IV

1.4K 55 12
                                    

Pov Astrid
-Znowu przegraliśmy! - krzyknął zdenerwowany Rollo.

-Nie mieliśmy szans z oszołomostrachem. - stwierdziła Aslaug.

-Mieliśmy! W końcu jesteśmy Czarnymi Smokami! Gdyby Spiro z Kają od razu zaatakowali... - zaczął Harold.

-I tak nie mieliśmy szans z alfą! - wtrąciłam oburzona.

-A po za tym, nie byłeś lepszy. - dopowiedziała kąśliwie Torvi.

-Nic tu po nas. Wracajmy. - mruknęłam.

-Nigdzie nie wracamy! Drago będzie nie zadowolony! Musimy złapać jakieś smoki! - krzyknął Eret.

Eret to jeden z pracowników Drago. Jest zadbany i barwnie odziany. Nosi grube buty, granatowe spodnie oraz jasnobeżowy podkoszulek bez rękawów. Na to założoną ma szkarłatną tunikę, również pozbawioną rękawów, biegnącą aż do ud, gdzie rozdziela się w dwa wiszące z przodu pasy. Na ramiona zarzucony jest szeroki, futrzany, jasnobrązowy szal, spięty z przodu na krzyż srebrną klamrą w kształcie sowy. U szerokiego, niebiesko-brązowego pasa Eret nosi kilka sztuk mieczy, schowanych w pochwach. Na obu rękach znajdują się ciemnoszare skórzane karwasze, oplecione brązowym sznurkiem. Jest nawet w porządku, dopóki nie zaczyna gadać o Drago. Nawet go rozumiem. Zawsze on, za nas obrywa. Ale to jak bardzo potrafi zirytować swoim paplaniem, o Krwawdoniu... jest nie do zniesienia.

-Jeden smok w te, czy wewte mu różnicy nie zrobi. On i tak ma ich już wiele. - odpowiedziała Aslaug.

-Ale on chcę więcej do swojej armi smoków, rozumiesz? - zapytał, zdenerwowany już Eret.

-To po drodze złapiemy kilka i po sprawie. - wypaliłam.

-Niech ci będzie. Ale ty się będziesz tłumaczyć z zatopionej łodzi. - westchnął.

-Jestem jego synową. A on mnie na dodatek w miarę lubi, więc nie będzie z tym problemu. - powiedziałam, zadowolona ze swojego pomysłu.

Reszta przystała na to. Wsiedliśmy, więc na smoki i odlecieliśmy.

*Fort Drago*
Po drodze, złapaliśmy trzy smoki: Zmiennoskrzydłego, Śmiertnika Ponocnika i Śmiercipieśnia. Obecnie czekamy na Drago przy nowych zdobyczach. Już po chwili przychodzi do nas, ale coś mi nie pasuje. Za nim szło za dużo strażników. Po chwili ujrzałam jadące na wozie obezwładnione smoki. Te gady rozpoznałabym z kilometra. Później zauważyłam strażników prowadzących... Jeźdźców Smoków... Na ich widok cała się spiełam. A kilka chwil potem rozluźniłam, bo Ivar przytulił mnie od tyłu.

-Co dziś dla mnie macie? - zapytał Drago z tym swoim specyficznym uśmieszkiem.

-Zmiennoskrzydłego, Śmiertnika Zębacza i Śmiercipieśnia. - odpowiedziałam pewnie.

Czułam na sobie wzrok wszystkich jeźdzców. Ich uwagę przykuła także Kaja. Szczerbatek nie odrywał od niej wzroku, a ona od niego.

-Miało być pięć smoków... - oznajmił dosyć groźnie Drago.

-Tak, ale oszołomostrach nam uniemożliwił złapanie jeszcze dwóch. - odpowiedział Ivar.

-To już kolejny statek w tym tygodniu... Zapłacą nam za to... - zagroził Drago - A! No właśnie! Przylecieli jeźdźcy w bardzo ważnej sprawie. Chcą mnie przekonać bym porzucił swoje plany, które realizowałem całe życie dla pokoju z tymi bestiami. - po jego ostatnich słowach wszyscy zaczęli się śmiać.

Natomiast ja tylko prychnęłam i przewróciłam oczami.

