Rozdział 12

357 23 1
                                    

  <Naruto>


Droga do miejsca, w którym razem z rodzeństwem mieliśmy spędzić najbliższe lata trwała dokładny tydzień. Na całe szczęście nie była jakaś szczególnie wyboista czy nieprzyjemna. Znaleźliśmy się tam szybciej, niż przypuszczał przywódca „Łowców Demonów", bo nasze pokoje były niegotowe. Jednak ludzie przyjęli nas bardzo ciepło. Uczucie, które wtedy zaczęło we mnie rosnąć, czułem już, kiedy byłem razem z Hiroshim, Gaarą i Emmiko. Chyba dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, że te wszystkie lata to było kłamstwo. Przez tydzień dużo myślałem i kilka razy rozpłakałem się, gdy pomyślałem, że już nigdy nie będziemy razem we czwórkę. Może jestem silny fizycznie, ale mimo wszystko nadal jestem dzieckiem. Nie chcę rozpaczać, po stracie Hiroshiego, ale to nadal boli. Nie tylko mnie z resztą. Wiele razy widziałem, jak Gaara i Emmiko spali przytuleni do siebie po przepłakanym wieczorze, a ja nie miałem serca przerywać im, więc szedłem do siebie. Wtedy też przychodził do mnie Eric i po prostu mnie przytulał. Na początku czułem się niekomfortowo, bo prawie go nie znałem, ale byłem mu wdzięczny. Potrzebowałem tego, a na rodzeństwo w tej sytuacji nie mogłem liczyć, bo im też było ciężko. Przy okazji poznałem go lepiej i był naprawdę spoko gościem. 

Żałowałem jednak, że miałem mniej czasu dla mojego brata i siostry, a oni dla mnie. Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Oni zaczęli dbać głównie o siebie, a ja poczułem się odtrącony. Było mi cholernie przykro, ale nic nie mówiłem, bo nie chciałem ich martwić, ani burzyć tego, że zaczynają się godzić z wiadomościami o Hiroshim, w przeciwieństwie do mnie. Nadal mnie to bolało, ale z dnia na dzień, zaczynałem czuć nienawiść do niego. Dużo rozmawiałem z Kuramą o tym i radził mi, bym porozmawiał z rodzeństwem, ale odmawiałem. Myślę, że to była jedna z przyczyn tego, że trzy tygodnie po naszym przybyciu, podczas spotkania z przywódcą „Łowców Demonów", nie potrafiliśmy się zintegrować. Oni mieli swoje zdanie, a ja swoje. Pokłóciliśmy się i w ogóle przestaliśmy się do siebie odzywać.

Kilka dni wcześniej.

— Naruto! — Do mojego pokoju wbiegł Eric, z wielkim uśmiechem na twarzy.

— Co? — spytałem, przerywając czytanie zwoju, który akurat trzymałem.

— Przywódca wzywa cię i twoje rodzeństwo.

— Zawołasz ich? — spytałem, wstając i przymierzając się do wyjścia z pokoju.

— Pewnie, Naru-chan!

Eric był jakiś dziwnie wesoły. Zastanawiało mnie dlaczego, ale postanowiłem nie pytać. Jeżeli będzie chciał, to sam mi powie.

— Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał — upomniałem go, delikatnie się uśmiechając.

— Okej, Naru-chan! — Spojrzałem na niego ostro, ale widząc go nadal wesołego, westchnąłem i potarłem twarz dłońmi.

— Zaprowadzisz mnie do jego gabinetu, czy gdzieś? — spytałem niemrawo.

— Pewnie!

Eric poszedł po moje rodzeństwo i razem poszliśmy do gabinetu tego przywódcy. Po drodze chłopak zagadywał mnie, całkowicie ignorując moje rodzeństwo. Oni też go ignorowali, więc nie byłem o to zły, ale cały czas mówił, więc moje ciało zalała fala ulgi, gdy doszliśmy. Lubię go, ale mówi o wiele za dużo. Gaara i Emmiko też byli odrobinę zirytowani, ale nic nie mówili. Znałem ich na tyle, by wyczytać to z ich twarzy.

Chłopak zapukał i nie czekając na odzew, otworzył drzwi.

— Myślałem, że nauczyłem cię, że powinno się wchodzić, gdy ktoś powie „proszę"? — usłyszałem męski głos. Był szorstki, ale miał w sobie pewien rodzaj ciepła. Brzmiał jakby był dosyć stary, ale gdy wszedłem za białowłosym, okazało się, że ten facet ma około trzydziestu lat. Cóż, przynajmniej na takiego wyglądał.

— Oj, czemu narzekasz? — Chłopak nadąsał się, a mężczyzna przewrócił oczami.

