Rozdział 5: Ale się odjebałaś.

1K 60 5
                                    

Siedziałam na łóżku w swoim pokoju w samej bieliźnie i natarczywie patrzyłam w głąb mojej szafy, jakby zaraz miał się tam pojawić, co najmniej Leonardo DiCaprio. Myślałam nad tym, w co mam się ubrać, żeby wyglądać elegancko, a zarazem nie jak dziwka. Miałam zamiar zadzwonić do Rydera, jednak ze względu, że jest facetem pewnie wcale by mi nie pomógł. Za to Mai w ogóle nie odbierała moich telefonów. Ostatecznie zdecydowałam się na delikatną sukienkę do kolan z dużym wycięciem na plecach i zawiązaną kokardą w kolorze pudrowego różu. Na szyję założyłam krótki, złoty łańcuszek, aby jakoś wypełnić spory, wycięty dekolt sukienki. Na nogi założyłam niezbyt wysokie, kremowe szpilki. Zapewne po paru godzinach zabawy pożałuję tej decyzji. Włosy zostawiłam luźno rzucone na ramiona. Gdy spojrzałam na godzinę w telefonie było już po siódmej. Gdy już miałam wychodzić, zadzwonił mój telefon. Bezzwłocznie odebrałam połączenie.

- Jeśli nie chcesz drylować na pieszo, to jestem pod twoim domem. - Odezwał się, bez witania, Ryder, po czym usłyszałam dźwięk klaksonu.

- Dobra, schodzę. - Odpowiedziałam, od razu się rozłączając.

Jak najszybciej mogłam, w tych szpilkach, zeszłam na dół. Krzyknęłam mamie, że wychodzę i zarzuciłam torebkę na ramię. Ostatni raz poprawiłam fryzurę w lustrze. Otworzyłam drzwi, a pod moim domem czekał już przyjaciel w czarnym jeepie z ręką na kierownicy. Wsiadłam od strony pasażera.

- Ale się odjebałaś. - Powiedział na powitanie.

- Ciebie też miło widzieć w koszuli. - Odparłam, wystawiając mu język i spoglądając na ubranie.

Brunet miał na sobie miętową koszulę, a na nogach najzwyklejsze jeansy. W sumie nie spodziewałam się po nim garnituru, byłby co najmniej nieadekwatny do sposobności.

Sam odpalił samochód i ruszył w stronę akademika Ethana, gdzie odbywało się już przyjęcie. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, jednak była to przyjemna cisza. Chłopak z trudem znalazł miejsce na parkingu przy akademiku.

Budynek był spory i wyglądał na stary. Mieszkało w nim zapewne wielu studentów. Za nim znajdowało się spore podwórko, gdzie kręciła się większość zabawy. Już z daleka było słychać głośną muzykę, która aż dudniła w uszach. Zaraz przy parkingu czekała na nas Mai, która jak mówiła, chciała dotrzymać towarzystwa Samowi.

- Wiesz, gdzie jest Ethan? - Spytałam, uprzednio witając się z przyjaciółką.

- Nie mam pojęcia. - Wzruszyła ramionami. - Chodźcie, nie będziemy tu stać.

Brunetka pociągnęła nas wprost w środek imprezy. Studenci, póki co, wydawali się trzeźwi. Niektórzy tańczyli na parkiecie, o ile skrawek betonu można tak nazwać, inni siedzieli przy barze i wypijali kolejne drinki, za to garstka przyjaciół grała przy stole bilardowym w salonie. Mai wskazała palcem na jednego ze studentów, który siedział spokojnie przy barze i zagadywał do jednego z siedzących nieopodal facetów.

- To mój znajomy, Noah. - Powiedziała brunetka. - Chodźmy się przywitać.

Nawet nie pytała się mnie ani Sama o zdanie i pociągnęła nas w stronę chłopaka. Dopiero, gdy byliśmy bliżej, mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Miał ciemne, brązowe włosy, oliwkową, ciemną cerę. Do tego był naprawdę wysportowany. Nie wiem, o czym rozmawiał z facetem obok, jednak wyglądał na bardzo pewnego siebie, a na jego twarzy pojawił się nawet zawadiacki uśmiech. Gdy tylko owy chłopak poszedł, Mai wskoczyła na jego miejsce i przywitała się z Noah. Wyglądał, jakby niespecjalnie cieszył się z jej przybycia. Przewrócił oczami.

- Chciałam ci kogoś przedstawić. - Zaczęła brunetka. Wychyliłam się nieśmiało zza jej pleców. - To jest Hikari i Sam. - Wskazała na nas palcem. 

Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? [Zakończone]Where stories live. Discover now