☬1☬

97 11 0
                                    

Był to zwykły, niewyróżniający się niczym specjalnym lipcowy dzień.  Naszą bohaterką jest Maryna Świerzbowska, brunetka o piwnych oczach. W chwili rozpoczęcia się opowieści siedziała ona na ławce w parku. ,,Jak to dobrze, że nie muszę wstawać wcześnie rano i chodzić do tej jakże nudnej szkoły" ~ pomyślała przeszczęśliwa dziewczyna. W parku było pusto - rzadko ktoś odwiedzał to miejsce. Lecz któż to? O to kroczył pewnym krokiem popularny w okolicy Leszek - łamacz serc, jakich mało! Maryna nie przyjaźniła się z nim (no, może trochę w podstawówce), choć chodził do jej klasy. Czarnowłosy Leszek podszedł do niej i rzekł:
- Cześć, Maryna.
Świerzbowska jakoś nie miała ochoty na pogawędkę z nim, ale chłopak bezceremonialnie przysiadł na okupowanej przez nią ławce!
- Czego chcesz? - odparła, nie mając ochoty na żadne czcze pogaduszki.
- Od dawna chciałem o czymś ważnym z tobą porozmawiać, ale zawsze mi się wymykasz. Otóż- - próbował przekazać, ale wtem o to nadjechał ON. Rider z planety Simson! (spokojnie, taka tylko jego ksywka; jest człowiekiem jak każdy z nas... A przynajmniej tak myśli większość ludzi. Niektóre dokuczliwe osobniki lubią wyśmiewać jego pełną pryszczy twarz). Siedział na swoim simsonie napuszony jak paw i spoglądał na Marynę. Zdjął kask, a zaraz potem rzekł:
- Chcesz się przejechać? Spoko, mogę Cię uratować od tego… czegoś - wskazał na Leszka, po czym okrutnie się zaśmiał. Świerzbowska uznała, że towarzystwo Ridera może być wiele lepsze niż Leszka, więc wsiadła na jego pojazd i odjechali, pozostawiając wkurzonego łamacza serc daleko w tyle. Leszek uznał, że nie może przegrać z jakimś tam średnio przystojnym pyszałkiem, więc obmyślił niezawodny plan, który na pewno pomoże mu zyskać serce Maryny.
Leszek poszedł jednak najpierw do swojego przyjaciela - Solesława Grzesiuka, snajpera. Tylko on mógł mu załatwić towar potrzebny do wcześniej obmyślanego planu.

                                 ***

Po kilku minutach chłopak dotarł pod dom Solesława. Zapukał pięć razy w drzwi - to był ich umówiony kod. Wrota prawie natychmiast się otworzyły. Przed Leszkiem stanął Grzesiuk z dosyć ospałą miną. Czyżby dopiero wstał z łóżka?
- Siema, Leszek! - rzekł jak zwykle pełen entuzjazmu Solesław i gestem zaprosił go do rudery, którą śmiał nazywać luksusową willą.
- Witaj, witaj - odparł pospiesznie czarnowłosy gość. Ah, jak dawno go tu nie było!
- Edgara, zrób nam herbaty! - zawołał  swoją służącą snajper. ,,Nadal nie mogę się nadziwić, że stać go na służącą, a lepszego mieszkania załatwić sobie nie może" ~ myślał Leszek. On i Grzesiuk usiedli przy małym stoliku w prowizorycznej kuchni, oczekując Edgary. Pan domu, ignorując na razie gościa, spoglądał z uwielbieniem na stojącą w rogu Biedroneczkę - swoją ukochaną snajperkę. Służąca ma szczęście, że zdążyła ją wypucować - teraz Grzesiuk ma czym szpanować przed przyjacielem.
- Więc, co Cię skłoniło do odwiedzin? - zapytał Solesław po otrzymaniu filiżanki z herbatą.
- Potrzebuję twojego towaru. Tego... wiesz... - rzekł z poważną miną Leszek.
- Dobra, zobaczę, co mogę zrobić - odparł Solesław.

Malinowa Zemsta Where stories live. Discover now