziwiłam się, słysząc jego słowa. Ja? Wiochę? Dobre sobie. Zawsze zachowywałam się tak jak przystało na starszą siostrę nawet przy jego kolegach, a teraz narzeka? Okej. Jeśli tak, to skończyło się oddawanie słodyczy, zostawię sobie nawet pistacjową czekoladę, której szczerze nienawidzę.

-Wstydzisz się siostry? Świetnie- mruknęłam pod nosem, idąc za nim. Na ławce przy budynku siedział chłopiec w wieku mojego brata, a obok już starszy od niego chłopak. W moim wieku. Którego znałam bardzo dobrze. Kiedy mówił o koledze, miałam cichą nadzieję, że nie będzie to Harry. A jeśli jednak o niego chodziło, to że nie będzie z nim Ashtona.

Nadzieja matką głupich...

Jared przywitał się z nimi pierwszy, a że nie chciałam wyjść na arogantkę, zrobiłam to samo. 

-Cześć.- powiedziałam cicho, uśmiechająć się nieśmiało. Cholernie nie chciałam tu być. Trochę zmylił mnie szczery uśmiech Ashtona, którym mnie przywitał. Mimo to nie miałam odwagi powiedzieć czegokolwiek innego niż głupie 'cześć'.

-Leen, Ash spóźnimy się!- krzyknął Jared, tupiąc nogą żeby zwrócić na siebie naszą uwagę. Otrząsnęłam się z letargu i ruszyłam za chłopcami. Ashton nie został w tyle, wręcz przeciwnie, szedł ze mną ramię w ramię.

-Dlaczego Leen?- spytał po chwili ciszy ze strony naszych braci. Buzie im się nie zamykały, co chwilę o czymś rozmawiali. Nie pomilczeli zbyt długo, doszliśmy już do boiska, na którym mieli trening, a tam było już kilku kolegów z ich drużyny. 

-Jak był mniejszy, nie potrafił wymówić 'r'. I zamiast Kathreen, wychodziło Kathleen. I już mu zostało. A nie chciał mówić Kath, bo nie cierpi kotów.- wyjaśniłam. Zajęliśmy miejsca na samej górze trybun. Miałam ochotę usiąść jak najdalej, ale byłoby to cholernie głupie, biorąc pod uwagę to, że przyszliśmy razem i pewnie osobno stąd nie wyjdziemy. 

-Nie obrazisz się jeśli też będę mówił do ciebie Leen?- pokręciłam głową.- Idąc tokiem myślenia Jareda - mam alergię na koty.

I od kotów się zaczęło. 

crush | irwinWhere stories live. Discover now