Rozdział XVII.

223 43 19
                                    

– To skąd jesteś Agonoize? – spytała Emi

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

– To skąd jesteś Agonoize? – spytała Emi.

– A wy?

– Nie wiesz, że nie należy odpowiadać pytaniem na pytanie? – wtrącił się Sławek, który od pierwszej chwili nie krył niechęci do Adama.

Eliza przeczuwała, że zaraz może wybuchnąć kłótnia i chciała już wracać do namiotu. Wykończyło ją bieganie od sceny głównej do hangaru oraz spacery po stoiskach, z depczącym po piętach Adamem. Dawno nie czuła takiej irytacji na amory kogoś, kto wyraźnie nie łapał, że nic z tego nie będzie. Jeśli wcześniej miała jeszcze jakieś nadzieje, że pozostaną dobrymi internetowymi znajomymi, to po jego nachalnym zachowaniu, wyparowały jak kamfora. Dwa „chrzczone" wódką piwa i kilka łyków absyntu, którym poczęstowała Dominika, buzowały jej w głowie i zadziałały jak mieszanka wybuchowa. Była już nieźle wstawiona, a Adam wciąż nie odpuszczał. W którymś momencie, kiedy znowu poczuła jego lepkie ręce, dużo nie brakowało, a krzyknęłaby albo go uderzyła. W dodatku telefon był martwy i nie doczekała się wiadomości od Krzysztofa, co jeszcze bardziej ją denerwowało. Wmawiała sobie, że miał na głowie ważniejsze sprawy od niej, ale i tak dręczyło ją nieprzyjemne ukłucie rozczarowania.

– Nie wiem jak wy, ale ja z chęcią bym się już położyła – oznajmiła, siląc się na spokojny ton.

– To jak, wpadniesz do mnie na chwilę? – Adam jak głuchy, ignorował Sławka i przyglądał się jej z wyczekiwaniem. – Potem cię odprowadzę – dodał naprędce.

– Sorry, ale nic z tego, brachu – wtrącił się ponownie Sławek. – Nie znam cię, a to ja zawsze mam dziewczyny pod opieką, kiedy są wypite, więc wraca z nami. Chyba że zapraszasz nas wszystkich, to w takim razie, prowadź. – Uniósł znacząco brwi i machnął ręką.

Eliza łypnęła zdziwiona na Sławka, który kolejny raz mile ją zaskoczył. Jako jedyny był trzeźwy i miał głowę na karku. Adam z kolei na pewno miał świadomość, że przeholowała z alkoholem i nie trafiłaby z powrotem do namiotu, a przecież nie mógł wiedzieć, gdzie się rozbili...

– Nie, dzięki, ale Eliza może odpowiedzieć za siebie. – Podniósł się z ławki i pochylił nad stołem.

– Nie mam ochoty i chce mi się spać – odparła, nie mogąc już patrzeć w jego maślane oczy.

– W takim razie, do kiedyś tam, gwiazdo. I zadzwoń czasem – pożegnał się, po czym oddalił i po chwili zniknął w mroku rozpraszającego się tłumu.

– Je zu, co za ciężki do opanowania muł – jęknęła Emi. – Idę o zakład, że gdyby nas nie było, zaciągnąłby cię do swojego namiotu i pożarł w całości. Nie umiesz być w takich sytuacjach asertywna – skwitowała.

Eliza nie chciała go bronić, ale uwaga przyjaciółki ją ubodła.

– Przecież odmówiłam, nie? – odparła, niezbyt trzeźwo. – Wczoraj wydawał się miły i nie muszę być dla każdego suką – dodała.

Manufaktura osWhere stories live. Discover now