4.

164 15 24
                                    



Następnego dnia Taehyung obudził się wcześnie i wyszykował. Był umówiony na dziewiątą w galerii i nie zamierzał się spóźnić. Chciał być nawet wcześniej, jeżeli wiatry będą pomyślne. Bardzo się stresował. Jeszcze nigdy nie miał kupca na wszystkie obrazy, które aktualnie miał na sprzedaż. Zastanawiał się, jaka jest ta osoba i co ją zauroczyło w jego pracach. Przede wszystkim chciał podziękować.

Miał w planach ubrać się jakoś specjalnie, odświętnie, albo chociażby w coś wyprasowanego, ale tak się zestresował, że wciągnął na siebie po prostu czarny, gruby sweter z golfem i obcisłe spodnie w tym samym kolorze. W uszy powpinał wiszące kolczyki, dodał kilka srebrnych wisiorków na szyi, a na palce wsunął masę grubych pierścieni. Chciał nawet ułożyć włosy, aby wyglądać schludniej, ale wtedy zorientował się, że ma mało czasu. A dziś, jak na złość, jego włosy sterczały na wszystkie strony i za nic nie chciały się ułożyć. Był rozwścieczony.

Namjoon zaproponował mu, że zrobi śniadanie, ale ten był w takim stresie, że nie dałby rady niczego przełknąć. Dlatego też w zamian Kim przygotował mu jego rzeczy i zapakował je do płóciennej torby.

Przed wyjściem ucałowali się.

- Dasz sobie radę. - zapewnił go Namjoon, uśmiechając się ciepło.

Taehyung pokiwał głową, oddychając ciężko.

- Tak, dam sobie radę. - powiedział już zdeterminowany. Zacisnął dłonie w pięści i zrobił groźną minę, choć nie był tego kompletnie świadom, czym rozbawił Namjoona.

- No, idź tygrysie. Wykorzystaj tę determinację.

Tae skinął głową. Ucałował swojego hyunga jeszcze raz w usta i pognał na stację metra. Odgrywał w myślach całą scenę powitania, jak ściska dłoń kupca i jak z luzem się przedstawia i opowiada o obrazach. Wszystko wydawało się niezwykle proste, ale w rzeczywistości był tak zestresowany, że gdy głos z metra wypowiedział nazwę jego przystanku, podskoczył jakby nadepnął na jeża.

Na całe szczęście dzisiaj nie padało. Nie zniósłby dodatkowego wymijania kałuż i uważności przy ulicy, by nie zostać ochlapanym. Za bardzo był skupiony na tym spotkaniu. Dlatego czym prędzej przeszedł długą ulicą do galerii i wszedł przez duże drewniane drzwi. Skinął głową do portiera, z którym się znali, a ten odwzajemnił kiwnięcie z uśmiechem.

- Pan Lee czeka na pana u siebie w gabinecie. - powiedział starszy mężczyzna zza biurka przy drzwiach.

Taehyung przytaknął i podziękował. Wziął głęboki wdech i wspiął się po starych schodach na drugie piętro. Był tam tylko raz. Zazwyczaj spotykali się z panem Lee na innych piętrach pośród wystaw. Często przekazywał mu nieprzychylne wieści, więc nie było potrzeby spotykania się w gabinecie.

Na końcu korytarza wyłożonego białymi kafelkami znajdowały się ogromne, ciemnobrązowe drewniane drzwi z zamglonymi szybami w obydwu częściach, przez które nic nie było widać. Taehyung podszedł do nich, dodał sobie w myślach otuchy i po tym niepewnie zapukał, po czym nacisnął klamkę.

- Ach, Taehyung! - odezwał się pan Lee, gdy chłopak przekroczył próg. - Wejdź, proszę. - Podniósł się ze swojego fotela stojącego za biurkiem i podszedł do drzwi.

Przywitali się serdecznie, a po tym Taehyung spojrzał na drugiego mężczyznę wstającego z krzesła. Był w ciemnym garniturze, na nadgarstku miał duży złoty zegarek, jego włosy były czarne, a sam wydawał się być nieco niższy od Kima.

- Min Yoongi. Miło mi cię w końcu poznać. - wyciągnął dłoń z delikatnym uśmiechem.

Taehyung był w niemałym szoku. Kompletnie inaczej wyobrażał sobie swojego kupca. Przede wszystkim imaginował go sobie jako dużo starszego mężczyznę, może nawet lekko siwiejącego. A ten tutaj wydawał się może tylko kilka lat starszy. Dlatego też dopiero po chwili uścisnął jego dłoń, kiedy opuściło go zdziwienie.

tylko my || vmonWhere stories live. Discover now