Rozdział trzeci - Zakończenie

252 21 14
                                    


- Żadnego alkoholu, żadnych ciastek, może jeszcze zabronicie nam jeść mięsa? - zapytał beznamiętnie Richard. - A może jeszcze lepiej! Zaczniemy się odżywiać jak chomiki! Chleb na zakwasie, sałata, wafle ryżowe... - wymieniał raz po raz.

Oczywiście, wiedzieliśmy, że tylko się z nami droczy, przecież uwielbiał tego typu gadki. Chwilę później miał zamiar dołączyć się do niego Markus, żeby tylko jego najlepszy przyjaciel nie przegrał z nami tej słownej potyczki. Dyskusja prawdopodobnie trwałaby w najlepsze, gdyby nie Karl, który ni stąd ni zowąd, postanowił przerwać nasze zawiłe rozmowy.

- Chłopaki, może zamówimy pizzę? - zapytał nieśmiałym tonem, na co Freitag wydał z siebie zwycięski okrzyk. - Powiedziałem coś nie tak? - Rozejrzał się wokół, rzutując wzrokiem to po mnie, to po Stephanie.

Rozsiedliśmy się wygodnie na łóżkach, fotelach i sofie, które już niedługo miały zamiar zniknąć z pokoju mężczyzn i znaleźć zastosowanie gdzie indziej.

- A jak się Schuster dowie? - dopytywał Stephan, zerkając podejrzliwie na kolegów, jakby kryli pewien spisek.

- Proszę cię, nie mamy pięciu lat - żachnął się wąsacz. - Poradzimy sobie, a jeśli nie chcesz tu być, wystarczy powiedzieć - westchnął pod nosem, przesuwając meble w stronę drzwiczek balkonowych.

Brunet już miał coś dodać, ale powstrzymał się. Zastanawiałem się czy to przez nieśmiałość, a może niezwykłą cierpliwość dał sobie spokój z kłótnią z Richardem. Wszyscy byliśmy tak samo wyczerpani i tylko nielicznym dopisywały humory. Może to właśnie dlatego przekonałem wszystkich, że muszę po coś iść do pokoju? Może po prostu nie byłem w stanie się dobrze bawić? Obiecałem, że wrócę za parę minut, to miała być tylko chwila - nikt nie uwierzył w moje kłamstwo.

***

Kiedy tylko ulotniłem się z pokoju Eisenbichlera i Freitaga, przyspieszyłem kroku. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo byłem zdesperowany. Z jednego kamuflażu przechodziłem do kolejnego. Stawałem się kameleonem o ludzkiej skórze. Tłamsiłem w sobie uczucia, udawałem, że wszystko było w porządku i ściskałem dłonie tak mocno, że koniuszki palców aż bielały. Nikt nie powiedział, że ten mały, głupi, właściwie idiotyczny błąd zostanie naprawiony ot tak. Płonne nadzieje. Z impetem wbiegłem do pokoju, chcąc mieć to już za sobą. Miałem zamiar tylko raz przeczytać ten świstek papieru, a potem zapomnieć. Pewnie powinienem go wyrzucić i zwyczajnie ruszyć do przodu. Faktycznie, chciałem tak zrobić. Mój wzrok był skupiony na kremowej kopercie i pięknym piśmie, zbyt równym jak na standardowego człowieka - mężczyznę. Po raz ostatni się rozejrzałem, błagając w myślach, aby nikt mnie nie śledził. I tak popełniałem kolejny bezmyślny błąd, a ingerencja reszty, nie odwlekła by mnie od (jak się okazało) nieuniknionego. Niepewnie podniosłem opakowanie i delikatnie rozerwałem spód. W środku leżała kartka zgięta na pół, cała w piśmie. Odstępy linijek były odmierzone ołówkiem co do centymetra. Ostatnie zawahanie w mojej głowie przemknęło przeze mnie, powodując ostry ból w sercu. Może faktycznie tego nie chciałem...?

Wyprostowałem papier i zacząłem wodzić oczami po tekście. Już nic nie mogło mnie powstrzymać, a los mógł być z siebie dumny. Osiągnął to, czego chciał.


Andi

Wiem, że kazałeś mi przestać do Ciebie tak mówić. Chciałeś, żebyśmy zerwali kontakt, a ja nawet nie walczyłem do końca, żeby zrobić coś więcej. Po prostu pozwoliłem Ci odejść bez większego pożegnania w jakimś głupim klubie. Pewnie zaraz będziesz chciał wyrzucić ten bezsensowny list do kosza, a ja nic na to nie poradzę. Może po prostu źle to zaczęliśmy? - A może to ja popełniłem błąd, wdając się z tobą w tę bezsensowną relację.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 12, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

What goes around, comes around - StollingerWhere stories live. Discover now