Just Squip ( DOKI DOKI LITERATURE CLUB)

318 27 42
                                    

Uwaga! SAmobójstwa, samookaleczanie się, depresja, dręczenie psychiczne. Osobom wrażliwym i z skłonnościami do depresji odradzam czytanie.

Jak już pisałam poprzednio, ten rozdział jest poświęcony BMC x Doki Doki Literature Club. Jak wiadomo DDLC jest grą psychologiczną, więc jest przerażająca i powodująca traumę. Serio.  Btw. fabuła tego rozdziału odbiega od gry tak, jak to tylko możliwe ( między innymi pominęłam te romantyczne momenty przed samobójstwem Sayori) bo... to jest jednak fanfiction, a mi tak było wygodniej xD
Jeśli jest tu jakaś osoba, która nie zna fabuły, nich natychmiast wejdzie na google, przeczyta jakąś recenzję i wróci jeśli chce.


Stuk! Stuk! Odgłos tupotu stóp o szkolne kafelki roznosił się echem po korytarzu.
Zielone tenisówki uderzały miarowo o powierzchnię, podążając za innymi, brązowymi.
— Więc... co wy dokładniej robicie w tym klubie? — zapytał niepewnym  głosem blondwłosy chłopak - właściciel zielony tenisówek. Miał na imię Jeremy Heere i właśnie szedł za  swoim przyjacielem - posiadaczem brązowych adidasów - aby zapisać się do nowego klubu.
Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Michaela Mella. Taki śliczny uśmiech. Jeremy mógłby patrzeć na ten uśmiech godzinami.
— Już ci mówiłem — zaczął dźwięcznym głosem  Mell — Czytamy, piszemy, wnosimy literaturę na zupełnie nowy poziom. Pragniemy wszyscy pokazać światu, że nasza pasja to nie tylko jakieś nudne spotkania starszych panów! Że literatura potrafi być naprawdę fascynująca, piękna i niesamowita, trzeba tylko chcieć! — zakończył, rozemocjonowany.
Blondyn pokiwał głową. Niewiele z tego zrozumiał, ale nie chciał przecież sprawić przykrości Michaelowi. Ostatnio bardzo oddalili się od siebie. Nie rozmawiali ze sobą, nie wracali razem. Heere nie miał pojęcia dlaczego tak było, ale chciał to zmienić. Tylko jak?
Rozmyślania Jeremy' ego przerwało gwałtowne zderzenie z plecami Michaela. Filipińczyk zatrzymał się, a niebieskooki tego nie zauważył. To była jego wina, mógł bardziej uważać.
Jeremy chciał już przeprosić Mella, ale on gdzieś znikł. Nie było go ni tu, ani nigdzie w zasięgu wzroku.
Nagle usłyszał za sobą znajomy głos.
— Hej! Gapo, wchodzimy!
Blondyn obrócił się. Za nim stał Michael oparty o drewnianą gałkę.
Kiedy Jeremy otrząsał się z szoku, on zdołał już dojść do drzwi. Jeremy domyślał się, że prowadziły one do klasy w której klub się gromadził.
— To tutaj! — krzyknął,  rozpozcierając ramiona. Wyglądał na szczęśliwego, że tu był. Że Jeremy tu był.
Że ONI tu byli.

Michael zamaszystym gestem otworzył i zaprosił przyjaciela do środka.
Jeremy wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się dookoła. Znajdowali się w zwykłej klasie! Jeremy czuł lekkie rozczarowanie, bo w duchu miał nadzieję, że będzie trochę inna od reszty. Ale nie narzekał - mogło być gorzej.
Ale tak z drugiej strony, to zawsze może być gorzej. Jeremy popatrzył w kierunku drzwi i zaczął obserwować przyjaciela. Widział, jak zgrabnie zamyka drzwi za sobą i wpisuje się na wielką białą kartkę, która była pewnie listą obecności. Postanowił poczekać na niego i oparł się o ścianę. Nie wiedział, dlaczego Michaelowi w ogóle udało się go namówić na ten cały klub. Mógł teraz siedzieć w domu i oglądać jakieś poro, lub grać w grę wideo, ale nie. Mell musiał zrobić ten numer z oczami. Jeremy zawsze się na to nabierał, a ta gnida ze słuchawkami to wiedziała.
Jerey był tak pigrążony w swoich rozmyślaniach, że nawet nie zauważył, gdy Michael za nim staje. Dlatego wystraszył się nie na żarty, gdy wyższy złapał go za ramiona i nachylił nad jego uchem.
— Przedstaw się – wyszeptał i wskazał mu trzy osoby siedzące na krzesłach w głębi klasy. Jeremy nie zobaczył ich wcześniej, więc poczuł delikatne zaskoczenie na ich widok.
Wyswobodził się z
—  Nazywam się Jeremy Heere  — powiedział, podchodząc bliżej. Dopiero z tej odległości mógł dokładniej zobaczyć członków klubu. Na krzesłach przysuniętych pod ścianę siedziała trójka chłopców.
— Jestem Jake — powiedział cicho pierwszy z nich, fioletowowłosy wielkolud. Siedział na podkulonych nogach, w dłoniach ściskał książkę. Nawet na niego nie spojrzał.

𝒍𝒐𝒔𝒆𝒓𝒔 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz