Rozdział 40

1.9K 109 11
                                    

*** Naruko ***

Już miałam wracać do świata realnego kiedy mój klon stworzył klona i sam zniknął.

- Znalazła go wreszcie. - powiedziałam na głos.

- Kogo, gdzie, jak, po co? Mów poprawnie, imoto-chan. - powiedziała Chomei-nee.

- Saiken boli głowa. - powiedział ślimak masując się po skroni.

- Trzeba było nie pić tyle nalewki jeżynowej od zajęcy. - warknął na to Isobu-nee i po chwili sam powiedział - Moja głowa, ale tu jasno. Kto to wymyślił żeby robić tak wielkie słońce. No kto? Hm. - mówiąc to starał się schować za Matatabi-nee by zasłonić się przed światłem.

- Nikt wam nie kazał się tak uchlewać. - powidziała Matatabi-nee. - Tsss. - powiedziała konspiracyjnie do Kuramy - Trzeba mieć umiar, prawda Kuramo-aniki. Hahaha - dodała po chwili.

- Oczywiście. - odpowiedział lis kotce i zwrócił się do mnie - Odpowiedz, szczeniaczku kogo znalazłaś? - pokręcił na mnie głową jak ojciec, który zawiódł się na swoim dziecku.

- Nie uwierzycie to... - zaczęłam mówić, ale się powstrzymałam. - Lepiej będzie jak tu sobie poczekamy i sam się pojawi. - zagwizdałam na pewnego ptaszka i przyleciał do mnie - Możesz sprowadzić tutaj Hagoromo-jiji? - zaćwierkał w odpowiedzi i poleciał w sobie i Hago-jiji znanym tylko kierunku do miejsca docelowego. - Kiedyś Hago-jiji też znajdę i nie będę już musiała nikogo po niego wysyłać. - dopowiedziałam oglądając podniebnie wyczyny kolorowych motyli.

- Saiken lubi niespodzianki. - powiedział ślimak i za chwilę dodał - hahahahah. Saiken zdrowy. - i zaczął na nowo się śmiać.

- Ciiii, ja jeszcze chory. - powiedział Isobu-nii. 'Trochę mi go szkoda.' pomyślałam i rozejrzałam się dookoła.

- Co tu się działo jak już stąd poszłam? - powiedziałam na głos rozglądając się po zgliszczach pięknego lasu, prawie pustym jeziorku i o zgrozo leżących naokoło zwierzątek. - Czy oni... oni nie żyją? - zapytałam się przestraszona podbiegając do pewnego jelenia oraz kilku innych parzystokopytnych.

- Iie... odsypiają po imprezie. - powiedział Shukaku-ni.

- Eto... ale przecież impreza na cześć waszego ponownego spotkania, a więc zdobycia chakry Saikena, odbyła się - zatrzymałam się by przeliczyć ile to już czasu minęło - dokładnie dwa tygodnie temu. - powiedziałam mocno zdziwiona. - I czy ktoś może mi wytłumaczyć jak to się stało, że jeziorko jest prawie puste i nie ma tu wodospadu!?

- Ajjj. Nie krzycz tak. - powiedział Kokuo-nii - Nie denerwuj się tak, wszystko można wytłumaczyć, a później naprawić. -dodał najspokojniej w świecie.

- Ale to nie twój umysł został zdemolowany przez bandę idiotów!!! - krzyczałam już na całego. Właśnie w takim stanie dotarł do nas Hago-jiji. Mój klon znowu zrobił sztuczkę z klonem by dać mi znać, że za chwilkę będą tutaj.

- Moje dzieci. - powiedział z naganą w głosie Hago-jiji. - Prosiłem byście nie narozrabiali kiedy postanowiłem was opuścić. - dodał jiji. - Zobaczcie jak tu teraz to wszystko wygląda. Przecież większość to już tylko wspomnienie, a o domku to nawet nie będę mówić bo tam nawet fundamentów już nie ma. - powiedział patrząc po kolei każdemu z mojego dużego rodzeństwa w oczy. Ja już tego nie wytrzymałam i się poryczałam. - Przestań ryczeć jak jakiś bóbr. - fuknął na mnie ledwo rozbudzony Gyuki-nii. Notabene właśnie w tym momencie bóbr śpiący na skraju dziury po jeziorku postanowił wybrać ten moment by wstać, usłyszeć i się obraził.

Córka przeznaczeniaWhere stories live. Discover now