Mecz i świadectwo

294 18 2
                                    

Podałem do Gabo, on wyminął obrońce i podał do Ricka. Ustawiłem się pod bramką. Mieliśmy tylko jedną szansę, bo do końca meczu została zaledwie minuta, a nikt z nas nie miał już sił na rzuty karne. Rick oddał piłkę brunetowi, który podał mi ją na główkę. Wyskoczyłem wysoko i skierowałem ją w stronę bramki...
Czas się zatrzymał, ludzie wstrzymali oddech, a jedynym dźwiękiem, który zakłucał tę ciszę, było moje serce, które waliło jak oszalałe. Obserwowałem tor lotu białej kuli, a jednak nie dostrzegłem ani skoku bramkarza, ani jej spotkania z siatką. Ocknąłem się dopiero gdy z trybun wydostał się jeden wspólny ryk, świadczący o niezmiernej radości. Dróżyna poderwała mnie z ziemi i podała puchar, którego chłód był tak przyjemny jak przyjemne było zwycięstwo. Właśnie tak chciałem zakończyć ten rok w instytucie i wyglądało na to, że moje marzenie się spełniło. Ba! Wszystkie moje marzenia się spełniły. Wygraliśmy mecz, skończyłem szkołę i co najważniejsze dostałem się do reprezentacji Meksyku bez pomocy taty, bo zgłoszenie wysłałem w tajemnicy przed wszystkimi. Nawet przed Gabo.
Propo bruneta, stał teraz na uboczu i patrzył w przestrzeń, a ja wiedziałem o czym myśli. Myślał o tym, że nic już nie będzie takie samo.

***
Po ceremoni zakończenia znalazłem Gabo na trybunach. Przez te ostatnie dni unikał mnie jak ognia, ale nie mogłem wyjechać zostawiając go w tym stanie.
- Zamierzasz udawać, że nigdy się nie znaliśmy? - spytałem siadając obok niego.
- A co to za różnica? - wzruszył ramionami - Wyjeżdżasz.
Zaśmiałem się mimowolnie widząc jego minę.
- Przecież cię nie zostawiam - parsknąłem - Jedziesz ze mną.
Brunet zamrugał zaskoczony, ale moje słowa jeszcze długo nie mogły znaleść żyznego gruntu.
- C..co? - wychrypiał wreszcie otwierając szeroko oczy.
Wybuchnąłem śmiechem i długo jeszcze wiłbym się pewnie po ziemi, gdyby brat nie uderzył mnie w głowę krzycząc: To nie jest śmieszne!
Wytarłem łzy z końcików oczu i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
- Jesteśmy braćmi. Naprawdę myślałeś, że pozwolę ci wrócić na wakacje do tej swojej dziury? Jedziesz ze mną do Meksyku. Wszystko ci pokażę, a kto wie, może spodoba ci się tak bardzo, że w przyszłym roku również dołączysz do reprezentacji?
- Naprawdę byś tego chciał? - niedowierzał.
Położyłem mu dłoń na ramieniu.
- Nie pozwolę ci tak łatwo się ode mnie uwolnić - odparłem.

Chat z Lorenzo [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now