Wino korzenne

91 7 2
                                    

Au gdzie Jeremy to Elf a Squip Czarownica.
Tak, Squip jest dziewczyną.

— Nie lubię wina korzennego — powiedział, biorąc kolejny łyk ze swojego pokaźnie wyglądającego kieliszka.
Napój pozostawiał gorzki posmak na języku, paląc kąciki ust.
— Zaraz wygram — rzuciła Czarownica w przestrzeń, nie spodziewając się odpowiedzi.
Jej kolega był na to zapijany, nieprawdaż?
— Raczej nie — odpowiedział, ku wielkiemu zdziwieniu pannicy.
Zmrużyła swe lawendowe ślepia, przyglądając mu się uważnie. Po krótkiej chwili dokładnych oględzin, przywołała na usta perfidny uśmieszek.
— Właśnie, że tak. A jak wygram, spełniasz moje życzenie. Pamiętasz, kochany? — zapytała, wykorzystując cały swój urok osobisty, na jaki było ją stać. A było ją stać na dużo.
— Tak — powiedział krótko Elf, skupiając swoją uwagę na szachownicy. Który pionek ruszyć? Wieżę czy konia? A może lepiej pionek?
— Pionek, zdecydowanie — wymruczał, może odrobinę za głośno.
Ale Czarownica była Czarownicą kulturalną. Grzecznie udawała, że nie zauważa trochę za głośnych szeptów Elfa, i pozwoliła towarzyszowi spokojnie działać.
Doskonale wiedziała, że wygraną ma już w kieszeni.

Skupiony na sobie Elf zdawał się nie zauważać natrętnych spojrzeń kierowanych w jego stronę. Nie miał ochoty zastanawiać się, o co tej wiedźmie tym razem mogło chodzić.
Miał ważniejsze rzeczy do roboty.
Wygrywanie, przykładowo. Bo wygra na pewno.
Kiedy już namyślał się wystarczająco, postanowił zrobić decydujący ruch. Ostateczny cios. Coś, co zwali Czarownicę z nóg.
Ruszył pionkiem. Pewny swego zwycięstwa, uśmiechnął się triumfująco.
Za wcześnie.
Teraz z przerażeniem obserwował, jak Czarownica zbija jego króla, wygrywając rozgrywkę.
Przegrał.
Pełny zdziwienia i pourazowego szoku, wbił w nią cierpiętnicze spojrzenie, wzdychając głęboko. Wygrała. Teraz to on musiał spełnić jej pragnienia.
— Och, smak zwycięstwa jest taki słodki. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś podobnego — zaśmiała się cicho — Chcę dom publiczny.
— Przepraszam?! — oczy Elfa rozszerzyły się a zdziwieniu, gdy dotarły do niego słowa wypływają z jej ust.
— Chcę dom publiczny. Załóżmy dom publiczny. Homoseksualny dom publiczny.
Milczał przez chwilę, przetrawiając informacje.
Oferta faktycznie była nietypowa, aczkolwiek nie do nieprzyjęcia. Przynajmniej w trakcie upoju alkoholowego.
— Dobra — odpowiedział, nie do końca świadom na co się pisze.

𝒍𝒐𝒔𝒆𝒓𝒔 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz