Rozdział 10

2.5K 168 98
                                    

Tamara

Obudziłam się jakoś o dziewiątej trzydzieści, a właściwie obudził mnie dzwoniący telefon. Spojrzałam na ekran. To była Molly. Przeklęłam pod nosem. Miałam wolny dzień i nie miałam najmniejszej ochoty wstawać tak wcześnie. Wzięłam kilka dni wolnego w przychodni właśnie po to, żeby mieć święty spokój. Nie miałam ochoty widzieć się z kimkolwiek, zwłaszcza natrafiać na Richarda czy Chrisa. To wszystko mnie przerastało.

Każde moje spotkanie z Richardem bolało, ale najgorszy był fakt, że to nie był ból spowodowany tym, co nas spotkało, ani tym jak się zakończył nasz związek. Cierpiałam, bo Richard nie był już mój. Jego dłonie, usta, dołeczki w policzkach i iskry w oczach, to wszystko należało teraz do tej rudej czarownicy. Widzieliśmy się dopiero dwa razy, a za każdym razem chciałam dotknąć jego umięśnionych ramion, pocałować pełne usta i wbić palce w jego włosy. Dlatego postanowiłam przeczekać wszystko, zakopując się pod kołdrą, ewentualnie zajadając się lodami czekoladowymi i zapijając smutek czerwonym winem. Jak typowa kobieta ze złamanym sercem.

Telefon zadzwonił ponownie. Molly rzadko kiedy wydzwaniała tak do mnie. To było podejrzane, więc postanowiłam odebrać.

– Tamara, nareszcie! – Usłyszałam w słuchawce głos przyjaciółki. – Jesteś w domu czy w pracy? Z resztą nie ważne – nie czekała na moją odpowiedź – potrzebuję twojej pomocy!

– Jestem w domu. Co się dzieje? – wychrypiałam i przetarłam dłonią zaspaną twarz.

– Błagam cię przyjedź do mnie, jak najszybciej.

Molly nie była histeryczką. Musiało stać się coś złego skoro dzwoniła do mnie spanikowana. Zerwałam się z łóżka i w ciągu piętnastu minut byłam już gotowa do wyjścia. Sama droga zajęła mi dosłownie kilka minut samochodem. Tym sposobem już po chwili dzwoniłam do drzwi domu, w którym mieszkała razem z mężem i dzieciakami. Molly praktycznie natychmiast otworzyła, jakby czekała tylko na mój przyjazd. Trzymała na rękach dwuletniego Deana, który płakał wniebogłosy. Na kanapie, przed telewizorem siedziała słodka blondyneczka, Nela, która niedawno skończyła cztery lata. Oglądała jakieś bajki puszczone na cały regulator. Generalnie w mieszkaniu panował harmider i bałagan. Zawsze zazdrościłam Molly takich fajnych dzieciaków, ale z drugiej strony współczułam jej. Różnica wieku między dzieciakami była tak mała, że ledwie to ogarniała.

– Tamara, jak dobrze, że jesteś. Musisz mi pomóc. Zostać z dzieciakami. Pogotowie zabrało mojego tatę do szpitala. Mama dzwoniła. To najprawdopodobniej zawał. Muszę pojechać z mamą do szpitala, wszystkiego się dowiedzieć. Matt jest w pracy, będzie mógł się zwolnić dopiero za kilka godzin. Nie mam z kim zostawić dzieci. Proszę, zostaniesz z nimi? – Molly wyrzuciła z siebie cały potok słów. Była blada i bardzo przejęta.

– Jasne – wydukałam z siebie zszokowana. – Jedź. Wszystkim się zajmę. – Zabrałam Deana z rąk jego mamy. Nie do końca byłam pewna, czy sprostam temu zadaniu. Jednak nie mogłam zostawić przyjaciółki w potrzebie.

– Dean marudzi, bo jest śpiący. Pewnie czuje też moje zdenerwowanie. Ponoś go chwilę, uspokoi się i zaśnie. Tylko nie zapomnij założyć mu do spania pieluszki. Nela zjadała przed chwilą śniadanie, możesz jej pokroić jakieś jabłko albo dać banana, tylko żadnej czekolady. Jeśli Matt nie zdąży wrócić do południa, to w lodówce jest dla nich zupka. Dzięki Tami, jestem twoją dłużniczką. – Po tych wyczerpujących instrukcjach, które jedynie mi namąciły w głowie, Molly złapała za swoją torebkę, ucałowała dzieci i wyszła.

Zostawiła mnie stojącą na środku pokoju, z płaczącym dzieckiem na rękach i z drugim wlepiającym we mnie swoje śliczne, niebieskie, nieco przerażone ślepia. Byłam zupełnie zdezorientowana. Rozejrzałam się dookoła. Wzięłam głęboki wdech. Odłożyłam swoje rzeczy na stolik przy drzwiach. Cały czas bujając Deana, podeszłam do telewizora i go wyłączyłam. W pokoju zapanowała niepokojąca cisza.

Tamta miłość ✔Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang