6

65 7 2
                                    

Minął prawie tydzień odkąd Anastazja i Albert zawarli ten dziwaczny układ z byciem przyjaciółmi. Jednak dziewczyna nie potrafiła, a nawet nie chciała, z dnia na dzień zmieniać nastawienia. Chłodną uprzejmość zastąpiła uprzejmością z nutką sympatii, ale to wszystko. Jakoś nie była skora do bliższego poznawania księcia, bo po co? Przecież i tak miał niedługo wyjechać i prawdopodobnie nigdy już ich drogi się nie skrzyżują. Dlatego niezmiernie dziwiło ją zachowanie mężczyzny, który co rusz ją zagadywał i pragnął spędzić wspólnie czas, tłumacząc się, że przyjaciele tak właśnie robią, więc czemu oni mieliby nie?

— Dziwny jest, nie mam pojęcia o co mu chodzi – powiedziała do Grace, kiedy pomagała jej spakować swój kufer, gdyż kuzynka już musiała opuścić dwór.

— Wiesz, Ano, moim zdaniem za to, co zrobił, powinnaś za niego wyjść bez gadania – odparła Grace, z trudem maskując uśmiech na ustach. Anastazja wywróciła oczami i rzuciła w nią kapeluszem, który powinien wylądować w bagażu.

— Nie wiem, co ty masz w głowie, Grace. Właśnie o to chodzi, że nie będzie żadnego ślubu. Mogę się odwdzięczyć ładnym uśmiechem – zażartowała. – Choć teraz, gdy nie jest moim potencjalnym kandydatem, da się go nawet polubić.

— W końcu zauważyłaś, jak przystojny jest? – zaciekawiła się Grace.

— Grace, przestań! – zaśmiała się. – Jesteś nieznośna! A Albert nie jest w moim typie.

— Akurat Albert jest w typie każdej niewiasty – przekonywała kuzynka. Oparła się wygodnie na poduszkach i mówiła z rozmarzeniem: – Te umięśnione ramiona, ostre kości policzkowe i te niebieskie oczy. A widziałaś jak się uśmiecha? Ile bym dała, by to do mnie się tak uśmiechał...

— Przestań, dziwnie się czuję, gdy mówisz do mnie takie rzeczy – poprosiła Anastazja, kręcąc głową.

Grace zaśmiała się, odrzucając głowę do tyłu.

— To się nazywa zazdrość.

— Raczej zażenowanie.

— Nazywaj to jak chcesz, ale przestań się już tak rumienić – odparła Grace, wracając do przerwanego zajęcia. Anastazja przyłożyła dłonie do policzków i zauważyła, że faktycznie są rozgrzane. Wcale nie była zazdrosna o Alberta, w końcu zapierała się rękami i nogami przed kontaktem z nim. Po prostu czuła się nieswojo z faktem, że Grace wzdychała do mężczyzny, za którego miała wyjść.

— Lepiej skończ pakowanie, bo zostawią cię tu, nie daj Boże.

Grace wywróciła jedynie oczami na komentarz kuzynki. Wiedziała, że wcale nie miałaby nic przeciwko jej dłuższemu pobytowi na dworze. Anastazja czasem okropnie się nudziła i brakowało jej rodzeństwa, któremu mogłaby dokuczać i spędzać czas.

Po wyjeździe kuzynki jednak nie miała wyjścia i jej głównym towarzyszem był właśnie Albert. Ten obawiał się, że królewna postanowiła po prostu przeczekać jego obecność w zamku. W takich chwilach wolał, gdy była pyskata i co rusz wpadała na nowy pomysł. Ciągle szukał okazji, by się do niej zbliżyć. Trochę irytowało go to, że była taka spokojna. W jego głowie zaświtała myśl, by ją zdenerwować, by w końcu uzyskać jakąś dynamiczną reakcję. Uświadomił sobie jednak, że to by wcale mu nie pomogło, dlatego wpadł na inny pomysł. Postanowił trochę zmienić myślenie z dorosłego na poziom Anastazji.

Dlatego właśnie tego ranka, gdy wstał o świcie, poszedł do komnat Anastazji. Jeśli pomyślicie, że był zdesperowany, macie rację. Chciał sprawić, by królewna naprawdę go lubiła, już nawet nie myślał, by go pokochała, nie wymagał tak wiele. Choć to bardzo ułatwiłoby całą sprawę.

PrzekoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz