Rozdział 17

161 4 4
                                    

Lecieliśmy nad lasem od jakiś trzech godzin. Nigdzie nie mogliśmy znaleść, żadnego domu. Co nas zbytnio nie zdziwiło, bo kto by chciał mieszkać w zakazanym lesie. Szybowaliśmy tak długo aż las wydawał się nie kończyć. Aż w końcu zobaczyliśmy małą chatkę ...

Nie wiedziałem czy opłaca się nam lądować. Budynek wyglądał na opuszczony. Cały pokryty był mchem, pleśnią, a do okoła niego rosły same chwasty i jakieś krzaki.

Lecz Wielka Trójca zdecydowała, że lądujemy.

Po lądowaniu nasze zdania się zmieniły. Oni chcieli wracać, a ja wejść. Zacząłem odczuwać jakieś dziwne uczucie, które kazało mi tam iść. Im bliżej byłem tym bardziej to odczuwałem. To chyba było coś takiego jak gps, a przynajmniej miałem taką nadzieję.

Powoli zacząłem się zbliżać do drzwi, już miałem chwytać za klamkę kiedy niespodziewanie usłyszałem krzyk Harrego. Kiedy się odwróciłem, dostrzegłem chłopaka zwijającego się z bólu na ziemi, trzymającego się za bliznę. Kiedy zblirzyłem się do niego, oddalając się od drzwi, dostrzegłem że jego ból się zmniejsza. Teraz byłem już stu procentowo pewny, że coś tam jest. I musiałem to sprawdzić.

- Harry... co to było ?! - zapytał zdziwiony Ron.

- Nie wiem. - odezwał się zdziwiony ciężko oddychając.

- Ja mam pewne podejrzenia - odezwałem się niepewnie, ale oni nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Jak to robili przez ostatnie godziny. - Mam pomysł ! - Ale oni dalej nic.

Nagle ze złości która się we mnie zrodziła, zrobiłem coś czego nagle w duchu tego pożałowałem. Podeszłem do domku i chwyciłem klamkę. Harry od razu padł na ziemię, zwijając się z bólu.

Wtedy dopiero Ron i Hermiona spojrzeli na mnie z wielką wściekłością i znakiem zapytania wyrytym na twarzy.

- Co Ty najlepszego wyprawiasz?- zaczęła krzyczeć Hermiona.

- To nie istotne! Wiem czemu ten teraz leży tu, na ziemii i zwija się z bólu.
Próbowałem powiedzieć, ale zignorowaliście mnie i moje zdanie.

- O czym Ty mówisz?

— O tym, że to nie jest zwykły, opuszczony domek w lesie — Nabrałem odrobine powietrza do płuc i uspokoiłem się. — Ten domek nie jest zwyczajny. Sprawdźmy to, uważam, że ma to powiązanie z Harrym, Voldemortem i Sonią...

- O czym Ty znowu opowiadasz?

- Nie wiem, potrzebuję to sprawdzić. Ale niestety nie mogę. Im bliżej drzwi jestem tym bardziej Harrego boli blizna.

- Idź... - powiedział chłopak wyczerpanym głosem.

- Co ?

- Idź i nie martw się o mnie. Dam radę, ty musisz znaleść Sonie. Moją siostrę i twoją dziewczynę.

Na te słowa poczółem mocne ukucie w serce i wyrzuty sumienia. Ale zgodziłem się z chłopakiem. Więc ruszyłem w stronę drzwi, ale gdy tylko dotknąłem klamki usłyszałem wrzask I stlumione słowa - " IDŹ ".

A więc ruszyłem...

- Sonia! - zacząłem ją wołać. Lecz nie dostałem żadnej odpowiedzi.

- Sonia ! - dalej nic.

- Sonia!!

- Draco? - usłyszałem nagle cichy wyczerpany głos dziewczyny.

- Sonia? Sonia gdzie jesteś?

- Nie wiem ...

Ja od razu ruszyłem za głosem. Na szczęście nie było to daleko.

A kiedy weszłem do jakiegoś wielkiego opustoszałego pokoju, którego dach był podpierany kolumnami, a na środku stał ogromny marmurowy stół z czarnymi skóżanymi krzesłami do kompletu.

I nagle ją zobaczyłem ..

Ją i niego.

Sonie i Voldemorta.

- W końcu pojawił się nasz gość honorowy.

- O czym Ty gadasz? Puść ją żmijo!

- Ależ nie mogę. Ale Ciebie z chęcią puszczę... prosto w otchłań nicości.

Voldemort szybko podniósł różdżkę I kiedy już chciał powiedzieć te dwa słowa... coś co zatrzymało.

- Stój! - powiedziała Sonia spokojnym głosem. Na co się ucieszyłem, a zarazem zdziwiłem. - Daj mi to zrobić, tatku...

Na te słowa zamurowało mnie...
To ona jest jego córką? To on ma córkę ?! Kto by chciał takiego potwora jak Voldemort?

Nasuwają mi się tylko dwie opcje wytłumaczające dlaczego ona miałaby być jego córką.

Pierwsza ...
Voldemort wynalazł zaklęcie tworzące ludzi (czarodziejów).

Druga..
No sami się pewnie domyślacie

Ale dalej nie wiem po co to wszystko było. A może to był tylko początek tego co zamierzali zrobić, a my teraz przez przypadek szybciej ich znaleźliśmy I pokrzyżowaliśmy im plany?

Ale w takim wypadku dlaczego Sonia do mnie napisała ten list?

Tyle myśli przemknęło mi po głowie, ale I tak na żadne z nich nie znam odpowiedzi. I nie poznam. Bo dziewczyna właśnie podniosła różdżkę w moją stronę, wypowiedziała te dwa słowa zaklęcia niewybaczalnego, a zielone światło natychmiast poszybowało w moją stronę jakby wyczekiwało na ten moment całe życie.

A ja tylko wiedząc, że to już mój koniec i nie mogę z tym już nic zrobić, tylko spokojnie zamknąłem oczy i upadłem oczekując końca.
--------------------------------------------------------

KONIEC !
A WIĘC TO KONIEC TEJ JAKŻE PRZEDZIWNEJ KSIĄŻKI. MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBAŁA. NAD NAPISANIEM KOLEJNEJ CZĘŚCI SIĘ ZASTANAWIAM. NIE MAM ZA BARDZO CZASU, WIĘC JEŻELI KSIĄŻKA SIĘ WAM SPODOBAŁA TO PISAĆ W KOMENTARZU CO NAJBARDZIEJ ZAPADŁO WAM W PAMIĘCI. A NASTĘPNĄ CZĘŚĆ MOŻE SIĘ POJAWIĆ WE WRZEŚNIU. 😉

Pozdrowienia z Rzymu💕😍. Do którego doleciałam pisząc ostatnie słowa tej książki. 🤓

I pozdrowienia z nad Niemiec, nad którymi jestem robiąc poprawki.😎

Oraz pozdrowienia z Polski, a tak dokładniej z okolic Katowic
( pisze to babka która mówi że mieszka blisko Katowic, mając do nich około 2h 🤣 ) gdzie opublikowałam tą część. 🤗

Ten cholerny brak Internetu za granicą 😐😒

Pamiętnik ślizgonaWhere stories live. Discover now