Patrzyłem na nią z niedowierzaniem i naprawdę ciężko było mi kontrolować w tym momencie mimikę mojej twarzy. Kąciki ust zesztywniały na tyle, że sztuczny uśmiech wymagałby ode mnie ponad ludzkich sił. Za to ona... wpatrywała się we mnie z radością w szklących od łez oczach. Wyraźnie czekała na moją odpowiedź.
- Pewnie... cię to przerazi, ale mam zamiar zatrzymać to dziecko. - Mówiąc to, opuściła głowę. - Wszystko zależy od tego, czy będziesz chciał mi pomóc? - Nadal nie miała odwagi spojrzeć w moje wypełnione przerażeniem oczy.
Mój świat w tym momencie się zawalił. Miałem dopiero siedemnaście lat, a ona... Ona nawet mnie nie pociągała. Za dużo wypiłem, była chętna, wręcz nachalna i miałem z nią w pewien sposób dzielić resztę życia? Nawet zapomniałem o tym, że cokolwiek między nami zaszło... jakiś czas temu, nawet nie wiem kiedy. Jak mogła sobie w ogóle wyobrażać, że będziemy tworzyć rodzinę, skoro ja nie miałem z nią większego kontaktu? Nic, poza tym jednym razem. Zbierałem się w sobie, aby zagrać aktorską rolę mojego życia...
- Nie martw się. Nie powiem, że mnie to nie przeraża, ale... - Wziąłem głębszy wdech, kładąc dłoń na jej udzie. Jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech. - damy sobie jakoś radę - dodałem po chwili. Sam zmusiłem się do uniesienia kącików swoich ust, chociaż w moich oczach nie było widać ani grama szczęścia. No może jeden fakt wywoływał u mnie pewną ulgę.
Wiedziałem, że gdy tylko wrócę do domu... może minie parę dni, ale w końcu uda mi się cofnąć w głębokim śnie do tego momentu. To był ogromny błąd i ktoś musiał go naprawić. Uśmiechnąłem się z lekką ulgą... odruchowo zerkając na jej brzuch. Jakiekolwiek myśli o tym, że wewnątrz tej dziewczyny tliła się cząstka mnie, nie zmieniały mojego zdania. Nie pozwoliłbym sobie na to, żeby takie sprawy się za mną ciągnęły latami. Ktoś całkiem inny stał się obiektem moich zainteresowań, a nie jakaś przypadkowa kobieta. Wiedziałem, że wkrótce zniknę z jej życia, zniknie również jej problem. Zbliżyła się do mnie, od razu wtulając w mój tors. Objąłem ją, ukrywając swoją niechęć za łagodnym westchnieniem. Dobrze, że nie wiedziała, o czym myślę i jak bardzo tęsknie do mojego wspólnego wieczoru z... kimś wartym mojego czasu.
*
Pulsujący ból głowy w skroniach, kapeć w ustach, obolałe mięśnie - krótko mówiąc kac. Mój miły towarzysz wspólnych poranków. Z niechęcią otworzyłem oczy. Nie zrobiłbym tego jeszcze z jakieś dwie godziny, gdybym nie usłyszał dźwięku wiadomości. Niechętnie, bo niechętnie, ale jednak podniosłem się z łóżka, powoli wyciągając dłoń w stronę telefonu leżącego na szafce obok łóżka. Prawie wyślizgnął mi się z dłoni. Na ekranie zobaczyłem powiadomienia o wiadomościach od mojego przyjaciela Yixinga. Uśmiechnąłem się lekko, wspominając to, jak poprzedniego wieczoru obskoczyliśmy nie jeden klub. Przesunąłem kciukiem, wyświetlając wiadomość. Nie było mnie stać na lepszy telefon... niestety. Miałem ostatnią wersję Iphona przed rozpadem firmy i podziałem na dwie części.
Yixing:
Twoja przyjaciółka, ta co zakręciła się przy tobie na twoich ostatnich urodzinach, jest w ciąży. Huczy, że zostaniesz tatusiem. Gratulacje Hunnie.Skrzywiłem się. Jeszcze raz czytałem wiadomość, próbując cokolwiek zrozumieć. Uśmiech stopniowo wracał na moją twarz, kiedy powoli łączyłem fakty. Dziewczyna... która jeszcze dwa miesiące temu była przekonana, że jest matką mojego dziecka, nadal się go spodziewa. Oczywiście zdążyłem cofnąć się do przeszłości i dopilnować, żeby do niczego pomiędzy nami nie doszło, więc... nie byłem ojcem. Prawdopodobnie nie byłem nim nawet przed zmianą swojego losu. Odłożyłem telefon, z szerokim uśmiechem kładąc się na łóżku. Beznamiętnie wpatrywałem się w ścianę swojego pokoju, będąc wdzięczny losowi, że pozwalał mi ingerować w jego decyzje i wszystko zmieniać.
![](https://img.wattpad.com/cover/145199541-288-k720498.jpg)
CZYTASZ
Bridges
FanfictionŚwiat jaki znamy nie istnieje, ale ludzie jakich znamy pozostają bez zmian. Rok 2053 - ponad dwadzieścia lat po trzeciej wojnie nazwanej „Totalną". Głowice nuklearne zmiotły większość ludności, a w ich następstwie zmarło dużo więcej przedstawicieli...