3

357 17 0
                                    

– Ja chcę do Holly!

Doktor Harris pomału zaczynał tracić cierpliwość. Drugi dzień z rzędu był spóźniony do pracy. Nigdy dotąd się mu to nie zdarzyło. Jakby tego było mało, jego córka, pomimo wczorajszej reprymendy, postanowiła się zbuntować. Musiał ją za sobą ciągnąć i znosić ciekawskie spojrzenia reagujące na wrzaski Lilian roznoszące się po całym szpitalu.

– Jakiej znowu Holly?! – W końcu nie wytrzymał.

Stanęli na samym środku korytarza. Zaburzyli tym nieustanny ruch pacjentów i pielęgniarek, ale oczywiście nikt nie śmiał się skarżyć.

– Tej, która wczoraj się mną zajęła, a ty na nią nakrzyczałeś!

Lekarz westchnął ciężko. Już prawie zapomniał o tej pyskatej smarkuli. Wczoraj jednak dość długo zastanawiał się nad tym, czy z jego strony zasługiwała na pogardę, czy na podziw. Z jednej strony go zaintrygowała, ale z drugiej zdecydowanie pozwoliła sobie na zbyt dużo.

Spojrzał nerwowo na zegarek, a potem na córkę. Może to nie był taki zły pomysł. Nie miał pojęcia, jak skłonić małą, aby tym razem nigdzie nie wychodziła. Było to raczej niemożliwe, a tak wiedziałby, że jest pod dobrą opieką. Ostatecznie przecież poprzedniego dnia nic się jej nie stało. A co więcej najwyraźniej polubiła tę dziewczynę i się z nią świetnie bawiła.

– No dobrze – odparł w końcu. – Ale szybko.

Lily nie była pewna, czy dobrze usłyszała, ale chyba właśnie jej tata zgodził się, aby spotkała się z Holly. Wczoraj po powrocie do domu nawet na nią nie krzyczał. Wytłumaczył tylko spokojnie, że postąpiła źle. Widząc poprawę w zachowaniu ojca, zaryzykowała dzisiaj mały bunt. I ku jej radości oraz zaskoczeniu opłaciło się.

Nie zauważyła nawet, kiedy znaleźli się w części rehabilitacyjnej. Pomachała przyjaźnie do siedzącej za ladą recepcji starszej pani, która spojrzała na nich zdziwiona. Doktor Harris przeszedł jednak koło niej obojętnie i ruszył w stronę sali gimnastycznej, z której podobnie jak wczoraj dochodziły dźwięki muzyki.

Tak jak przypuszczał była tam. Tańczyła. A raczej wirowała po całej długości i szerokości sali. Jej ruchy były płynne, delikatne, pełne gracji. Miała na sobie zwiewną sukienkę, która wraz z rozpuszczonymi włosami falowała przy każdym obrocie lub podskoku. Nie mógł oderwać od niej wzroku.

– Prawda, że Holly jest bardzo ładna? I ślicznie tańczy.

Doktor spojrzał zdziwiony na córkę, która nadal wpatrywała się w dziewczynę. Jak długo tak stali? Minutę? Dwie? Wieczność?

Nagle muzyka ucichła.

– Holly! – krzyknął Lily, wpadając do sali.

Dziewczyna stała tyłem do wejścia, więc nie od razu rozpoznała, kto przytulił się do jej pleców. Po chwili ukazała się jej uśmiechnięta twarz pięciolatki.

– Co tu robisz? - spytała zdziwiona. – Znowu uciekłaś tacie?

– Nie – odparła radośnie Lily. – Tata mnie tu przyprowadził.

Holly spojrzała w kierunku drzwi. Twarz mężczyzny stojącego w progu nie wyrażała żadnych szczególnych emocji. Nie wiedziała, czego się po nim spodziewać.

– Czyżby zmienił pan zdanie co do mojej osoby? – spytała neutralnym tonem.

Lekarz szybkim krokiem przemierzył salę i stanął niecały metr przed nią. Holly przyjrzała się mu uważnie. Jak na gbura był naprawdę przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany z ciemnymi włosami i przenikliwymi zielono-szarymi oczami. Lekki zarost dodawał mu męskości. Na pewno podobał się kobietom. Krążyły jednak pogłoski, że żył samotnie. Ale z takim podłym charakterem nie dziwne, że żadna go nie chciała.

– Powiedzmy, że wybrałem mniejsze zło – odparł surowym głosem. –Mam nadzieję, że to nie będzie dla pani kłopot, panno...? – Spojrzał na nią pytająco.

Dziewczyna była tak zszokowana grzecznościową formą, jakiej użył, oraz tym, że nie zwracał się do niej na ty tak jak wczoraj, że nie odpowiedziała od razu.

– Johnson. Holly Johnson. Co prawda mam dzisiaj dwie grupy z aerobiku, ale Lily może spokojnie tutaj zostać.

Dziewczynka zaczęła skakać z radości. Kolejny dzień spędzony z nową znajomą był dla niej jak zbawienie. Czuła, że pierwszy raz do dłuższego czasu szczerze się na coś cieszyła.

– W porządku – powiedział lekarz. – Odbiorę małą po skończonym dyżurze. Lilian bądź grzeczna.

I wyszedł. Bez żadnego pożegnania czy podziękowania. Holly chyba za wcześnie pochwaliła w duchu doktora za poprawę manier. Tacy ludzie nie zmieniają się od tak. O ile w ogóle się zmieniają.

– Co będziemy dzisiaj robić? – Z zamyślenia wyrwało ją pytanie Lily.

– A na co masz ochotę? – spytała z uśmiechem Holly.

Lily, zachwycona umiejętnościami tanecznymi swojej nowej opiekunki, postanowiła, że też chce się tak ruszać. Toteż przez najbliższe dwie godziny, do przybycia pierwszej grupy na zajęcia z aerobiku, Holly pokazywała jej kilka podstawowych kroków tanecznych. Ku jej uciesze pięciolatka szybko się uczyła i poszczególne figury wykonywała z wielka dokładnością. Mała miała niezłe zadatki na tancerkę.

Dziewczynka z podziwem i uwagą śledziła każdy ruch swojej nauczycielki. Była nią wprost zauroczona. Po części wynikało to zapewne także z faktu, że poświeciła jej swój czas i zainteresowanie. Odkąd odeszła jej mama, Lily czuła się niezwykle samotna. Ojca nigdy nie było w domu, a opiekunka wołała oglądać telewizję lub czytać książki, niż się z nią bawić. Holly była dla niej namiastką mamy. Traktował ją jak kogoś ważnego, a nie tylko przymusowy balast. Pięciolatka czuła, że w końcu znalazła kogoś, komu na niej z całego serca zależało.

Someone who makes you happyDove le storie prendono vita. Scoprilo ora