Jemioła

62 2 0
                                    

Wyjeżdżam na podjazd i widzę auto Maćka. Wyjmuję z bagażnika wszystko i wbiegam do domu z prędkością światła. Przelotnie witam się z parą i lece do pokoju. Rzucam wszystko na łóżko wraz z papierem do pakowania. Podchodzę do szafy i szukam czegoś co pasowało by na dzisiejszy dzień. Jansy i T-shirt odpada. Mam! Wyciągam z szafy koszule i spodnie od garnituru. Bomba. Pakuje prezenty oczywiście oprócz miska. Zabieram wszystko i schodzę na dół do salonu gdzie siedzi Andzia i Maciek.
- Gotowi?
- Tak ale mamy mało czasu. Jest już późno.
- To, która jest?
Spoglądam na zegarek i nie wieżę.
- Co? Przecież jest już po osiemnastej. Jesteśmy spóźnienie.
- Uspokuj się. Justyś dzwonił i powiedzieliśmy, że nie damy rady. Przesuneliśmy trochę kolację ale już musimy się zbierać.
- Ok chodźcie.
- Już, już spokojnie. Jedziemy i tak osobno. Bo my tu wracamy.
- Ok.
Ubieram płaszcz i zabieram wszystko. Ponownie wkładam do bagażnika oprócz jednego pudełeczka, które wsuwam do kieszeni płaszcza. Wsiadam do auta i ruszam z podjazdu. Jeszu jaki przypał Justyna tam czekała na nas a my co? Ehh... po kilku minutach jestem na miejscu. Parkuje i wyjmuję prezenty. Wchodzę do środka i udaje się do salonu. Patrze w stronę kominka i widzę przepięknie ubraną choinkę. Podchodzę do niej i kładę prezenty.
- O już jesteś.
Słyszę za plecami odwracam się i szczęka mi opada. Boże czy ja umarłem? Bo widzę aniołka. Justyna ubrana jest w czarna przyległą do jej ciała sukienkę, która idealnie podkreśla jej kształty. Do tego te wycięcia. Piękny makijaż. Mmmm cudo.
- Tttak. Wowwwww pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. Ty też nawet nieźle się prezentujesz.
- Ooo dziękuję.
Justyna podchodzi do choninki i kładzie swoje prezenty. Spogląda na kolorowe drzwko i gdzieś biegnie. Po chwili wraca z gwiazdą w ręce.
- Tego mi brakowało.
Podchodzi do mnie i patrzy bałagalnie.
- Pomożesz mi? Proszę.
- Jasne. Tylko jak?
-  Przytrzymaj mi krzesełko.
- Ok.
Justyna wchodzi na krzesło i staję na palcach.
- Kurczaczki nadal jestem za niska.
- Chyba mam na to sposób.
Podchodzę do niej blisko i...
- Ja... aaa puść mnie.
Łapę ją w tali i podnosze. Wierci i rzuca się strasznie.
- Nie wierć się bo spadniesz. Dziewczyna zastyga i trzyma się mojego barku jedną ręką a drugą wiedza gwiazdę. Gdy ozdoba jest na swoim miejscu. Obniżam ją tak, że teraz jej buzia jest na wysokości mojej buzi. Dziewczyna kładzie mi obie dłonie na barkach. Patrzymy sobie w oczy. Ona uśmiecha się i całuje mnie w policzek. Obejmuje ją jeszcze mocniej jak by była zjawą lub snem. Patrze na jej usta. Są takie duże a ta czerwień podkreśla je jeszcze bardziej. Przybliżam się do niej. Dzielą nas milimetry. Już jestem tak blisko skosztowania ich i...
- Jesteśmy!!!
Kurwa oni mają wyczucie czasu.
- Salon!!!
Odkrzykuje im Justyna i patrzy na mnie rozbawiona.
- Mają wyczucie czasu.
- Noooooo.
Oboje wybuchamy śmiechem. Po chwili w salonie pojawia się nasza parka.
- Uuuaaa a co tu zaszło? Przeszkadzamy wam w czymś?
- Nic i nie.
Odpowiadamy oboje na co całą czwórka wybucham śmiechem.
- Mhm właśnie widzę papurzki.
- No nic a nic. Prawda Kubusiu?
- Prawda Perełko.
Szczerze się jak pojebany.
- Tak wogóle to spójrzcie w górę.
Oboje podnosimy głowę. Nad nami wisi jemioła. Justyna parzy na mnie.
- Kto to tu powiesił?
Pyta rozbawiona.
- Nie mam pojęcia. Napewno nie ja.
- To teraz pewnie chciał byś całusa?
- Zgadłaś Perełko.
Justyna całuje mnie w policzek a trzeba było przekręcić głowę ehhh... Opuszczam ją na podłogę. Podchodzimy do stołu i każdy bierze po opłatku.

Ps. Kocham cię...Where stories live. Discover now