Rozdział 14 "Polizane zaklepane"

3.4K 228 160
                                    


- Braterska kłótnia? - zapytała zdziwiona Martina wpychając sobie do ust kawałek kurczaka nabity na końcówkę widelca. Rzuciłem wściekłe spojrzenie bliźniakowi, który usadowił się naprzeciw mnie i ściskał w dłoni butelkę z wodą, łypiąc na mnie spode łba.

- Spytaj Davida - mruknął wypranym z emocji głosem używając pełnej wersji mojego imienia.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak bardzo się pokłóciliśmy. Nie jestem pewien, czy w ogóle kiedykolwiek miało coś takiego miejsce. Ale wiem na pewno, że byłem na niego potwornie zły za reakcję, jaką otrzymałem na moje ciężkie dla mnie wyznanie.

- Chyba sobie ze mnie żartujesz? - zapytał wtedy kompletnie zrezygnowany, a ja, poniekąd przygotowany na podobne słowa, starałem się zachować pozory i nie rozpłakać jak dziecko.

- Nie żartuję. Mówię prawdę, Dan. Chyba naprawdę lubię go trochę bardziej niż powinienem, ale...

- Ale co? Chcesz mi powiedzieć, że jesteś gejem, który zakochał się w możliwie najgorszym typie, jaki chodzi po tej ziemi? Czy ty w ogóle myślisz? - Gdy teraz przypominałem sobie to, co do mnie mówił nadal czułem, jak każde słowo uderza we mnie z siłą samolotu. - To on ci to wmówił, prawda? A może coś ci zrobił?

- Nic mi nie zrobił. To moje uczucia i miałem nadzieję, że to jakoś zaakceptujesz, ale widzę, że chyba się przeliczyłem - mruknąłem wtedy prawie płacząc i miałem nadzieję, że Danny szybko położy się spać. Nie miałem ochoty dalej toczyć tej rozmowy.

- Nie wierzę. Po prostu w to nie wierzę. Wiedziałem, że ten facet to zło wcielone, ale nie sądziłem... Od początku wydawał mi się jakiś dziwny. Mam nadzieję, że nic z tego nie będzie. - Zakończył, a jego ostatnie słowa przepełniły szalę goryczy, która powoli wzbierała w moim sercu i zepchnąłem go z łóżka wykorzystując do tego całą siłę, jaką w sobie miałem.

- Mówiłeś, że będziesz mnie zawsze wspierać - powiedziałem cicho i schowałem zapłakaną twarz w poduszkę nie odzywając się już więcej.

Gdy rano się obudziłem, Dan wyszedł już z domu. To był zdecydowanie najgorszy poranek w moim życiu.

- Halo, ziemia do Dave'a! - z nieprzyjemnych rozmyślań, które na nowo napełniały moje oczy łzami, wyrwał mnie głos Josha, który machał mi dłonią przed oczami. Wyłapałem na sobie smutny, zmartwiony wzrok Martiny i uśmiechnąłem się smutno, by jakoś poprawić jej nastrój lub chociaż do końca go nie zepsuć.

- Coś mówiłeś? - zapytałem szatyna dopiero wtedy, gdy trzasnął mi otwartą dłonią w czoło.

- Owszem. Mówiłem, że chcę z tobą pogadać i czy mógłbyś ze mną teraz wyjść, skoro i tak nic nie jesz, jak zwykle zresztą - westchnął zerkając z ukosa na pustą przestrzeń na stole przede mną, gdzie u normalnego ucznia powinna leżeć teraz taca wypełniona jedzeniem.

- Jasne - mruknąłem i podniosłem się z miejsca, zarzucając torbę na ramię. Brata nie zaszczyciłem nawet jednym spojrzeniem.

Wyszedłem ze stołówki podążając wiernie za Joshem, który prowadził mnie do nieznanego mi dotąd miejsca. Szliśmy po schodach na drugie piętro mijając po drodze klasy, w których nie miałem okazji jeszcze być, aż znaleźliśmy się w zaciemnionym końcu korytarza, który oświetlało tylko jedno niewielkie dachowe okno. Zauważyłem, że znajdowały się tak tylko jedne drzwi prowadzące do pomieszczenia dla personelu.

- Chcesz mnie tutaj zabić? - zapytałem i usiadłem na podłodze tuż pod ścianą. - Droga wolna.

- Chcę porozmawiać z tobą na osobności, a tylko tutaj mamy taką możliwość - mruknął i zajął miejsce obok mnie. - Chcę wrócić do naszej rozmowy w parku, bo wydaje mi się, że ma ona coś wspólnego z waszą bliźniaczą kłótnią. Mylę się?

Little Boy | Boys Love ✔️Donde viven las historias. Descúbrelo ahora