Prolog

45 8 2
                                    


Prolog:

(25 lat wcześniej)

-Nigdy się na to nie zgodzę!

Wykrzyknęła ze łzami w oczach, rudowłosa Arakiel stojąc przed anielskim podołem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to wszystko tak się odbyło. Została zdradzona przez jedynego człowieka, któremu ufała i oddała swoje serce. Ból, który czuła był powalający. Arakiel, która była aniołem miłowała dobro, a najbardziej ceniła w sobie ludzi. Nie dziwiła się, że ich ojciec Bóg tak ich ukochał. Ona sama, chociaż nie mogła bez rozkazów zejść na ziemię często obserwowała ich z góry. Widziała wiele dobroci, miłości, ale również bólu i zdrad. W końcu mieli własną wolę. Nie rozumiała tych, którzy wybierali drugą drogę oddalając się do Boga. Ona sama nigdy, by tego nie zrobiła. Ufała mu nad wszystko, ale nigdy nie widziała. tylko czterej Archaniołowie mieli okazje go widzieć. Próbowała coś wyciągnąć od Michela, który był najbliższym przyjacielem, ale nie powiedział ani słowa. Mówił, że jest związany przysięgą i być może kiedyś nadejdzie pora, że i ona go zobaczy. Wierzyła mu. Czasami miała wrażenie, że w myślach słyszy jego głos. Nigdy nikomu tego nie powiedziała. Teraz stała przed obliczem Rady Aniołów, zdradzona przez Castiela. Był jej ukochanym i wojownikiem, podobnie jak ona. Wspólnie bronili bram niebios odkąd sięgała pamięcią. Nie wiedziała, co było wcześniej. Nikt nie miał wiedzy jak rodzili się aniołowie. To była wielka tajemnica, która należała tylko do Boga.

- Nie masz wyjścia, Arakiel – odezwał się tubalnym głosem Rafael. Ze wszystkich Archaniołów był najstarszy rangą i najpotężniejszy. Był wysokim i przystojnym mężczyzną, uczuciowym partnerem stojącej u jego boku Gabriel. Westchnęła cicho i wbiła w niego wzrok. Jej białe skrzydła były złożone w geście pokory, ale w oczach malował się bunt. – To była wspólna decyzja i piekła i nieba. Po raz pierwszy się zgadzamy.

- A, co na to wszystko Bóg? – Jej głos coraz bardziej się załamywał. Była bliska łez. Naprawdę nie chciała dopuścić do takiej tragedii. Gdy niebo i piekło zgadzały się ze sobą nie wróżyło to nic dobrego. Podświadomie wyczuwała kłopoty. Demonom nie można było ufać. Czy, Rafalel o tym nie wiedział? Castiel spoglądał na nią współczująco, ale zignorowała go. Jego zdrada oznaczała koniec ich wiecznej miłości.

- Gdyby miał coś przeciwko sprzeciwiłby się – zauważyła delikatnie Gabriel. Arakiel nigdy za nią nie przepadała. Była wysoką i wyniosłą kobietą. Długie jasne włosy sięgały jej aż do ramion. Skrzydła anielicy były całe czarne, co oznaczało wyższy stopień rangi. Podobne miał również, Michel i Rafael. – Jego brak głosu daje nam wolną rękę. Najwyższa pora zrobić porządek na ziemi. Nie powstrzymałaś Apokalipsy, a jedynie ją odłożyłaś. Niestety musisz zostać ukarana za niesubordynację. Zmodyfikujemy ci pamięć, a te noc spędzisz w kaplicy na modlitwie.

- Naprawdę nie ma innego wyjścia? – pytała odprowadzana przez dwóch strażników. Ich pojawienie się oznaczało koniec audiencji. Wydano na nią wyrok. Musiała się poddać woli sił wyższych. – Tam są również niewinni ludzie. Oni zasłużyli na życie. Dajmy im szansę.