— Wy pewnie jesteście Gaara, Emmiko i ten słynny Naru-chan? — Kompletnie zignorował białowłosego, który usiadł na jego biurku i zaczął bawić się przedmiotami na nim. Nasza trójka przytaknęła, choć ja lekko się skrzywiłem.

— Nadal się nie przyzwyczaiłeś, że tak cię nazywa? — spytał Kurama.

— A ty byś się przyzwyczaił, gdybym nazywał cię Kura-chan? — spytałem zirytowany. Oczywiście w swojej głowie.

— Nie. To odrażające — powiedział z niesmakiem lis.

Zachichotałem.

— Może powinienem cię w takim razie zacząć tak nazywać? — spytałem z przekąsem.

— Nawet się nie wasz — warknął.

— Kura-chan!

— Smarkaczu!

Kyuubi dalej narzekał, a ja skupiłem się na rzeczywistym świecie. Miałem ochotę podroczyć się z nim jeszcze trochę, ale to mogło poczekać. Były ważniejsze sprawy niż drażnienie Kura-chana.

— Cholerny bachor — warczał dalej. Parsknąłem cicho.

— W każdym razie jestem Deni Saciko — przedstawił się. — Mam trzydzieści pięć lat, uprzedzając wasze pytania — dodał, widząc, że chcę o coś spytać. Przytaknąłem i zamknąłem buzię. Ciekawe skąd wiedział, o co chce spytać. — Potrafię odgadywać cudze myśli — wyjaśnił. Wzdrygnąłem się. To dosyć przerażająca umiejętność, według mojej opinii i z pewnością nie chciałbym stanąć z tym człowiekiem w pojedynku. 

Usiedliśmy na krzesłach, które po chwili przyniósł białowłosy i zaczęliśmy dyskutować. Jednym problemem było to, że ja oraz tamta dwójka mieliśmy różne poglądy. Nie wiem dlaczego, ale zachowywali się tak, jakby musieli zakwestionować każde moje słowo. To było denerwujące. Nie pomagał fakt, iż przywódca chciał, żebyśmy wyrazili swoje zdanie wspólnie i było ono jednolite, co w tamtym momencie było niemożliwe. Nasza rozmowa skończyła się oczywiście kłótnią. Wyszedłem z pokoju, odprowadzany zdenerwowanymi spojrzeniami mojego rodzeństwa i zmieszanego Deni. Trzasnąłem z impetem drzwiami, prawie uderzając Erica, który poszedł za mną. Może to było dziecinne, ale teoretycznie jestem jeszcze dzieckiem, więc mogę.

— Zabrzmiało, jakbyś był w fazie buntu — prychnął z rozbawieniem lis.

— A jeżeli jestem to, co? — fuknąłem zirytowany.

Może nie powinienem, ale to było pod wpływem emocji, wywołanych wcześniejszą rozmową z moim pożal się boże rodzeństwem i nie miałem ochoty na nic więcej, prócz położenia się i pójścia spać. Byłem szczęśliwy, że Eric to zrozumiał i po odprowadzeniu mnie do pokoju, powiedział ciche „dobranoc" i poszedł sobie.

Po tamtym dniu dotarło do mnie, jak bardzo boli patrzenie, jak coś, co tworzyłeś przez lata, się rozpada. Nie życzyłbym tego nawet największemu wrogowi, bo to okropne uczucie. Za każdym razem, gdy widziałem Gaare i Emmiko, ci mnie ignorowali, a ja udawałem, że mam to gdzieś, ale tak nie było. W pewnych momentach miałem ochotę umrzeć. Zapewne, gdyby nie Kurama i Eric, nie byłoby mnie na tym świecie. Cały czas mnie wspierali. Przywódca ostatecznie uległ i przyjął nasze różne zdania. Wtedy też zacząłem wykonywać misje z białowłosym. Było zabawnie, ekscytująco, ale też niebezpiecznie. Jednak w tamtych czasach nie przejmowałem się tym. Znowu zaczynałem być szczęśliwy, ale nadal nie mogłem pogodzić się z tym, że moje rodzeństwo tak się zachowuje. Nie znałem ich powodu, ale zamierzałem go poznać. Nie mogłem pozwolić, by to, co stworzyliśmy, zostało ot tak zniszczone, przez ich kaprysy. Za bardzo mi na nich zależy, by się poddać.  

-----

Cześć?Tak, jakby wróciłam. Tak jakby, bo nie wiem kiedy kolejny rozdział, ale postaram się w miarę szybko. Jednak na pewno nie zobaczycie go do 10 czerwca, bo szkoła. 

Więc, pozdrawiam i do napisania!

NikusMikus

Nie poddam się (Wolno Pisane)Where stories live. Discover now