ROZDZIAŁ 1

2 0 0
                                    

Wiedziałem, że nie miałem szans w uczciwej walce. Łapacze poruszali się oddziałami, w skład których - według regulaminów - wchodził oficer dowodzący grupą, jako jedyny posiadający broń palną, trzech żołnierzy, zazwyczaj zbrojnych w pikowane, drewniane pałki, oraz dwóch marynarzy z ogarami, służących do tropienia takich jak ja i pomocy w czasie pościgu.

To na tyle z informacji oficjalnych. Wiadomo było jednak, że w szeregach Królewskiej Marynarki Wojennej byli także owiani złą sławą zamorscy najemnicy z północy. Skrytobójcy z Klanu Wilka, którzy ponoć potrafili używać w czasie walki starożytnych, nordyckich czarów. Niezależnie jednak od tego czy byli także magami, z pewnością byli niezrównanymi wojownikami.

Niebieskoocy blondyni z długimi włosami i brodami zaplatanymi w warkocze, siali postrach wśród wrogów Imperium. Większość wykorzystywano na morzu do eliminowania kluczowych członków załogi statków na które przeprowadzane były abordaże, jednak wiadomo, że ci którzy dopiero przechodzili szkolenie wspierali niektóre oddziały Łapaczy.

Miejmy nadzieję, że chociaż raz los się do mnie uśmiechnie i nie natknę się na żadnego z nich.

Jak już nadmieniłem, uczciwe starcie nie wchodziło w grę. Miałem jednak gotowy plan działania.

Łapacze zapukali do drzwi wejściowych do sutereny. Helga z przerażeniem oczach otworzyła im, i zapytała, jak może pomóc.

Oficer bez ogródek powiedział, że przyszli po mnie oraz poinformował biedna staruszkę, że jeśli będzie mnie ukrywać sama będzie miała problemy.

Przerażona kobieta wpuściła ich więc do środka i wskazała palcem na moje drzwi.

Pierwszy do pokoju wszedł jeden z rębaczy.

Kopnąłem go w kolano z taką siłą, że usłyszałem suchy trzask łamanej kości, po czym od razu skoczyłem na sięgającego już po pistolet dowódce. Złapałem go za rękę w ostatnim momencie ponieważ dziesiątki sekund później pistolet wystrzelił w sufit, rozpylając imponujących rozmiarów kłąb dymu w malutkim pomieszczeniu. Widoczność zmniejszyła się do absolutnego minimum, a dym prochowy zaczął gryźć w oczy i drapać w gardło zarówno mnie jak i moich przeciwników.

Zacząłem biec do tylnych drzwi aby wykorzystać zamieszanie do ucieczki z miejsca utarczki. Pomysł ten spalił jednak na panewce ponieważ reszta oddziału od razu ruszyła za mną.

Uliczka na którą wybiegliśmy była na tyle wąska, że mógłbym spróbować zmierzyć się w niej z marynarzami, jednak miałem na ogonie także dwa gończe psy.

Aby wykluczyć je z pościgu wdrapałem się po drabinie na dach. Musicie wiedzieć, że w skakaniu po budynkach i innych elementach architektury bynajmniej nie byłem nowicjuszem.

Łapacze natychmiast rzucili się za mną. Udało mi się przeskoczyć jeszcze dwa dachy, gdy zostałem przez nich zapędzony w kozi róg.

Musiałem walczyć. Było ich łącznie trzech: dowódca, na szczęście pozbawiony już pistoletu, oraz dwóch żołnierzy.

Pierwszy zaatakował ten który stał najbliżej. Przeskoczył na mój dach po czym ruszył na mnie z pałką biorąc złowieszczy, szeroki zamach.

Sparowałem uderzenie moją szablą i wyprowadziłem błyskawiczny kontratak, niechybnie pozbawiając oponenta kilku palców.

Jego kompani widząc w jaką stronę toczą się wydarzenia ruszyli koledze w odwodzie. Dowódca zamachnął się na mnie oficerką, odsłaniając jednak brzuch co wykorzystałem do wpakowania mu krótkiego sztyletu w okolice żołądka. Ostatni z przeciwników widząc jaki los spotkał jego towarzyszy chciał ruszyć do ucieczki. Potknął się jednak o rannego towarzysza. Był bezbronny. Jego śmierć nie zmieniła by jednak nic.

- Lepiej pomóż oficerowi - rzuciłem przez ramie odchodząc.

Łapacz był całkowicie zdezorientowany. Myślał pewnie, że to będzie ostatni dzień jego życia. Miejmy nadzieje, że nie zmarnuje czasu który zyskał, dzięki temu aktowi łaski.

Bez większego problemu zeskoczyłem z dach - budynek miał niecałe trzy metry - i pobiegłem wąskimi uliczkami angielskich slumsów.

Myślałem, że w dniu dzisiejszym wyczerpałem już limit atrakcji. Mocno się jednak pomyliłem.

Gdy przechodziłem przez wyjątkowo ciemny zaułek zobaczyłem na ścianie pobliskiej kamienicy cień. Nie zdążyłem nawet popatrzyć w górę.

Coś przeraźliwie ciężkiego, spadło mi na plecy zwalając mnie z nóg i o mało nie łamiąc kręgosłupa.

Dałem radę obrócić się na aby sprawdzić co mnie przygniotło. Od razu tego pożałowałem. Jedyną rzeczą jaką zdołałem zobaczyć były zimne, błękitne oczy i uniesiona w górę pięść.

- Velkommen til hæren - usłyszałem tylko zanim zapadła nieprzenikniona ciemność.

RajkaWhere stories live. Discover now