Rozdział 6

317 23 67
                                    

Michael

   Posadziłem dziewczynę na przednim miejscu, tuż koło mnie, po czym zwinnym ruchem sięgnąłem ciepły koc z tylnego siedzenia i szczelnie ją nim opatuliłem. Nie stawiała żadnych oporów. Wręcz przeciwnie, ścisnęła małymi piątkami krawędź miłego materiału i naciągnęła ją pod samą szyję. Była naprawdę zmęczona i przemarznięta, więc nic dziwnego, że nie starała się sprzeciwiać.
Wygladała tak uroczo. Jej ciemne oczy odpoczywały pod osłoną ściśle zaciśniętych powiek. Czarne, długie rzęsy spokojnie opadały na zimnawe policzki. Jej usta, mimo bladej od temperatury cery, miały w sobie nutkę tej charakterystycznej, uwodzicielskiej czerwieni. Całość dopełniała bujna, gęsta fryzura, z której wypadało kilka pojedynczych pejsów włosów. A jej drobne, słabe ciałko, pokrywał mój ulubiony kocyk w kratkę, który zawsze i wszędzie woziłem ze sobą.
Bądź co bądź, ale jest piękną kobietą. Nawet w tak ciężkiej sytuacji potrafi wyjść z dobrą twarzą.

Sama podróż zleciała bardzo szybko, zarówno Shanté, jak i również mi. Różniły się tylko przyczyny. Moja towarzyszka pogrążyła się w śnie praktycznie od razu po przekroczeniu granic miasta, natomiast ja przez cały czas rozmyślałem, co właśnie się wydarzyło. Nie byłem pewien, czy aby na pewno robię dobrze, zabierając praktycznie obcą mi kobietę pod dach mojego domu, ale aż serce krajało mi się na myśl, że gdyby nie moja pomoc, spędziłaby tę ciężką, zimną noc zamarzając na małej ławeczce koło parku.

Czasami umysł toczy walkę z instynktami i sercem, próbując narzucić co jest odpowiednie w danej sytuacji. Podpowiada nam, co teoretycznie będzie dla nas najlepsze, nie biorąc pod uwagę ludzkiej natury. Za to serce skłania nas do kierowania się odczuciami. Nie zawsze warto się go słuchać, ponieważ często potrafi nas zgubić, szczególne w tak brutalnym i nieuczciwym świecie. Jednak czy naprawdę jesteśmy w stanie wyrzec się człowieczeństwa, a nasze uczucia schować w głęboką kieszeń? W głębi ducha wierzę, że każdy, co do jednego, ma chociażby malutką cząsteczkę wrażliwości, a tzw. Serce z kamienia, istnieje tylko jako pojęcie, nie mające odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Nim się obejrzałem moim oczom ukazał się dobrze znany wjazd na teren mojej ziemi. Odznaczał się dużą, drewnianą bramą, gdzie nie gdzie popisaną i obtoczoną przez prezenty od fanów. Następnie, po krótkim czasie mogłem dostrzec kolejny, tym razem nieco bardziej urodziwy wjazd. Jak zawsze, przywitał mnie pozłacany napis „Neverland", poprzedzający główną część mojej posiadłości.
Odetchnąłem z ulgą, wyłączając silnik. Cieszyłem się, że to koniec mojej trasy, gdyż mimo to, że posiadałem prawo jazdy i wszystkie niezbędne dokumenty, na drodze sprawdzałem się średnio... A w zasadzie nijak, dlatego samo zgaszenie samochodu powodowało na mojej twarzy delikatny uśmiech i w pewien sposób ulgę, wiedząc że nie spowoduje już dzisiaj wypadku, ani nikogo nie rozjadę.

Otworzyłem drzwi, od strony której siedziała pogrążona we śnie kobieta. Cała przykryta ciepłym kocem, spod którego wystawał jedynie czubek głowy.
Ostrożnie nachyliłem się wgłąb samochodu, odnajdując po omacku zapięcie od pasów, po czym pewnym ruchem je odpiąłem. Nie chciałem jej budzić. Była zmęczona i przemarznięta, więc zamiast próbować ją wybudzić i ocucić, wolałem własnoręcznie ją przenieść te parę metrów do dużego, buchającego ciepłem, budynku.
Jednak gdy tylko ułożyłem swoje ręce do przyjęcia na siebie ciężaru, kobieta momentalnie się wróciła do żywych. Delikatnie drgnęła, po czym niewyraźnie otworzyła zaspane oczka. Automatycznie posadziłem ją z powrotem na miękkim fotelu. Wiedziałem, że każdy może zareagować w danej sytuacji inaczej, dlatego wybrałem opcję zawierającą pewien dystans. Po prostu nie chciałem wychodzić naprzeciw niekomfortowej sytuacji.

One Day In Your Life | M.JOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz