Wilkszyn, rok 2018, VIII

562 23 9
                                    

- Gdzie moja herbata? - zapytała mnie na przywitanie Frania. Siedziała na łóżku z laptopem. Wyglądała na znudzoną.
Rzuciłam jej mordercze spojrzenie.
- Po to tu pędziłam, żeby usłyszeć, że chcesz pilnie herbatę? - mruknęłam.
- Nie, po prostu myślałam, że ją dostanę. - odparła.
Prychnęłam cicho, odgarniając kosmyki włosów z mokrego od potu czoła.
- Co znalazłaś?
Kiwnęła na mnie palcem, bym do niej podeszła. Wywróciłam oczami, ale usiadłam obok niej. Na ekranie miała dziesięć zdjęć pleców w bliznach - bardziej świeżych i starszych.
- Znalazłam zdjęcia dziewięciu zabitych kobiet, tak jak chciałaś. Oraz oczywiście twoje. - rzekła i narysowała na jednym ze zdjęć "jedynkę" - Każda z ofiar ma wyryte numery. Widzisz? - pokazała mi inne zdjęcia, nie rysując już liczb. Faktycznie, każda kolejna kobieta miała przyporządkowaną liczbę naturalną. Miałyśmy je wycięte nożem, a tworzyły je linie. Zagryzłam dolną wargę. Spojrzałam się na zdjęcie swoich pleców, chociaż blizny znałam na pamięć. I faktycznie, z przecięć ran widać było numer dziesięć. Jako jedyna przeżyłam. Niby szczęście, ale co to za życie z traumą?
- Znalazłaś może coś na temat Bieniuka? Obserwują go? - to była jedna z najbardziej palących kwestii.
Frania westchnęła cicho.
- Ogólnie, trudno mi było cokolwiek o nim wyszukać. - rzekła - Nic tak naprawdę nie było, jakby facet nieistniał w ich systemie.
Zdębiałam. Włoski zjeżyły mi się na karku.
- Jak to?
- Musiałam włamać się na konto jakiegoś komisarza.
- Zawadzki?
Kiwnęła głową. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się. Po jaką cholerę Zawadzki miałby utajniać informację na temat Bieniuka? Coś tu śmierdzi. I to na jeden kilometr. W pewnym momencie do pokoju wparowało dwóch maksymalnych.
- Możemy się dołączyć? - zapytał Drabik. Razem z Australijczykiem stali w progu.
- Znudziło się wam? - zapytałam, zamykając laptopa Frani. Nie musieli wiedzieć nad czym pracujemy.
- Obaj nie lubimy za bardzo alkoholu. - odparł Maksym. Miał czerwone uszy, czuł się trochę zawstydzony.
Zmarszczyłam brwi.
- Jasne, mam trochę gier. Na przykład drabble. Znacie?
Popatrzyli po sobie.
- Nie. - powiedzieli chórem.
Uniosłam lekko kąciki ust i podeszłam do komody. Wyciągnęłam małe, okrągłe, metalowe pudełko. Do godziny pierwszej w nocy graliśmy w planszówki. Ale ja byłam myślami gdzie indziej. Zastanawiałam się, czemu Zawadzki kryje Bienieuka. Jaki ma w tym cel?
***
Następnego dnia rano obudziłam się z mocnym, tępym bólem głowy. Zawsze tak miałam po zażyciu leku nasennego. Musiałam go brać, by nie mieć koszmarów. Ale rzadko kiedy go używałam - noc przed sprawdzianami i kiedy ktoś u mnie nocował.
Spojrzałam się przez ramię. Frania spała głęboko, z pół otwartymi ustami. Zazdrościłam jej trochę tego snu sprawiedliwego. Ostatni raz tak spałam, bez prochów, ponad dwa lata temu.
Sięgnęłam po telefon, leżący na parapecie.
"Następna walka w środę o 19. 🐍"
Może to jednak dobrze, że idę w poniedziałek na trening ze Spartą. Przynajmniej się przygotuję do walki.
Frania zaczęła coś mamrotać przez sen. Chyba słowo "Torzena".
Poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż - dziewczyna by się przeraziła, gdyby zobaczyła tego siniaka. Na całe szczęście, już powoli schodził. Umalowałam się i ubrałam się w strój do biegania, czyli obcisła termoaktywna jasna koszulka z długim rękawem i sportowe szorty. Otworzyłam drzwi. Kot Maćka chciał wejść mi do pokoju. Odepchnęłam go lekko nogą, na co ten zamiauczał, zeźlony, że nie chciałam go wpuścić do pokoju.
- Spadaj, sierściuchu. - mruknęłam i zamknęłam za sobą drzwi.
Zeszłam na dół. Salon wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. Szklane butelki walały się po podłodze. Poduszki były wszędzie, jakby chłopcy zrobili sobie bitwę na nie. Dobrze, że chociaż talerz i resztki kanapek nie walały się po podłodze.
Maciek spał na kanapie, przykryty kocem. Zatarłam dłonie. Czas na pobudkę. Wyjęłam telefon z kieszonki w spodenkach. Znalazłam pianie koguta na Youtubie. Dałam maksymalną głośność i puściłam mu wprost do ucha.
Obudził się - podskoczył i spadł z łóżka.
- Co jest? - zapytał niemrawo i podrapał się po blond czuprynie.
- Wstawaj, alkoholiku. - rzekłam, śmiejąc się. - O dziewiętnastej masz mecz.
- No wiem. - odparł nieprzytomnie. Wstał powoli, ciągle trzymając się za głowę. - Boże, jak mnie łeb napieprza.
- Jak się tyle pije. - poszłam do kuchni, nalać mu szklankę zimnej wody.
- Jak wczorajszy wieczór? - zapytał siadając na krześle przy blacie. Oparł twarz na dłoniach. Przesunęłam w jego stronę szklankę z wodą.
- Graliśmy w planszówki. Specjalnie ich wykurzyłeś, Maciek? - przyjrzałam mu się uważnie. Mojego brata czasem wbrew pozorom trudno rozczytać. Jego oczy zawsze lśniły rozbawieniem, więc ciężko mi było stwierdzić kiedy kłamie. Wypił łyk.
- Nie, czysta selekcja. - odparł najspokojniej w świecie.
Zmrużyłam oczy.
- Nie patrz tak na mnie.
- Jak?
- Jakbyś chciała przyłapać mnie na kłamstwie.
Wywróciłam oczami i wyjęłam truskawki z lodówki.
- Możesz pojechać ze mną na mecz, jako członek zespołu.
- Zastanowię się jeszcze. - odparłam.
- Decyduj się szybko, liczba miejsc ograniczona.
- Masz aż taki na to popyt? - powiedziałam z ironią.
- Żebyś się nie zdziwiła. - odparł.
- Coś mnie ominęło? - w progu stała Frania, jeszcze zaspana.
- Nie, nic specjalnego. Może po śniadaniu cię odwieźć? - zaproponowałam.
***
Biegłam przez drogę w pobliskim lesie. Parędziesiąt kilometrów stąd znajdowała się nieistniejąca już wieś Piskorzowice. Została ona zniszczona podczas Festung Breslau w czterdziestym piątym. Czasem biegłam w tamtym kierunku, ale po dziesięciu kilometrach zawracałam. Zbyt długi dystans.
Po pięciu kilometrach zdjęłam słuchawki, by posłuchać odgłosy przyrody.
Gdy ja i Maciek byliśmy dziećmi, często wychodziliśmy wieczorami na ogród, rozkładaliśmy koc i wpatrywaliśmy się w gwiazdy, nasłuchując odgłosów nocnych zwierząt. Miałam wrażenie, jakby to było lata świetlne ode mnie. Tęskniłam za tymi beztroskimi czasami dzieciństwa.
Nagle, daleko za mną usłyszałam ciężki oddech. Spięłam ramiona. Ktoś biegł za mną.
Rozejrzałam się. To był mój teren, to ja tu miałam przewagę. Chociaż jeśli to... Nie, to niemożliwe. Bieniuk nie wyglądał mi nigdy na kogoś, kto uprawia jakikolwiek sport.
Przebiegłam jeszcze kawałek i schowałam się za jedno z grubszych drzew i wzięłam jakąś większą gałąź. Starałam się uspokoić oddech, by możliwy napastnik nie usłyszał, gdzie się znajduję. Słyszałam szum krwi w uszach. A co jeśli to faktycznie Bieniuk? Będę mogła stawić mu czoła sama. Albo to brat? Ale on ma mój numer telefonu, mógł zadzwonić. Musiałam odłożyć na bok wszelkie spekulacje i skupić się na zaskoczeniu nieznajomego.
Gdy usłyszałam, że ktoś jest na wyciągnięcie ręki, wyskoczyłam zza drzewa, celując gałęzią w brzuch. Udało mi się. Chłopak zgiął się w pół, a ja zauważyłam, że to był Maks.
- Co jest, do cholery? - wyjąkał.
Patyk wypadł mi z rąk.
- Boże, przepraszam cię, myślałam...
- Że jestem gwałcicielem? No dzięki. - prychnął. Wyrównywał oddech po wysiłku.
Zagryzłam dolną wargę.
- Bieganie po lesie za nastolatką jest sytuacją niedwuznaczną. - odparłam, wycierając wierzchem dłoni pot z czoła. W lesie było duszno, mimo iż w lato powinno być w miarę chłodno.
- Nie mogę znaleźć telefonu. Więc stwierdziłem, że musiał zostać u was. - powiedział - Przyjechałem, ale zastałem tylko Maćka, który powiedział, że w salonie go nie ma. Zapytałem, gdzie jesteś, a on odparł, że poszłaś biegać. Dlatego pobiegłem za tobą.
- Mogłeś przecież zadzwonić z Maćka telefonu. - podałam jedną z możliwych wyjść.
- Przynajmniej dzięki tobie zrobiłem rozgrzewkę przed zawodami. - powiedział z uśmiechem.
Uniosłam lekko kącik ust. Potrafił wywołać szczery uśmiech. A rzadko komu się to udawało.
- Ile biegasz?
- Na ile mam ochotę i siłę. Zazwyczaj piętnaście kilometrów.
- Nieźle. - stwierdził z uznaniem w głosie. - Możemy wrócić do domu?
- Jasne. - odparłam i ruszyliśmy w drogę powrotną.
***
Razem z ekipą Maćka zajechaliśmy pod Stadion Olimpijski o wpół do osiemnastej.
Niestety, nie znaleźliśmy telefonu Maksa. Szukaliśmy w salonie, w moim pokoju. Ale jakby diabeł ogonem przykrył. Zadzwoniłam do Frani, czy może pamięta. Ale ona nawet nie kojarzyła, czy Maks miał w dłoni telefon.
Snułam się po parku maszyn, przyglądając się zawodnikom Betardu. Był Woffinden, młodzieżowiec Patryk Wojdyło, Damian Dróżdż oraz Max Fricke, który mi pomachał. Nie podeszłam do niego, bo stwierdziłam, że może już skupiać się na meczu.
Gdy mijałam niektórych zawodników, czułam na plecach ich wzrok. No tak, dziewczyna w świecie mężczyzn. Robi wrażenie.
Usiadłam w boksie Maćka, patrząc się na mechaników. Mimo iż potrafię naprawić najprostsze usterki w samochodzie, to motocykl żużlowy to dla mnie czarna magia - trzeba właściwie ustawić, opony musiały mieć odpowiednią ilość powietrza. Za dużo z tym cudowania.
Z upływem czasu cała drużyna się zjechała, tak samo jak zielonogórzanie. Do boksu wszedł Patryk Dudek, czyli Smerf Maruda oraz Grzesiu Zengota.
- Siemka. - powiedzieli chórem.
- Siema. - odparłam.
- Ostatnim razem, jak cię widziałem, miałaś blond włosy. - zauważył Patryk, mrużąc oczy.
- Rzeczy się zmieniają, Duzers. - odparłam sucho.
Przyjrzał mi się uważnie. Czułam się niekomfortowo w towarzystwie Patryka. Miałam wrażenie, że stara się mnie przeniknąć. Zaczęłam wiercić się na krześle.
- Jak w szkole? - zapytał Zengota. Patryk rozmawiał cicho z Maćkiem.
- Wakacje, jak na razie. - odparłam. - Jeszcze tylko ten rok i studia.
- Na jakie studia się szykujesz?
- Logistyka na ekonomicznym.
Gwizdnął przez zęby.
- Wysoko celujesz. - stwierdził.
***
Wróciliśmy do domu. Drużyna przegrała. Z Maćka jakby uszło powietrze po wszystkim, czuł się winny przegranej Betardu. Czasem miałam wrażenie, że za bardzo przeżywa porażki. Ale potrafił się szybko z niej podnieść i wyciągnąć wnioski.
Zawodnicy z Falubazu gratulowali mu występu, ale ja wiedziałam, że teraz potrzebował cichego towarzystwa.
Przyjechaliśmy do domu. Brat usiadł przed telewizorem, ale go nie włączył. Patrzył się tępo przed siebie. Poszłam na górę po koc. Usłyszałam dzwonek telefonu domowego.
- Maciek, odbierz! - krzyknęłam z pokoju.
Brak jego reakcji, telefon nadal dzwonił. Zbiegłam na dół i wcisnęłam zielony przycisk.
- Słucham? - odezwałam się.
Nikt się nie odezwał, słyszałam tylko ciężki oddech kogoś. Dreszcz przeszył mi plecy. Coś było nie tak. Po chwili nieznajomy się rozłączył.
- Kto to był? - zapytał słabym głosem brat.
- Głuchy telefon. Jakiś dureń chciał nas wystraszyć. - powiedziałam to, bo chciałam w to wierzyć. Od dwóch lat żyłam w ciągłym strachu. Ale było to jednocześnie podniecenie, kiedy ujawni się mój oprawca.
- Chodź. - pociągnęłam go do góry i wyszliśmy na taras z tyłu domu.

Siemka 😁
Bardzo Was przepraszam za to, że pojawiła się informacja o nowym rozdziale - wcisnęłam niechcący "Opublikuj", a potem cofnęłam.
Druga sprawa: akcja fanfiction dzieje się w lipcu (czyli w "niedalekiej" dla nas przyszłości), więc wzięłam dzisiejszy mecz Sparty z Falubazem. Stwierdziłam, że tak będzie lepiej.

I mem autorstwa (znowu xD) the_best_murderer, który świetnie opisuje nasz ostatni rok w liceum xD

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

I mem autorstwa (znowu xD) the_best_murderer, który świetnie opisuje nasz ostatni rok w liceum xD

My DemonsWhere stories live. Discover now