- Decyzja już zapadła – Tym razem głos zabrał milczący do tej pory Michel. Był najmłodszy z całej czwórki. Wysoki i jasnowłosy mężczyzna. Podobnie jak reszta miał na sobie białą lianą koszulę i spodnie. Wyglądał potężnie i niebezpiecznie. – Przykro mi. – Nie miała szans, by ich przekonać. Zamknięto ją w kaplicy, która na co dzień stanowiła miejsce modlitwy. Było to niezwykłe miejsce. Po środku stał ołtarz przedstawiający Boga i Jezusa. Wszystko w kolorach złota i bieli. Usiadła na wyścielanej jedwabiem ławeczce i załkała. Castiel chciał się z nią widzieć, ale nie zgodziła się. Naprawdę wierzyła, że jej się uda. Jeden z Jeźdźców z którym się spotkała również nie chciał końca świata. Był inny niż reszta. Niestety Cass dowiedział się o negocjacjach i wydał ją Archaniołom. Była naiwna, że mu powiedziała. Teraz będzie musiała bezradnie przyglądać się jak piękna planeta ulega samozagładzie. Tym razem planowali coś krwawego. Nikt z rasy ludzkiej nie miał przeżyć. I nikt też nie mógł im pomóc, bo ona zawiodła. Westchnęła i załkała bezgłośnie. Musiała coś zrobić. Nie mogła stać bezczynnie i przyglądać się temu. W tym momencie przychodziła jej do głowy ostatnia osoba, która mogła jej pomóc. Nigdy, by się nie skusiła. Znajdował się na Pograniczu między niebem, a ziemią, ale był przesiąknięty złem do szpiku kości. To była jej jedyna nadzieja. Całe szczęście kaplica nie była zamknięta. Aniołowie ufali sobie nawet jeśli ktoś złamał prawo. Rzadko, kiedy to się jednak działo. Jeżeli anioły odchodziły to tylko w drugą stronę, do piekła. Nałożyła na siebie szary płaszcz i narzuciła kaptur. Niebo przypominało małą ziemię, ale powietrze było czystsze, podobnie jak brukowane uliczki i nieskazitelna roślinność. Jeśli coś się zepsuło to od razu naprawiało. Chwilami to wszystko było monotonne. Ona sama czuła się znudzona. Potrzebowała czegoś więcej. I teraz dostała szansę. Wyminęła złote bramy nieba. Tuż przy nich powitała Piotra, który był Odźwiernym i ich bronił. Nie zatrzymywał jej. Dalej prowadziła skalista ścieżka skąd zaczynały się góry. To było miejsce wielu brutalnych walk, gdy Lucyfer próbował wedrzeć się do bram nieba. Nie pamiętała tych czasów, ale można było sobie wyobrazić, co tu się działo. Nawet ziemia mocno ucierpiała. Osobnik, którego poszukiwała mieszkał w jaskiniach nad jeziorem. Odnalazła je bez trudu, chociaż drżała ze strachu. Widziała go tylko raz. Nazywał się Mefistofeles i był wygnanym synem Lucyfera i Evy. Nie był demonem, ani aniołem. Jego narodziny nie wróżyły nigdy nic dobrego, ale nie robiono nic, by mu przeszkodzić. Nie należał do przystojnych osób. Był dość niski i zgarbiony, nosił na sobie stare brudne szmaty i strasznie do niego śmierdziało. Podobno to skutek klątwy Lucyfera, by nie był potężniejszy od niego. Jednak pewną moc zachował. Był wizjonerem. Nie był zaskoczony jej widokiem. Uśmiechnął się jedynie i pokłonił drwiąco.

- Wiedziałem, że przybędziesz – odezwał się robiąc miejsce w ponurej jaskini. Nie było tu za wiele wygód. Krzywy stół, prycza na której leżał stary koc i jakieś podniszczone naczynia. – I wiem po, co przybywasz, Arakiel. Pytanie tylko, czy jesteś na to gotowa?

- Tak – zdenerwowana przełknęła głośno ślinę. Była gotowa. Jak najbardziej gotowa. Pragnęła wiedzieć, co robić i tylko Mefistofeles mógł jej pomóc. Pragnęła powstrzymać koniec świata. – Jestem pewna

Mefistofeles również kiwnął głową. Ogień nad paleniskiem zapłonął nim zdołała mrugnąć. Zadrżała, gdy podszedł i wyrwał jej jedno pióro. Zabolało, ale nie wydała protestu. Mefistofeles wrzucił pióro do parującego kotła i nakazał podejść bliżej. Zrobiła to niechętnie. Obserwowała jak coś tam z zapartym tchem mówił do siebie i wrzucał dziwne rzeczy. Następnie zamieszał w kotle i część płynnego wywaru nalał do szczerbatego kubka. Zapach nie był przyjemny.

- Wypij, a prawda ci się ujawni – ponowne skinienie głowy. Nie ufała mu, ale nie miała wyjścia. Gdzieś w głowie słyszała rozpaczliwy głos Castiela. Przez połączenie próbował się z nią porozumieć. Wywaliła go ze swoich myśli. Przytknęła kubek do ust i wychyliła okropną zawartość. Poczuła dziwne uderzenie gorąca, a potem fala bólu otępiła jej ciało. Upadła na ziemię krzycząc rozpaczliwie. Wzywała demona na pomoc, ale jedynie stał z boku i przyglądał się jej. Miała wrażenie, że umiera. Nigdy jeszcze nie czuła takiego bólu. Błagała o litość, a z jej oczu ciekły łzy. Niespodziewanie wszystko zanikło. Jej ciało ponownie zadrżało, ale ból ustąpił. Chciała coś powiedzieć jeszcze, ale wszystko wokół niej się rozstąpiło. Pochłonęła ją ciemność, która kryła za sobą przeznaczenie...

Jeźdźcy ApokalipsyWhere stories live. Discover now