-Astrid! Jak myślisz, da się kogoś z nich przeciągnąć na naszą stronę? - zapytał.

-Wątpie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-Jednak chce by zostali. Nie wydają się groźni, ale lepiej dmuchać na zimne. - oznajmił Drago.

Niespodziewanie swoją laską wskazał na Hakokła i powiedział:
-A teraz patrzcie na prawdziwego i jedynego Władce smoków!

Koszmarowi Ponocnikowi się to nie spodobało. Zaczął na niego ryczeć. Drago starał się go przekrzyczeć, co mu się udało. Gdy smok zdał sobie sprawę z tego, iż Drago się go nie lęka zaczął zionąć ogniem. Mężczyzna zasłonił się peleryną i zaczął do niego podchodzić. Chroniła go przed żywiołem. Kiedy smok nie miał czym pluć, głowa opadła mu w dół z wykończenia. Drago nadepnął na nią stopą dociskając łeb do podłoża. Jeźdźcy zaczęli błagalnie krzyczeć, aby zaprzestał. Krwawdoń zaś, ignorując jeźdźców powiedział dobitnie:
-Jesteś. Mój.

Nie mogłam patrzeć na jego cierpienie, więc postanowiłam zareagować. Wyrwałam się z uścisku Ivar'a i podeszłam do mojego przyszłego teścia.

-Obiecałeś... - szepnęłam na co on przewrócił oczami i zszedł z głowy smoka.

Kucnęłam przy Hakokle i położyłam dłoń w miejscu, gdzie znajdowała się stopa Drago. Zaczęłam to miejsce głaskać, dzięki czemu smok przymknął oczy. Po krótkiej chwili przestałam i wstałam.

-Zaprowadzić ich do celi. - rozkazał Drago, co strażnicy wykonali. - A wy... - tu spojrzał na nas - macie czas dla siebie.

-A co ze smokami? - zapytałam.

-Na arene z nimi. - odpowiedział obojętnie.

Kiedy wszyscy się rozeszli postanowiłam pójść do siebie ochłonąć. Jednak po drodze musiałam minąć cele...

Jednak zanim odeszłam podszedł do mnie Ivar. Poinformował mnie, że spotkamy się na imprezie.

-Idę do swojego domu.

-Muszę jeszcze coś załatwić... Spotkamy się później. - rzekł.

Cmoknął mnie przelotnie w usta i ruszył w przeciwną stronę. Tak jak postanowiłam, poszłam do chaty. Ujrzawszy cele na chwilę się przy nich zatrzymałam. Ostatecznie stwierdziłam, że pójdę się przywitać. Z więźniami nie było problemu, gdyż mam tu władzę równą mojemu chłopakowi.

Kiedy weszłam do celi, wzrok wszystkich automatycznie poleciał na mnie. Jednakże mało mnie to interesowało. Podeszłam do Sączysmarka i go przytuliłam.


-Tęsniłem. - szepnął mi do ucha.

-Ja też. - odpowiedziałam tak, żeby tylko on usłyszał. Po krótkiej chwili, się od niego oderwałam.

Mój wzrok spoczął na Czkawce. Nasze oczy się spotkały. Jego nic się nie zmieniły, nadal są tak hipnotyzujące i piękne. Jest nie tylko wyższy, ale i przystojniejszy. Ma ciemniejsze włosy, nieco dłuższe i pozbawione rudawego zabarwienia, a z prawej strony nadal nosi dwa malutkie warkoczyki, które kiedyś sama mu zaplotłam. Piegi są także mniej widoczne. Ubrany jest w specjalny strój do latania, który pewnie sam stworzył. Na prawym ramieniu znajduje się symbol widniejący również na ogonie Szczerbatka, natomiast na sprzączce na piersi jest symbol smoka.

Po krótkiej chwili patrzenia sobie w oczy odwróciłam wzrok. Skierowałam się w stronę drzwi. Ale zanim przez nie wyszłam, powiedziałam:
-Jak tylko nadaży się okazja, uwolnie was. Do tego czasu bądźcie grzeczni.

I wyszłam. Poszłam do swojej chaty, tak jak planowałam. Pierwsze co zrobiłam gdy do niej weszłam, to położenie się na łóżku.

Zraniona przez miłość | Hiccstrid Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz