Rozdział 4

814 103 38
                                    

  - Mamy wojnę - powiedział, pochylając się w rezygnacji nad biurkiem.
  - Z kim? - Zapytała drżącym głosem, gdy minął pierwszy szok.
  - Kojarzysz tego płonącego dupka Todorokiego? Czasami mówią na niego "Eneavor". - Widząc potakujący ruch głową, kontynuował. - Zawsze chciał zająć tereny należące do mojej rodziny, ale odkąd zostałem królem, po prostu mu odbija. Ostatnio coraz częściej wysyła wypowiedzenie wojny. Jeśli nie uzgodnię z nim warunków pokojowych w ciągu kilku dni, zacznie atak.
  - W-więc...?
  Skinął głową.
  - Te ścierwa specjalnie się "grzebały" z przekazaniem mi wiadomości, żeby Wasza Wysokość Płonąca Dupa mógł zacząć wojnę, a wtedy oni dostaną szansę na zrzucenie mnie z tronu.
  - Przecież jesteś dobrym królem - jej broda zadrżała, a oczy zaszkliły się nieco.
  - Nie martw się - odłożył już zaczęty rozkaz natychmiastowej mobilizacji wojsk, wstał i objął ramionami chlipiącą postać. - Ludzie są chciwi, lubią mieć władzę nad innymi. Takie rzeczy się po prostu zdarzają. Zobaczysz, przeżyjemy tę wojnę i znów będziemy mieć spokój.
  Mimo pocieszenia, po jej piegowatych policzkach zaczęły spływać istne wodspady.
  Bakugou odrzucił ciemny welon i spojrzał prosto w duże, okrągłe oczęta, w których nieraz gubił się akurat wtedy, gdy miał do załatwienia coś ważnego. Na przykład teraz.
  - Przestań się mazać - powiedział miękko, ocierając jej twarz. - Jesteś już dużą dziewczynką, nie wypada.
  - Przestań tak do mnie mówić! - Przełknęła jednak łzy i uśmiechnęła się słabo.
  Usłyszeli pukanie do drzwi.
  - No, idź się schowaj, pani dorosła kobieto - uszczypnął żartobliwie wciąż mokry policzek.
  Widząc, że żona ukryła się już w sypialni, otworzył drzwi i uniósł brwi, widząc posłańca, który, wciąż zadyszany, ukłonił się, czapką niemal zamiatając posadzkę, i wręczył mu czerwoną kopertę z lakową pieczęcią.
  Dopiero przypomniawszy sobie, że kazał przekazywać wszystkie listy bezpośrednio do swojej osoby, ujął przesyłkę w dłonie. Chciał przeczytać list w spokoju i pomyśleć nad przygotowaniami do wojny, ale goniec wciąż stał przed nim i wbijał wzrok w podłogę. Spojrzał na niego z irytacją. Niewiele młodszy, ale znacznie niższy i bardziej chuderlawy od niego chłopak, z szklistym spojrzeniem błądzącym po posadzce i wyraźnie wymalowanym zmartwieniem na twarzy. Najprawdopodobniej nigdy w życiu nie był nawet w pobliżu części zamku, w której mieszkała jego królewska mość.
  - Czego chcesz? - zapytał w końcu, bardzo starając się, by zabrzmiało to na tyle opryskliwie, żeby zniechęcić potencjalnego rozmówcę. Ten jednak podniósł głowę i mocnym, aczkolwiek lekko drżącym głosem zapytał:
  - Królowej nic się nie stanie?
  Zamarł na pół sekundy, zaskoczony nie tyle śmiałością, co bezczelnością pytania. Każdy przecież wiedział, że żona Bakugou Katsukiego jest chroniona nie tylko przez męża, ale także przez dziesiątki przepisów prawnych. No, i jeszcze strażników, ale to mniejsza.
  - Dopilnuję tego osobiście - rzekł zimno i zamknął drzwi tuż przed nosem chłopaka, który wyraźnie chciał powiedzieć coś jeszcze.
  Już miał wyjąć kartkę z koperty, gdy pukanie do drzwi rozległo się ponownie. Zgrzytnął w irytacji zębami, ale sięgnął do klamki, chociażby po to, by nawrzeszczeć na upierdliwca. Gjednak, gdy korytarz stanął otworem, a on już otwierał usta, zamarł i zapatrzył się z uniesionymi brwiami na kolejny list, trzymany w drżących dłoniach.
  - Coś jeszcze? - zabrał mu kopertę o niepokojącym wyglądzie.
  Słysząc odpowiedź przeczącą, odprawił chłopaka i zamknął drzwi. Usiadł przy biurku, z coraz szybszym biciem serca obracając w palcach nietypowy list. Miał wrażenie, że jeszcze zanim go otworzy, padnie na podłogę i już się nie podniesie. Czuł pot na czole i plecach, chociaż dłuższą chwilę nie mógł zorientować się, czemu. Potem jednak informacja zarejestrowana przez jego umysł w podświadomości dotarła do niego i sprawiła, że tylko bardziej się przeraził.
  Ta wstążka, przyklejona do koperty woskiem z pieczęcią. Jej kolor. Ten symbol...
  Nie może być...
  - Kacchan?
  Wzdrygnął się i odruchowo wsunął list między inne. Dopiero wtedy spojrzał na chłopaka, który był wyraźnie zaniepokojony.
  - Co robisz? - spytał, podchodząc.
  - Myślę nad planem odpowiedzenia na atak króla Płonąca Dupa... - spojrzał przelotnie na kopertę, wciąż majestatycznie zalakowaną.
  Midoriya uniósł jedną brew.
  - Dostałem list od Unii - westchnął wreszcie Bakugou i wyciągnął feralny list spomiędzy innych.
  - Otworzysz go? - zainteresował się.
  - Muszę - mruknął z rezygnacją. Chwilę obracał papier w palcach, po czym odetchnął i otworzył ją... - Niech to szlag - warknął, bardziej zaskoczony niż zirytowany, po przeczytaniu treści kartki.
  - Co? - przysunął się jeszcze bliżej, ale wciąż nie potrafił czytać dostatecznie szybko, by zorientować się, o czym jest list, zanim chłopak odłożył go na biurko.
  Chwilę milczał.
  - Będę musiał wyjechać - powiedział wreszcie, wstając.
  - Na jak długo? - zielone oczy rozszerzyły się w niezrozumieniu. Czemu powiedział to w liczbie pojedynczej? Przecież wszędzie chodzili razem...
  Odgarnął mu welon z twarzy i spojrzał swoimi rubinowymi oczyma, teraz pełnymi żalu.
  Wszędzie...
  Delikatnie ucałował go w czoło.
  Prawda?
  - Zajmie to najwyżej dwa dni, ale i tak... - westchnął Bakugou i znowu usiadł za biurkiem, starając się skupić na liście od Endeavora.
  - Kiedy wyjeżdżasz?
  - Jutro o... - zamyślił się chwilę - dzisiaj wieczorem.
  - Och.
  - Mógłbyś mi pomóc? - odezwał się po dłuższej chwili niezręcznej ciszy, zdecydowanie zbyt nieśmiało jak na siebie.
  Skinął głową, również nie patrząc rozmówcy w oczy.
  - Wiesz, że masz zostać w pokoju i nie wpuszczać nikogo, kto nie będzie znał hasła - bardziej stwierdził, niż zapytał - i to tylko wtedy, kiedy przyniosą ci coś potrzebnego.
  - Wiem... - zielona grzywa przysłoniła jego twarz.
  - Dałbym ci jakiegoś zaufanego strażnika... - zastanowił się - ale takiego nie posiadam. - Rozejrzał się po gabinecie. - Zablokuję okna.
  - Po co? - Midoriyę szczerze rozbawiła ta gorliwość. - Naprawdę myślisz, że komuś chciałoby się wdrapywać po całkiem płaskiej ścianie tylko po to, żeby mi coś zrobić?
  - Tak - odparł prostodusznie i po kilkunastu minutach pisania rozkazów i rozsyłania ich do wszystkich jednostek, rzeczywiście zabrał się do pracy. Teoretycznie mógłby tu kogoś wezwać, aby to zrobił, no ale to przecież, cóż, niezgodne z prawem. W końcu była tu królowa.

* * *

  Ciężko dysząc, zawisł tuż pod kamiennym parapetem. Jeszcze przed chwilą przemykał między nieświadomymi niczego strażnikami, a teraz już był u swego celu. Spojrzał jeszcze w dół, by upewnić się, że nikt nie zobaczy, po czym podciągnął się ostatni raz. Gdy kucnął tuż przy szybie, skrzywił się nieznacznie i wyciągnął nóż. Był specjalistą, ale i tak zdjęcie, albo chociaż unieszkodliwienie blokady powinno zająć mu trochę czasu. Zaklął pod nosem i ostatni raz obejrzał się na strażników. Króla nie było od wczoraj, więc raczej są już bardziej rozluźnieni. Ale i tak istnieje możliwość, że go usłyszą.
  Po kwadransie prób wciśnięcia ostrza między dwie kluczowe deseczki, często przerywanych, gdy serce podchodziło mu do gardła przez kogoś, kogo kroki usłyszał tuż pod sobą, blokada ustąpiła. Z szaleńczym uśmiechem zwycięstwa otworzył okno i wślizgnął się do wnętrza. Chwilę stał jak słup, skryty pod ciężką kotarą, ale, zrozumiawszy, że nikt go nie zauważył, wyszedł zza niej, przymykając okno, i podszedł do wielkiego łoża. Odsunął zasłonę i zapatrzył się w niewielką postać na łóżku, skuloną, pogrążoną w niespokojnym śnie i samotną. Aż nie mógł powstrzymać żalu. Naprawdę miał zabić tak bezbronne stworzenie?
  Wiedział, że nie powinien, że nie może, ale nie mógł się powstrzymać, by nie odwinąć nieco kołdry. Z uwielbieniem studiował nagie ramiona i pierś skrytą pod śmieżnobiałym jedwabiem. Nie oglądając się na konsekwencje, zdjął z postaci całą kołdrę. Ta zadrżała i skuliła się bardziej, jednak nie wyglądała, jakby miała się obudzić. Było mu to na rękę, przecież niecodziennie widzi się taką piękność...
  Był całkowicie zafascynowany najdrobniejszymi stopami, jakie widział w życiu, gdy jego wzrok padł na różowe usta, widoczne spod przekrzywionego welonu. Zaślepiony pożądaniem, złapał go i odwinął, by zobaczyć twarz królowej w całej okazałości. Jednak jeszcze nie widział zbyt dobrze. Z drwiącym uśmiechem zbliżył wargi do ust, by przy okazji przyjrzeć się rysom...
  Męskim rysom.
  Otworzył szeroko oczy i cofnął się nieznacznie, by objąć postać przerażonym spojrzeniem. Dopiero teraz znikła kobieca iluzja; ramiona i nogi, choć niezwykle delikatne, do złudzenia przypominające dziewczęce, należały do mężczyzny. Co prawda, nawet twarz miała w sobie subtelność i łagodność widywaną tylko u kobiet, ale od razu było widać, do kogo należy.
  Więc Bakugou Katsuki jest...
  Dojrzał rozszerzone w zaskoczeniu i panice szmaragdowe oczęta, po czym noc przeszył głośny pisk. Zaraz zawtórował mu męski wrzask bólu, gdy szabla przeszła na wylot pierś mężczyzny. Ten upadł na podłogę, kaszląc i plując krwią, i napotykając spojrzenie blondwłosego chłopaka, teraz pełne furii i żądzy mordu. Mimowolnie, ostatkiem sił, zdołał unieść kąciki ust. Więc to spotyka tych, którzy odkryją prawdę?
  Zapadła ciemność.

KINGSWhere stories live. Discover now