Rozdział 2

2.7K 181 85
                                    

Tamara

Usiadłam na krzesełku pod ścianą. Oddychaj Tamara, oddychaj – powtarzałam sobie. To spotkanie było jak grom z jasnego nieba. Właściwie czego się spodziewałam? Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie. Vivian nie ukrywała tego, że Richard przyjeżdża do domu w odwiedziny. Chociaż, że celem jego przyjazdu jest przedstawienie rodzicom nowej narzeczonej, dowiedziałam się przypadkiem, kiedy Vivian mówiła o tym Maggie. Czy mnie to zabolało? Oczywiście, że mnie zabolało! Jak diabli, choć za wszelką cenę próbowałam nie okazywać tego po sobie.

Mimo wszystko nie spodziewałam się, że tak szybko wpadniemy z Richardem na siebie. W naszym malutkim miasteczku nie łudziłam się, że do tego nie dojdzie, jednak liczyłam na to, że uda mi się to odwlec. Vivian wzięła nawet urlop, żeby Richard przypadkiem nie wpadł na pomysł odwiedzenia jej w przychodni. To był dobry plan. Ciekawe, co poszło nie tak? Oczywiście oprócz tego, że psiaka pogryzł jakiś kundelek.

Nie miałam zamiaru ukrywać się przez dwa tygodnie przed Richardem i jego dziewczyną. W końcu byliśmy dorośli, a ja nie zrobiłam nic złego, ale nie oszukujmy się, byłam pewna, że każde spotkanie z nim przyniesie jedynie ból, a wszystkie wspomnienia odżyją na nowo. Wcale się nie pomyliłam. Co dziwne, kiedy się nachyliłam nad yorkiem, a do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach Richarda, pierwsze wspomnienie, jakie do mnie wróciło, to nasz taniec na balu, kiedy wyznał mi swoje uczucie. To było podczas tamtych wakacji, od których wszystko się zaczęło.

Starałam się nie przyglądać Richardowi, ale nie uszło mojej uwadze, że zmienił się. Zmężniał. Jego włosy były idealnie ułożone. Twarz zdobił kilkudniowy zarost. W brązowych oczach nie było tych charakterystycznych iskier. Może tylko przez chwilę, kiedy powiedziałam, że musi zapłacić za wizytę. Co on sobie wyobrażał? Myślał, że za darmo udzielę pomocy tej paniusi i jej psu? Zwłaszcza, że to ta panikara potrzebowała bardziej wizyty u specjalisty, niż futrzak.

Właśnie. Narzeczona Richarda. Nic mi nie zrobiła, a już jej nie lubiłam. Może to przez to, jak rozczulała się nad tym psiakiem, aż mi go było żal. Tego typu zachowania właścicieli potrafią jedynie wyrządzić krzywdę psu.

Rude, kręcone włosy, miała spięte w wysoki kok. Ubrana była bardzo elegancko, jak przystało na prawniczkę i córkę właściciela kancelarii adwokackiej, w której pracował Richard. Obcisła spódnica, jedwabna zwiewna bluzeczka i buty na wysokim obcasie, ciekawe jak w nich będzie zwiedzać okolicę. Lada moment zaczną się upały, więc lepiej niech zacznie nosić się luźniej. Nie uszedł mojej uwadze pierścionek na serdecznym palcu. Cienka obrączka, zapewne z białego złota, z dość sporym brylantem. Nawet nie chcę wiedzieć, ile ziemi musiał sprzedać ojciec Richarda, żeby syn mógł kupić taki pierścionek. Zupełnie nie był w moim stylu.

Mój pierścionek był zupełnym przeciwieństwem, choć również z białego złota. Był bardziej fikuśny, z kilkoma małymi kamykami. Zastrzegłam sobie, że mają to być cyrkonie, nie diamenty. Zastanawiało mnie, co się z nim stało, po tym jak odesłałam go w kopercie do Richarda na adres w Nowym Jorku. Nigdy nie dowiedziałam się nawet, czy tam dotarł.

Do gabinetu wszedł Nick trzymający jakieś dokumenty w ręce. Na mój widok zatrzymał się w połowie drogi.

– Hej, Tamara, wszystko w porządku? Jakaś blada jesteś – stwierdził blondyn.

Nick był trzecim weterynarzem pracującym w przychodni. Vivian zatrudniła go jakieś pół roku temu. Miał typową urodę surfera, rozmierzwione blond włosy oraz niesamowicie błękitne oczy. Opalenizna, która nigdy nie schodziła z jego skóry i rząd równiuśkich, białych zębów, które ukazywał przy każdym uśmiechu. Szybko się zaaklimatyzował w Day Town, choć morza i fal nie mógł tu uraczyć.

– To przez tych klientów? Coś się stało? Kto to był?

– Nikt – odparłam trochę bardziej szorstko, niż zamierzałam.

– Zaraz, a to nie był czasem syn Vivian? – ciągnął, jakby nic nie rozumiał. – To z nim byłaś kiedyś zaręczona?

Posłałam chłopakowi mordercze spojrzenie, aż się skrzywił. Gdyby wzrok mógł zabijać, leżałby już tu trupem.

– Oh. – Chyba nareszcie zrozumiał, jak daleko zabrnął. – To dlatego Maggie chciała, żebym to ja ich przyjął.

Faktycznie Maggie przyszła do biura i poinformowała Nicka, że musi przyjąć pilnych klientów, ale kiedy wyszła, powiedziałam mu, że się tym zajmę, bo akurat był w trakcie sprawdzania stanu leków. Dlaczego muszę mieć zawsze takiego pecha?

– W porządku. – Podniosłam się wreszcie z krzesełka i chwiejnym krokiem ruszyłam do wyjścia z gabinetu. – Mówiłam, że to nie był nikt ważny.

Kiedy mijałam Nicka, ten złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie.

– Jeśli chciałabyś z kimś porozmawiać, jestem do twojej dyspozycji w każdej chwili – powiedział cicho.

W odpowiedzi posłałam mu tylko delikatny uśmiech i wyszłam z pomieszczenia. Za chwilę miałam robić operację kota, a potem czekało mnie jeszcze mnóstwo pacjentów. Wszystko, byle tylko nie myśleć i nie czuć tego bólu w sercu.

***

Media: Cher "You haven't seen the last of me", powrót starej, dobrej Cher.

Tamta miłość ✔Where stories live. Discover now