Rozdział 6

280 18 2
                                    

     Udałem się z Borisem do schronu. Broniły go stalowe drzwi zamykane na dźwignię. W schronie było kilka pomieszczeń. W jednym były dwa hamaki, w drugim stał stół, kuchenka, półka z zupami bekonowymi, kartami a o pod ścianą oparte o nią stało banjo. Trzeci pokój był łazienką ze zbitym lustrem i dwoma toaletami. Spędziłem tam kilka dni. Głównie grałem z Borisem w karty. Również sporo rozmawialiśmy. Na początku trudno było mi go zrozumieć ponieważ mówił szybko i nieco niewyraźnie. Po kilkunastu minutach zacząłem rozumieć co mówi. Dowiedziałem się również, że gra na banjo. Pewnego dnia spytałem się go czy mogę wyjść ze schronu. Boris nic nie odpowiedział. Na następny dzień zobaczyłem, że klucz do schronu zniknął. Spytałem Borisa:

-Dlaczego to zrobiłeś?

-Nie chcę żeby do głowy wpadło ci coś głupiego.

-Nie jestem dzieckiem.

-Ale nie znasz tego poziomu.

-Możesz iść ze mną. Będziesz mieć pewność, że nic mi się nie stanie.

-Dobrze. Niech ci będzie Henry. Ale zanim pójdziemy zrób mi zupę.

-Zgoda.

     Zacząłem szukać po schronie puszek zupy które były jeszcze nietknięte. Znalazłem pięć takich puszek. Wziąłem garnek z kuchenki i wlałem tam zawartość wszystkich pięciu puszek. Przez chwilę mieszałem zawartość aż nie uznałem, że jest wystarczająco ciepła dla Borisa.Przelałem ją do miski, podszedłem do niego z zupą i postawiłem na stole. W odpowiedzi wyciągnął zza swojego krzesła metalową skrzynkę. Otworzyłem jej wieko a wilczek zabrał się za jedzenie. Podszedłem do drzwi i umieściłem dźwignię w miejscu które było dla niej przeznaczone. Pociągnąłem za nią i drzwi zaczęły się otwierać.

    Boris podszedł do mnie z kością w dłoni gotowy na wyprawę. Wyszliśmy z bezpiecznego miejsca i podążyliśmy w głąb kolejnych poziomów. Za drzwiami w lewo był korytarz którym przyszliśmy a w lewo korytarz którego jeszcze nie znałem. Skierowałem się tam z Borisem. Kiedy doszliśmy do końca korytarza zobaczyłem tam małą budkę z napisem"Mały cud"

-Po co to jest Boris.

Ten w odpowiedzi po prostu wzruszył ramionami co oznaczało, że nie wie. Szliśmy dalej tym korytarzem. Dotarliśmy wreszcie do  otwartych drzwi ale w pokoju za nimi było ciemno. Przed drzwiami stało biurko. Powiedziałem do Borisa:

-Masz jakieś światło?

Ten ponownie nic nie odpowiedział tylko podszedł do biurka otworzył szufladę i wyjął z niej starą, dużą latarkę. Załączył ją i podał mi. 

-Dzięki-powiedziałem.

Znowu nie było z jego strony żadnej odpowiedzi. Po prostu nachylił głowę więc go pogłaskałem. Wyglądał na zadowolonego. Wkroczyłem do ciemnego pomieszczenia. Widać było, że latarka nie jest najnowsza bo nie widziałem dalej niż dwa metry przed siebie. Pokój w którym byłem musiał służyć za magazyn jakiś ważnych części ponieważ wszędzie były szafki zamykane na kłódki. Była tam również kolejna budka z tym samym napisem. Pokój był mały więc stosunkowo szybko przez niego przeszliśmy.

     Kiedy wyszliśmy z niego przed nami były zamknięte kolejne metalowe drzwi a w ścianie kratka z szybu wentylacyjnego.

-Ktoś chyba uwielbia metal-podsumowałem

Chciałem zawrócić ale ku mojemu zdziwieniu drzwi za nami również były zamknięte. Zacząłem się bać, że jesteśmy w pułapce. Przyjazny wilk oczywiście nie przejął się. Zwyczajnie wziął ode mnie latarkę otworzył kratkę z szybu wentylacyjnego i wczołgał się do środka. Po chwili drzwi zaczęły się otwierać. Przede mną otwierał się kolejny korytarz. Na ścianie naprzeciwko mnie wisiała przekrzywiona głowa Bendiego. Kiedy doszedłem do końca okazało się, że to zwykły filar. Kiedy wyszedłem zza niego wszedłem do ogromnej hali.

-Wow. Jakim cudem Joey to wszystko tutaj na dole upchnął?

     W hali było kilka siatek sięgających do pasa. Pod ścianą z prawej stało kilka kanap. Przede mną był ogromny filar. Był na nim napis na oddzielnej tablicy:"Niebiańskie zabawki". Nazwa ta nie mijała się za bardzo z prawdą. Pod słupem siedziały trzy pluszaki wzrostu dorosłego człowieka. Bendy, Boris i Alice. Obok nich były schody na nieco wyższy poziom. Poszedłem tam ponieważ czekał na mnie w tym miejscu mój towarzysz. Razem poszliśmy do pokoju za filarem.         Było tam mnóstwo półek na szynach na których siedziały małe pluszaki postaci które występowały w kreskówce. Na lewej i prawej ścianie były koła z owiniętymi taśmami. Obok nich były pudła pełne maskotek które czekały na wypełnienie. Przy suficie była rura którą płynął atrament. Pośrodku pokoju był stół na którym leżało koło zębate. Na jednej z maszyn był przycisk. Próbowałem go wcisnąć ale nie dałem rady. Dokładnie obejrzałem maszynę i zobaczyłem, że w taśmie są umieszczone pluszaki. Powyjmowałem je wszystkie i ponownie wcisnąłem przycisk. Tym razem dałem radę. Półki z maskotkami ruszyły. Przesunęły się tak bardzo, że ukazały drzwi. Wszedłem do środka. Boris zaczekał na zewnątrz. Kiedy wszedłem drzwi za mną same zamknęły się. Próbowałem je otworzyć ale były zamknięte. Obróciłem się i rozejrzałem po pokoju.

     Naprzeciwko drzwi był mniejszy pokój za szybą. W środku było ciemno. Nad nim był napis:"Ona jest naprawdę urocza" Na lewej ścianie była półka z pluszakami. Cały pokój był obklejony plakatami reklamującymi pierwszy odcinek z Alice Angel w kreskówce. Pod sufitem były również małe telewizory i reflektory. Podszedłem do szyby. Wszystkie światła w pomieszczeniu zgasły i zapaliły się zamiast nich reflektory. Odsunąłem się nieco od szyby. Na telewizorach wyświetliła się twarz Alice. Pomieszczenie za szybą oświetliło się i zobaczyłem w nim zwisający z góry mikrofon i drzwi z gwiazdą i napisem "Nasza Gwiazdka". Zaintrygowany podszedłem bliżej. Światło zamigotało a przy szybie pojawiła się postać. Odskoczyłem do tyłu. Postać przypominała mi Alice ale była inna.

     Miała czarną sukienkę i rękawiczki. Była wysoka. Największa zmiana była na twarzy. Prawa strona była normalna ale lewa była zdeformowana. Zamiast oka był pusty oczodół. Usta były rozcięte tak bardzo, że było widać zęby.Miała długie czarne włosy. Rogi były nieco większe a aureola wyrastała z głowy i była krzywa i przecięta. Krzyczała:

-Nie patrz na mnie! Jestem ohydna! To przez Joeygo!

-Co on ci zrobił?

-To ta przeklęta maszyna

Alice odwróciła się i wyszła przez drzwi. Po mojej prawej również otwarły się drzwi których wcześniej nie zauważyłem. Wszedłem przez nie.

                                                                *          *          *          *

Zatopiłam się w muzyce. Uświadomiłam sobie, że Hery nie wrócił od dosyć długiego czasu. Poczułam na swoim ramieniu dotyk i aż podskoczyłam na krześle. Odwróciłam się i zobaczyłam, że obok mnie stoi postać w którą się wcielałam. Była przepiękna. Odezwała się dźwięcznym głosem:

-Witaj Susie

-Witaj Alice

Podeszła i przytuliła mnie.

-Zawsze chciałam to zrobić-powiedziała Alice-jesteś tutaj sama?

-Nie. Jestem tutaj z Henrym ale dosyć długo nie wraca.

-Chodź ze mną. Nie będziesz tutaj siedzieć-wzięła mnie za rękę.

-Gdzie pójdziemy? I co z Henrym?

-Pójdziemy do mojego pokoju. A o Henrego się nie martw. Znajdę go.

Wskazała ręką na ścianę i otworzył się w tym miejscu tunel. Weszłyśmy tam razem.

Bendy and The Ink MachineWhere stories live. Discover now