Rozdział 11.

970 91 13
                                    

Jego tęczówki zrobiły się koloru złotego i siła zaklęcia odrzuciła stwora na niewielką odległość.

Zdał sobie sprawę, że go nie zabił, tylko ogłuszył i na użycie jeszcze raz magii, wiedział, że jest już zdecydowanie za późno.

Do tego dochodziło zmęczenie i nie miał już zwyczajnie sił.

Oczy mu się same zamykały, a ból w głowie pulsował coraz bardziej, przez co trudniej było mu się skupić na myśleniu w jaki sposób wyjść z tego cało.

Jak ma się obronić, gdy nawet jego magia była niewystarczająca?

Czy tak ma wyglądać jego koniec?

Czyli nie uda mu się dotrzeć do czarownika i Artura starania poszły na marne...

Artur...

Szkoda, że się z nim nie pożegnał.

Że nie powiedział tyle słów, które jeszcze chciał mu przecież powiedzieć

...w tym to najważniejsze, które skrywał przez tyle lat...

W tym momencie nie wiedział czy to dobrze czy źle.

Czy może lepiej jest, że zapamięta go jako zwykłego chłopaka i niezdarnego sługę, a nie czarownika władającym przez niego znienawidzoną magią.

Może tak jest lepiej, może tak miało po prostu być...

Nie chciał, żeby Artur go znienawidził, a tak mogło się stać, gdyby dowiedział się prawdy.

Jednak starał się naiwnie wierzyć, że postarałby się też go zrozumieć, bo wszystko to co robił, używając magii, zrobił z myślą o nim i, że wykorzystywał ją tylko w dobrym celu.

Zanim stracił przytomność zdążył zobaczyć jak stwór przymierza się do ataku i nagle... upada jak rażony!!!

Wydało mu się to nierealne i nie do końca mógł to pojąć, jednak nie zastanawiał się nad tym, bo zapadła ciemność...

"Merlinie musisz przeżyć! Nie wątp w siebie! Twój czas jeszcze się nie skończył" -głos ze snu się oddalał, ale wciąż uparcie powtarzał te słowa.

Ścisnął mocniej powieki, jakby chciał zagłuszyć to co jeszcze cichym echem odbijało się w jego głowie.

Nie wiedział czy jeszcze śni czy już się obudził.
Z gorączki wszystko mu się mieszało.

A może umarł?

Sam nie był do końca pewien.

Ostatnio nie był już chyba niczego pewien.

Wsłuchał się w swoje ciało, żeby ocenić czy czuje jakiś ból.

Nic nie czuje.

Dziwne...

A może jego ciało już tak przyzwyczajone do bólu daje mu fałszywe sygnały?

Za dużo się działo w ciągu tych ostatnich kilku godzin, a nawet dni.

"Pić" -przemknęło mu przez głowę.

Po chwili ostry kaszel wdarł się do jego coraz bardziej wycieńczonych płuc, powodując jednocześnie ostry ból.

Oczy naszły mu łzami, które otarł wierzchem dłoni.

Powoli starał się wyrównać oddech, ale coraz bardziej przychodziło mu to z trudem.

"Czyli jednak żyję" -pomyślał.

Nagle usłyszał hałas i zbliżające się czyjeś kroki.

Ktoś nadchodził!

Przygody Merlina. Choroba Merlina.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz