Rozdział 12.

403 24 7
                                    

Po opatrzeniu dwóch dużych ran, przyniosła jeszcze ciastka i mleko. Co prawda nie jadłem dużo ale dzisiaj akurat zjadłem wszystko. Od dłuższego czasu nie mam co jeść więc jak darmowe to biorę. Mieszkała przy wodospadzie ale miała także młyn i niedaleko pole na którym znajdowały się różne uprawy a także pszenica z której robiła całkiem niezłe ciastka.
Chociaż wydawała się fajna musiałem już iść, w końcu nie wróciłem z towarem a jeszcze trochę pracy mi zostało.

─Wiesz co, muszę już iść dzięki za wszystko. ─ Rzekłem krótko z nadzieją wyjścia.

─Ale.. Spotkamy się jeszcze prawda? ─ Przytaknąłem i z zamiarem wyjścia przez ścianę wpadłem na nią. No tak moce, pamiętaj idioto. Przez chwilę patrzyła się na mnie dziwnie lecz też uśmiechnęła i zaśmiała. Na szczęście.. Ale i tak może myśleć że jestem debilem. Wychodząc usłyszałem tylko jej krzyk

─Poczekaj Kayn, to nie te drz.. ─ wtedy zacząłem spadać razem z taflą wody. Jak mogłem zapomnieć że mieszka trochę nad wodospadem? Po sekundzie byłem już cały mokry a mój strój robotniczy nie nadawał się do niczego.

─Ja pierdole. ─ Wyszedłem z wody a moje włosy były cięższe niż ja. Może czas je ściąć? Na razie tylko mogłem je wycisnąć z wody i śpieszyć się do tego grubasa od pracy. Pewnie i tak nic mi nie da a jak już to z 3 pointsy. Dopiero potem przestałem narzekać, że jestem mokry. Wszystko wyschło jak zacząłem biec. Nawet włosy, które stały się jeszcze bardziej miększe. Droga mi trochę zajęła, po co poszedłem do tej blondynki.. Może jednak nie będzie tak źle..

─Ty.. Wynoś się stąd! Zapłaciłem za to fortunę a ty nawet nie umiesz przynieść czegoś. Do tego pyskowałeś naszemu władcy. Zejdź mi z oczu. ─ Właśnie to usłyszałem po dotarciu do straganu. To nie był jednak dobry pomysł. Znowu to mnie spotyka, nie miałem innego pomysłu niż wrócić do domu. Jednak zanim to zrobiłem poszedłem jeszcze w jedno miejsce.

Później

Otworzyłem niezdarnie klamkę i spojrzałem na demona który co dopiero wstał ze swojej drzemki najwidoczniej.

─O-omen? ─ Chwiejnym krokiem usiadłem na fotel pijąc kolejny łyk soczku.

─To niezły soczek jak masz w jednej łapie whiskey a w drugiej rum. ─ Zamknij mordę, to moja historia. Omen tylko przewrócił oczami i usiadł obok.

─Bardziej napruć się nie dało? Jak Slumber wejdzie do domu to przecież on Ci miotłę w dupę włoży.. Nie toleruje pijaków w swoim domu. Zawsze mu żule siadają przy domu po upojnej nocy w jakiejś karczmie z córkami karczmarza. Ale on nadal mówi, że jego córki to grzeczne panienki które chodzą na każdą mszę do Kościoła.

─W ogóle to poznałem taką Marie. Ładna jest i w ogóle miła. Na szczęście nie jestem dla niej za stary.

─To na co czekasz? Aa, czekaj ty nie wolałeś lizać dicków? ─ Chociaż i tak po trunkach byłem skrzywiony, skrzywiłem się jeszcze bardziej.

─Nie? Zresztą pysk na kłódkę, to moja przeszłość. Teraz nie ma ligi, demona, zakonu i innych gówien. Więc moim nowym postanowieniem jest żyć jak Slumber. Normalny wieśniak.

─Seks z demonicą?! Wariat z ciebie.

─PRZESTAŃ, DOBRA? To chłopak. Liczy się dla mnie teraz coś innego.

─Ale combo, miał dużego? Ech, no dobra. Ale życie Slumber'a jest nudne wcześniej miałeś lepsze. Czemu to zmieniłeś i odpowiedź mi na jedno zanim przyjdzie ten kutas. Czemu tak się nawaliłeś?

─Chociaż żyje w spokoju.. Ponieważ straciłem pracę, parę godzin od zatrudnienia śmieszne co nie? W dodatku przez Swaina.

─Swain to skurwiel nie król. Zabrał synkowi starego króla koronę zabijając go znienacka i teraz się rządzi, żałosne. To stąd masz te bandaże?

─Ta, na szczęście tylko to. Ta dziewczyna mi pomogła.

─Jednak nie jest tak źle jak Ci się wydawało. ─ Wzruszyłem ramionami. W sumie to było ale miałem już wszystko gdzieś i byłem dla wszystkiego obojętny. Bez odpowiedzi poszedłem na górę i rzuciłem się na łóżko. Byłem co prawda zmęczony ale nie tylko tym, a także koszmarami. Tym razem dałem już sobie spokój z piciem i położyłem alkohol na stoliku. Uważnie przypatrując się kosie. Czasami tęsknię za przeszłością, nawet jeśli to było najgorsze co mnie w życiu spotkało. Tym razem już nic nie powróci. Moje życie będzie takie samo jak innych, nie będę już nigdy w lidze. To przyprawiało mnie o łzy, miałem dobry start a zepsułem wszystko. Usiadłem na łóżku i zacząłem cicho szlochać. Nienawidziłem siebie teraz. Zepchnąłem moją byłą broń z łóżka i się położyłem na boku.

Podczas tego kiedy Kayn już powoli zasypiał, kosa zaczęła jasno się świecić, a oko jakby chciało się otworzyć. Chociaż trwało to dość krótko przebłyski światła było widać w całym pokoju a nawet trochę poza ale i tak nikt tego nie zauważył a zwłaszcza ciemnowłosy, który podczas wydarzenia spał.

Cholera, Kayn. Co tu robi ten alkohol? ─ Rozciągnąłem się po wstaniu.

─Wczoraj miałem taki trochę kryzys. A o dziwo dzisiaj nie mam kaca. A jednak nie.. ─ Złapałem się za głowę i znowu położyłem. Ten tylko złapał się za głowę i westchnął. Po połowie godziny dopiero się otrząsnąłem a mój przyjaciel przyniósł mi nieznane picie. Pachniało ziołami.

─Pij i zapierdalaj szukać pracy. ─ Nadal zaspany, zacząłem powoli pić zioła zrobione przez Slumber'a. Po wypiciu niestety wygonił mnie z domu. Ech, znowu pewnie zwolnią mnie pierwszego dnia.

Chodziłem po całym Noxusie, to chyba najniebezpieczniejsze miejsce jakie widziałem. Nawet w piekłach tak nie jest. Na końcu drogi zobaczyłem tablicę z ogłoszeniami. Były trzy oferty pracy. Bartnik (1) kobylnik (2) i bankier.

Podejście nr. 1 - Bartnik

─Oferta nadal oficjalna? ─ Oparłem się na drzewo na miejscu w którym miałem się spotkać z moim pracodawcą.

─Jasne synu. ─ Powiedział stary mężczyzna, który najwidoczniej nie dawał sobie już rady z pracą.

─Narazie zbierz jedno wiadro miodu. Zobaczymy jak Ci pójdzie. ─ Zgodziłem się, kiedy on usiadł niedaleko mnie zacząłem wykonywać zadanie. Wszystko szło dobrze gdyby nie to, że coś mnie ugryzło. Chcąc odgonić owada wziąłem kij i zacząłem nim machać przy okazji robiąc coś głupiego.

─Coś ty zrobił?! ─ Przerażony mężczyzna zaczął uciekać jak mógł, przed stadem pszczół. Tak, dokładnie przez przypadek zniszczyłem ich dom.

─Chyba nic tu po mnie.... ─ Rzekłem do siebie i uciekłem z tamtego miejsca.

Podejście nr. 2 - Kobylnik

─Błagam Pana, potrzebuję tej pracy. ─ mówiłem bezlitosnym głosem wyginając się przed nim.

─Dobra, dobra! Wyprowadź konie, niech sobie trochę pobiegają. ─ Od razu się uśmiechnąłem i pobiegłem do stajni. Tym razem próbowałem robić to uważniej niż wcześniej.

Wypuściłem konie..

(1) Pszczelarz zbierający miód z drzew.
(2) Opiekuje się końmi.

Przepraszam za takie dupne tłumaczenie ale pisze ten rozdział resztkami sił. xD

League of romance. | Rhaayn ✔️Where stories live. Discover now