czy wiecie, że mrówki były pierwszymi rolnikami na Ziemi?

131 12 2
                                    

Jedną z olbrzymich zalet wspólnego wynajmowania średniej wielkości trzypokojowego mieszkania było tak naprawdę niesamowite połączenie ze wszystkimi ważnymi miejscami, przystanek tramwajowy i autobusowy na ulicy prostopadłej do tej, na której się znaleźli i nieduży dystans do kilku budynków różnych uczelni. Samo mieszkanie ulokowane było w bloku, gdzie większość okupantów zbliżała się do wieku siedemdziesięciu lat. Znajdowało się ono niedaleko głównego dworca autobusowego, połączonego ze sporych rozmiarów nowoczesną galerią handlową, wiecznie huczącą od ciągłych, lecz ściszonych rozmów, i buzującą z energią ludzi w niej przebywających.

Znaczyło to mniej więcej tyle, że trójka studentów różnych kierunków o różnych zainteresowaniach, dzieląca się jednym mieszkaniem na trzecim piętrze wcześniej wspomnianego beżowego bloku od kilku miesięcy, mogła jak najbardziej zignorować pierwszy, głośny alarm budzika ustawionego na godzinę 6:25. Zegarek został postawiony na niziutkiej, podłużnej szafce z obuwiem, umieszczonej na lewo od drzwi, prowadzących na klatkę schodową. Dźwięk alarmu jednak był nieznośny do tego stopnia, iż z mas poduszek i kołder na trzech pojedynczych, drewnianych łóżkach dobywały się jedynie jęki niezadowolenia i niskie mruczenie, gdy jedyny mężczyzna w tym towarzystwie próbował zatkać uszy poduszką, ale jego wielka dłoń natrafiła na szarego, pluszowego nosorożca, nazwanego pieszczotliwie Belial. Belial nigdy nie był zbyt silny, nie chodził na siłownię i nie odżywiał się dobrze, dlatego również został ofiarą niespodziewanego ataku i bezdźwięcznie spadł na zakurzone panele w pokoju. Nie wstał z ziemi aż do popołudnia, gdy wreszcie ktoś się nad nim zlitował.

Głośny, wnerwiający alarm dalej wył w najlepsze, wyśpiewując niby wesoło melodię „Happy Song" Bring Me The Horizon.

Wszystko na nic.

- Nikt nie ma zamiaru wstać, co nie? - Ze średniej wielkości pokoju, znajdującego się najbliżej malutkiej kuchni, a najdalej od drzwi wejściowych, można było usłyszeć kobiecy, trochę zachrypnięty, senny głos, wyrażający zmęczenie wszystkim wokół. Przez krótką chwilę od jej wypowiedzi słyszalny był jedynie szelest kołdry i skrzypienie łóżka, a następnie bliżej nieokreślona osoba bardzo niewyraźnie odpowiedziała na widocznie głupie pytanie:

- Jazne, że nje.

Kobiecy głos westchnął przeciągle, zawiedziony takim rozwojem wydarzeń, lecz szybko się otrząsnął i z pewnymi niewielkimi trudnościami wygramolił się z łóżka, zakładając na swoje nogi różowe kapcie w kształcie jednorożca z białym rogiem. „Happy Song" było zapętlone, a sześcienny budzik wciąż wibrował i buczał hałaśliwie, prawie strącając klapek z górnej półki. We framudze ciemnobrązowych drzwi na końcu korytarza stanęła właścicielka przecudownych kapcioszków i kobiecego głosu - wciąż niesamowicie zaspana przecierała szare oczy prawą dłonią, drugą próbując w tym czasie odgarnąć blond grzywkę z twarzy. Nim powłóczyła nogami, by dotrzeć do szafki z butami, a tym samym do źródła ich irytacji, przeciągnęła się raz, prawie dotykając sufitu. Była nawet wysoka, o przeciętnej sylwetce, lecz z umięśnionymi nogami i ramionami. Wciąż w swojej piżamie w kotki podeszła do alarmu i chwilę majstrowała z tym przeklętym mechanizmem, starając się go wyłączyć.

Gdy wreszcie skutecznie go uciszyła i budzik przestał wyć głosem Olivera Sykesa, wybiła godzina 6:38.

Dziewczyna głośno ziewnęła raz jeszcze i po drodze, gdy wracała powoli do swojego przytulnego pokoju, zerknęła do pomieszczeń odzwierciedlających charaktery jej przyjaciół - czyli do pokojów jej najukochańszych współlokatorów. Przestrzeń najbliżej sześciennego zegarka zajmowali jej najlepsi przyjaciele - Roman nigdy nie lubili się określać, woląc pozostać nimi, czyli wszystkim i niczym. Ich cztery kąty były niesamowicie przytulne, czerwone ściany biły po oczach swoją intensywnością, a przez wypalone świeczki dosłownie w każdym rogu miało się wrażenie, iż wkroczyło się do Hotelu Transylwanii. Aktualnie okupowane łóżko z dużą ilością puchatych poduszek było docelowo przeznaczone dla dwóch osób; obrazy dziwnych i czasem nawet przerażających osób patrzyły nierzadko gniewnie na osobę stąpającą po czarnym dywanie na środku pokoju; wszędzie walały się bibeloty, markery, pędzle, papiery, niewielkie źródła światła, jeszcze inne poduszki i sterty czystych i brudnych ciuchów, głównie w kolorach czerni i bieli. Blondwłosej dziewczynie to miejsce przypominało trochę studio tatuażu, gdzie po pierwszej wypłacie wybrała się, by zrobić swój pierwszy handpoke. Czarne, drewniane biurko, znajdujące się naprzeciwko łóżka przy oknie skrywało w sobie artyzm i potencjał mieszkającego tutaj ekonomisty. Akwarelki w wielu kolorach zostały otwarte przy brudnym słoiczku po nutelli, teraz napełnionym wodą, niedokończone portrety i tła tworzyły małe piargi, a szafa tuż obok wyglądała jak żywcem wyjęta z gotyku. Pomieszczenie to zaopatrzone było we własne lustro, lampę pierścieniową i toaletkę ze wszystkimi kosmetykami. Nie zabrakło również czerwonej półki na kilka książek i innych rzeczy w tym stylu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 18, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

oh, fuckWhere stories live. Discover now