ROZDZIAŁ 2

1 0 0
                                    

Obudziłem się w jakiejś ciemnej i zatęchłej piwnicy. Sytuacja była więc, że tak powiem, niezbyt kolorowa. Ledwo dałem radę doprowadzić się do stanu względnie dopuszczalnego gdy zorientowałem się, że miejsce w którym się znalazłem niepokojąco się kołyszę.

Po prostu świetnie. Z piwnicy da się uciec - ze statku... No może być to bardziej skomplikowane. Co więcej, Wilk Północy który spacyfikował mnie kilka godzin, a może dni, temu spadając mi na plecy niechybnie złamał mi żebro, co sygnalizował mi koszmarny ból towarzyszący każdemu ruchowi.

Moje posępne rozmyślania przerwał zgrzyt zejściówki i następujący zaraz po nim rozbłysk jaskrawego, szczypiącego w oczy światła. Po schodach zszedł ogolony na łyso, umięśniony mężczyzna z licznymi pistoletami na pasku i szabli przy boku. Wielu moich znajomych było członkami załóg statków wojennych i od razu zorientowałem się z kim mam do czynienia.

-Witajcie na Okręcie Wojennym Diana - powiedział z szerokim i dobrotliwym, acz niekompletnym uśmiechem - nazywam się Luis Torres i od dziś jestem waszym bezpośrednim przełożonym. Nie przyszedłem tu jednak aby mówić o sobie, a o was. Właśnie staliście się marynarzami floty wojennej. Zbierajcie się lepiej, kapitan nie lubi spóźnień - rzekł i odwrócił się w kierunku wyjścia na pokład.

Wtem jeden z moich współwięźniów wstał i rzucił się w jego kierunku trzymając w ręku zardzewiały gwóźdź. Bosman w ułamku sekundy obrócił się dobywając jednocześnie zza pasa krótki kord, uchylił się przed atakiem i błyskawicznym ruchem wbił napastnikowi ostrze w nadgarstek aż po jelec.

- Widzę, że mamy ochotnika na prezentacje środków jakie w armii stosujemy, gdy ktoś nie stosuje się do rozkazów dowódcy - sarknął, po czym z upiornym grymasem na twarzy gestem dał na do zrozumienia, że oczekuję się od nas wyjścia po schodach na deck.

Po tym pokazie siły nikt nawet nie pomyślał o zakwestionowaniu tej wskazówki. Zarośnięty obdartus który zaatakował Torresa zwijał się w konwulsjach na deskach, jednak domyśliliśmy się, że przejawy empatii w stosunku do niego nie były by mile widziane.

Bosman puścił nas przodem, po czym podszedł do rannego, złapał go w pół i bez większego wysiłku przerzucił sobie przez ramię.

Gdy wszedłem na pokład odruchowo zasłoniłem oczy przyzwyczajone do ciemności ręką i zaczekałem, aż wzrok dostosuje się do ostrego słońca. Po chwili gdy uporałem się tą drobną niedogodnością zacząłem przyglądać się twarzą członków załogi czekających przed wejściem na pokład i patrzących na ich, oraz moich, przyszłych współpracowników, a może nawet przyjaciół.

Z tłumu marynarzy ubranych w jednakowe mundury lub robocze koszule wyróżniała się tylko jedna sylwetka. Wysoki mężczyzna w stroju odmiennym, względem czerwonych uniformów jego towarzysz, z długą czarną, przetykaną siwizną brodą oraz długim czarnym płaszczu zwracał na siebie uwagę. Od razu zauważyłem także broń wiszącą przy jego pasie. Piękna, inkrustowana szlachetnymi kamieniami szabla. Moja szabla. Musiał zabrać mi ją gdy byłem nieprzytomny. W pierwszym odruchu zapragnąłem upomnieć się o swoją własność, jednak szybko odszedłem od tego pomysłu odwołując się do mojej zdroworozsądkowej natury.

- Witajcie marynarze - powiedział niespodziewanie taksowany przeze mnie wzrokiem mężczyzna.

- Moje imię Tristan Cook i jestem kapitanem tego brygu. - kontynuował pewnym siebie głosem - znacie już bosmana, resztę załogi poznacie później, we własnym zakresie. Teraz zaprowadzimy was do kwatermistrza w celu wydania wam wyposażenia i sprawienia, abyście zaczęli godnie reprezentować Wielką Armadę swoim wyglądem. Później bosman zaprowadzi was na egzekucję tego marudera który odważył się podnieść rękę na swojego przełożonego - zakończył beznamiętnie.

Wspomniany obdartus zaczął szamotać się w żelaznym uścisku bosmana, jednak na Torresie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. W tedy zobaczyłem jego. Stał za całą grupą oparty o maszt i przyglądał się temu przedstawieniu z niemałym i nieukrywanym zaciekawieniem. Od razu rozpoznałem te stalowe, błękitne niczym bezdenna, morska otchłań oczy. Pomimo niezwracającego uwagę płaszcza z kapturem inni także go zauważyli.

Jakby w odpowiedzi na nasze spojrzenia kapitan oznajmił:

- A oto jeden z najciekawszych ludzi z którymi przyjdzie wam służyć ojczyźnie - wychowany pośród norweskich fiordów członek klanu Wilków Północy - Reidan Rasvik - oznajmił Cook po czy kazał załodze wrócić do swoich zadań, a nas razem z bosmanem Luisem wysłał pod pokład do magazynów.

RajkaOnde histórias criam vida. Descubra agora